ŁKS w 29 kolejce PKO BP Ekstraklasy zagra na stadionie Króla z Lechem Poznań. Zapowiada się na prawdziwe piłkarskie święto, bo sprzedanych zostało już prawie jedenaście tysięcy biletów (stan na wtorek, godzinę 18:15). Które starcia pomiędzy tymi zespołami najmocniej zapisały się w pamięci kibiców?
Trenerem ŁKS-u w sezonie 1984/1985 był Zygmunt Gutowski. Ełkaesiacy jesienią zawodzili. W piętnastu pierwszych meczach zdobyli tylko dwanaście punktów i jedynie dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu wyprzedzali piętnastą Lechię Gdańsk (liga liczyła wówczas szesnaście zespołów). Na wiosnę jednak ich forma wzrosła i ostatecznie, w głównej mierze dzięki serii siedmiu zwycięstw z rzędu, skończyli sezon na szóstym miejscu w tabeli.
W przedostatniej kolejce na własnym stadionie ŁKS podejmował poznańskiego Lecha. Łodzianie grali w tamtym momencie już tak naprawdę o nic, a lechici cały czas liczyli się w walce o europejskie puchary i mistrzostwo Polski. ŁKS w 29. minucie prowadził 2:0 po bramkach Krzysztofa Barana i Sławomira Różyckiego. W 36. minucie jednak strzałem z rzutu karnego odpowiedział Krzysztof Pawlak (legenda Lecha, 32-krotny reprezentant Polski). Minutę później Ryszard Robakiewicz indywidualny rajd z piłką zakończył ładnym strzałem w okienko bramki rywala i podwyższył prowadzenie łodzian. Napastnik ŁKS-u przebiegł z piłką kilkanaście metrów i oddał strzał w okienko, nie dając najmniejszych szans na skuteczną interwencje bramkarzowi rywala. 60 sekund później było już jednak 3:2, bo gola dla gości strzelił Stroiński. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza odsłona.
W 47 minucie wyrównał napastnika Lecha Grzegorz Kapica. Chwilę później na kąśliwy strzał z odległości 25 metrów zdecydował się Jan Ziober i pokonał Zbigniewa Pleśnierowicza. Tuż po tej bramce o zmianę poprosił bramkarz “Kolejorza”. Jego miejsce zajął Ryszard Jankowski, ale i on nie uratował poznaniaków przed wysoką porażką. W 60 minucie akcja duetu Robakiewicz – Marek Chojnacki zakończyła się kolejną bramką gospodarzy. Następnie dublet skompletował Baran, na co w 87 minucie swoim trafieniem odpowiedział Jarosław Araszkiewicz. Potem drugiego gola tego dnia zdobył Ziober, a wszystko zwieńczyła bramka Pawlaka z rzutu karnego – 7:5!
Ta strata punktów okazała się dla Lecha kosztowna, ponieważ ostatecznie poznaniacy nie znaleźli się nawet na ligowym podium. Otrzymali jednak przepustkę do gry w następnym sezonie w europejskich pucharach, ponieważ puchar Polski wygrał Widzew Łódź, który zajął trzecią pozycję na koniec rozgrywek.
W 1998 roku ŁKS zdobył drugie w historii mistrzostwo Polski. Ledwie dwa lata później łodzianie byli poważnie zamieszani w walkę o utrzymanie w lidze. Wynikało to w głównej mierze z tego, że po zdobytym mistrzostwie odeszła większość zawodników, która tworzyła ten mistrzowski zespół. Antoni Ptak sprzedał gwiazdy, a w ich miejsce sprowadził solidnych ligowców, ale nic ponadto. To doprowadziło do tego, iż po 26 kolejkach sezonu 1999/00 łodzianie zajmowali przedostatnie miejsce w tabeli, ze stratą czterech punktów do bezpiecznej strefy. W jeszcze słabszej sytuacji był Lech, który zajmował ostatnią pozycję.
