Widzew Łódź wygrał ważny mecz z ŁKS-em Łódź. Dla wielu fanów jest on istotny w pierwszej kolejności z punktu widzenia lokalnej rywalizacji, ale dla trenera i klubu znaczenie powinien mieć przede wszystkim z perspektywy dalszego rozwoju Widzewa.
Jak przed derbami, tak i po ich końcowym gwizdku sporo mówi się o przyszłości trenera Janusza Niedźwiedzia. Znów pojawiają się w mediach spekulacje o jego przyszłości [DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ]. Skrupulatni analitycy wyliczają, jak słabo w całym 2023 roku radzą sobie w walce o punkty czerwono-biało-czerwoni. Pierwsze trzy mecze nowego sezonu 41-letniemu szkoleniowcowi mocno nie pomogły, bo porażki z Pogonią czy Jagiellonią miały spoko niepokojących znamion (oddanie po przerwie pola i niewykorzystanie prowadzenia 1:0 na wyjeździe), a jedyne zwycięstwo z Puszczą -absolutnym beniaminkiem na najwyższym poziomie ligowym w kraju – trudno uznać było za przekonujące.
W atmosferze obaw i wątpliwości Widzew z Niedźwiedziem na ławce przystąpił do prestiżowych 69. derbów Łodzi. I był w tym meczu lepszy. Stworzył groźniejsze sytuacje (oprócz bramki między innymi drugi gol z minimalnego spalonego czy okazja strzelecka Filipa Przybułka) i kilka razy solidnie wpłynął na dalszy wzrost wartości Aleksandra Bobka, utalentowanego bramkarza ŁKS-u. Widzew wygrał zasłużenie, a mecz mógł się podobać, choć jego poziom piłkarski pewnie trudno było uznać za najwyższy. Nie brakowało jednak walki, dramaturgii i ciekawych zagrań, więc wstydu żadnej ze stron nie przyniósł.
Czy umocnił pozycję Niedźwiedzia w Widzewie? Na pewno pozwolił trenerowi, ale też całemu środowisku, odetchnąć z ulgę. Wszyscy zdają sobie zapewne sprawę, że takie zwycięstwo, niezależnie od stylu i walorów artystycznych, może być przełomowe. Warto pamiętać, że Widzew wygrał drugi z rzędu mecz u siebie, co w tym roku wydarzyło się po raz pierwszy. Dźwignął przy tym ciężar derbowej rywalizacji. Z zewnątrz presja w takim meczu będzie bowiem odczuwalna zawsze, a czy piłkarze sobie z nią poradzili, czy po prostu jej nie odczuwali tak, jak otoczenie (choć pomeczowe wypowiedzi zdają się zadawać tej tezie kłam), to sprawa drugorzędna, bo liczy się wynik.
CZYTAJ TEŻ: Jordi Sanchez: Wiedzieliśmy czym są derby dla kibiców Widzewa
Ma on oczywiście olbrzymie znaczenie również dla trenera. Po pierwsze, daje nadzieję na to, że umie on reagować na niebezpieczeństwo potencjalnego kryzysu. Po drugie, dodaje sporo spokoju, który na tym etapie pracy jest bardzo potrzebny, bo wydarzenia najbliższych tygodni nadać mogą charakter całemu sezonowi. Kolejne porażki zepchną Widzew w dół tabeli i ligowa rywalizacja może zamienić się w walkę o przetrwanie/utrzymanie. W przypadku 2-3 dobrych wyników łodzianie, podobnie jak w zeszłym sezonie, mogą zaś na dłużej zagościć w górnej części tabeli.
Warto pamiętać, że w poprzednim sezonie Widzew w 4 pierwszych meczach zdobył 4 punkty. Teraz ma ich na koncie 6. Trudno więc bić na alarm. Takie też jest stanowisko klubu, zarówno w oficjalnych przekazach, jak i nieoficjalnych rozmowach. Trener Niedźwiedź cały czas uchodzi za ważne ogniwo całego, budowanego z zachowaniem dwuletniej już ciągłości, projektu sportowego. Z tego, co udało się nam ustalić, dywagacje dotyczące zmiany trenera nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Trzeba brać pod uwagę szerszy kontekst, a w tej perspektywie sytuacja nie jest zła.
Trwa okienko transferowe, zapowiadane są wzmocnienia, a w pierwszym składzie coraz lepiej wkomponowani zdają się być dwaj pozyskani latem zawodnicy – Luis da Silva i Fran Alvarez. Jeśli dojdzie do nich przynajmniej jeden nowy zawodnik, jeśli lider środka, jakim od dawna jest Marek Hanousek, będzie grać jak z ŁKS-em, a nie jak z Jagiellonią (swoją drogą po tym meczu czeski „profesor” był cholernie zły, bo zdawał sobie sprawę, jak zawalił), a za poczynania ofensywy będą z powodzeniem odpowiadać Bartłomiej Pawłowski i Jordi Sanchez, to Widzew może z powodzeniem walczyć o poprawienie wyniku końcowego z poprzedniego sezonu. Zwłaszcza że nawet jak obecnie nie przekonuje, to na tle wielu rywali dołu i środka tabeli wydaje się być zespołem groźniejszym.
NIE PRZEGAP: Widzew bardziej odpowiedzialny. W ŁKS-ie dużo niefrasobliwości
I tu wracamy do Niedźwiedzia. Od początku tę drużynę budował właśnie on. Zimą nie miał takiej możliwości, ale teraz ma nowych zawodników i może wprowadzać korekty i wymieniać słabsze ogniwa, zwłaszcza że pion sportowy w przypadku większości transferów, a przynajmniej potrzeb transferowych, mówi jednym głosem. I co kluczowe, przy dużym przywiązaniu wszystkich osób decyzyjnych w klubie do opracowanej wspólnie strategii i chęci konsekwentnej jej realizacji, z uwzględnieniem ostatnich dwóch lat, które sportowo pchnęły klub wyraźnie do przodu, ktokolwiek miałby dziś zastąpić Niedźwiedzia, byłby kilka kroków za nim. I to byłaby największa strata czasu, czasu, którego w przypadku kryzysu i złego startu, nowy trener mógłby już nie mieć.