Mecz mimo słabej formy obu zespołów cieszył się naprawdę sporym zainteresowaniem ze strony kibiców obu drużyn. Na stadionie przy al. Unii zasiadło tego dnia aż siedemnaście tysięcy kibiców. Wynikało to też m.in. z tego, że wstęp na to spotkanie (nie pierwszy raz za kadencji Ptaka zresztą) był darmowy.
W piętnastej minucie błyskawicznie akcję z rzutu wolnego rozpoczął Rafał Grzelak, czym zaskoczył obrońców rywala. Podania od Grzelaka otrzymał Marek Saganowski i na przeciwko siebie miał tylko bramkarza. “Sagan” jak to “Sagan” – nie pomylił się i wyprowadził ŁKS po kwadransie gry na prowadzenie. Więcej okazji bramkowych stworzyli sobie poznaniacy, ale nie udało im się pokonać dobrze dysponowanego tamtego dnia Michała Sławuta i ostatecznie wygrali 1:0. To nie uchroniło jednak łodzian przed spadkiem. Dwa ostatnie mecze sezonu przegrali i – tak samo jak Lech – spadli z ekstraklasy.
ŁKS fatalnie rozpoczął sezon 2007/08. W pierwszych siedemnastu meczach wygrali dwa razy i zdobyli tylko osiem bramek. Kluczowa okazała się jednak zmiana trenera. W połowie marca miejsce trenera Mirosława Jabłońskiego zajął Marek Chojnacki. Łodzianie za kadencji legendy ŁKS-u w dziesięciu ostatnich meczach zdobyli siedemnaście punktów i ostatecznie zakończyli sezon na jedenastym miejscu. Najlepszym meczem tamtego zespołu było spotkanie ostatniej kolejki z Lechem Poznań.
W 43 minucie Łódzki Klub Sportowy wyszedł na prowadzenie. Duży błąd przed własnym polem karnym popełnił bramkarz Lecha Emilian Dolha. Piłkę rumuńskiemu golkiperowi odebrał Łukasz Madej i zagrał do Jovinho, a temu pozostało jedynie umieścić piłkę w pustej bramce – 1:0 dla ŁKS-u. W drugiej odsłonie wyrównał Lech dzięki trafieniu peruwiańskiego napastnika Hernana Rengifo. Łodzianom udało się jednak rozstrzygnąć wynik tego meczu na własną korzyść w ostatniej akcji spotkania. W czwartej minucie doliczonego czasu gry gola strzelił ełkaesiak Gabor Vayer, który… kilkadziesiąt sekund wcześniej pojawił się na boisku. Do tego to on rozpoczął całą akcję bramkową, odbierając piłkę rywalowi w środku pola. Można powiedzieć, że Węgier został przy al. Unii piłkarzem jednej sytuacji, bo tamto trafienie było jego jedynym w biało-czerwono-białej koszulce.
– Nasi kibice ruszyli ławą na Bułgarską, zapełnili cały sektor. Po zwycięstwie wskoczyliśmy na płot. Widzę siebie, jak w amoku, czując rozpierającą mnie dumę, z bananem na twarzy i okrzykiem radości na ustach, wiszę na płocie tuż przy morzu łódzkich fanów. Czysta euforia. Symbol wszystkiego, co wydarzyło się tamtej wiosny w ŁKS-ie – wspominał po latach tamto zwycięstwo w swojej książce Sebastian Mila, jedna z głównych gwiazd tamtego zespołu.
Miał rację jednak Mila mówiąc, że już w autokarze powrotnym z Poznania piłkarze czuli, że pewna formuła się wyczerpała. Co prawda ŁKS podszedł do następnych rozgrywek i zajął nawet całkiem przyzwoite siódme miejsce, ale klubowi nie została przyznana licencja na kolejny sezon ekstraklasy. Później była już tylko równia pochyła w dół i upadek klubu w 2013 roku.
ŁKS w sezonie 2018/2019 z drugiego miejsca awansował z pierwszej ligi i po siedmiu latach przerwy wrócił do ekstraklasy. W pierwszych dwóch meczach sezonu ełkaesiacy zdobyli cztery punkty. Najpierw zremisowali bezbramkowo na własnym stadionie z Lechią Gdańsk, a później wygrali 2:1 z Cracovią. W tamtym momencie większość kibiców ŁKS-u myślała, że ten sen będzie trwał wiecznie i na koniec sezonu ich ulubieńcy zajmują miejsce być może nawet w grupie mistrzowskiej. Rozbudzone ambicje łódzkich kibiców symbolizowała frekwencja na meczu z Lechem – na stadionie przy al. Unii zasiadł tego dnia komplet 5452 kibiców.
Wynik spotkania już w czwartej minucie otworzyli goście. Pedro Tiba zagrał prostopadłe podanie do Joao Amarala, a Portugalczyk pewnym strzałem pokonał Michała Kołbę. Niewiele zabrakło, żeby gol był anulowany, ale linię spalonego po stronie ełkaesiaków złamał Artur Bogusz, więc bramka finalnie została uznana. Łodzianie się jednak nie poddawali i w 26 minucie odpowiedzieli za sprawą trafienia Daniego Ramireza. Błąd w wyprowadzeniu piłki popełnił bramkarz gości, Mickey van der Hart. To umożliwiło łodzianom wyjście za składną, dynamiczną akcją, którą zakończył strzał Ramireza. 120 sekund później wyrównał jednak Lech. Bogusz zablokował strzał Kamila Jóźwiaka, ale piłka od razu spadła pod nogi Darko Jevticia, który oddał cudowny strzał zza pola karnego. Strzeżący tego dnia bramki Łódzkiego Klubu Sportowego Michał Kołba nie miał najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Ponownie ŁKS miał trochę pecha, ale jednocześnie ta strata gola wynikała też z braku doświadczenia u większości piłkarzy beniaminka. Takich błędów jak przy obu bramkach przydarzyło się łodzianom jeszcze więcej. Przed przerwą i tuż po niej dwie dobre okazje do podwyższenia prowadzenia mieli Christian Gytkjaer i Amaral. Obydwie wynikały z tego, że ełkaesiacy chcieli za wszelką cenę rozgrywać piłkę po ziemi (to zresztą zgubiło ŁKS w całym tamtym sezonie). W obu tych sytuacjach gospodarzy przed stratą bramki uratował jednak Kołba, który prezentował się tego dnia bardzo dobrze między słupkami.
Piłkarze ŁKS-u przebiegli więcej kilometrów od rywali, wymienili więcej podań, z większą celnością i oddali więcej strzałów. To na Lecha tamtego dnia nie wystarczyło, ale ełkaesiacy zagrali naprawdę obiecująco. Jak się jednak okazało – w następnych miesiącach było tylko gorzej. ŁKS spadł z ekstraklasy z zaledwie 24 punktami na koncie.
Jak pokazuje przeszłość – wiele meczów z Lechem przeszło już do historii ŁKS-u. Poza spotkaniami wybranymi przez nas były też takie starcia jak ŁKS 8:1 Lech w 1957 roku (najwyższa wygrania łodzian w ekstraklasie) czy ŁKS 0:2 Lech w 1998, po którym to łodzianie świętowali drugie w swojej historii Polski. A jak będzie teraz? Tego dowiemy się w niedzielę, 21 kwietnia o godzinie 15:00, ale jedno jest pewne – emocji nie zabraknie. ŁKS nie przegrał trzech ostatnich meczów na stadionie Króla, a Lech mimo kłopotów cały czas liczy się w walce o mistrzostwo Polski.
1 Comment
a co to za gracz w łksie? Jan Ziober??
Był Jacek, ostatnia prawdziwa gwiazda łksu, Jana nie pamiętam🤣😂