Nie żyje Franciszek Smuda. Legendarnego trenera na łamach ŁS wpomina Andrzej Grajewski, były współwłaściciel Widzew Łódź.
Mało było w polskiej piłce postaci tak barwnych i charakterystycznych jak Franciszek Smuda. Legendarny trener, który zdobywał nie tylko mistrzostwa Polski, ale poprowadził też polski klub do Ligi Mistrzów. Słynął nie tylko ze swoich osiągnięć, ale również z często zabawnych wypowiedzi, z którymi był kojarzony. Poważną karierę trenerską rozpoczął w Łodzi, przy Piłsudskiego. Taką szansę dał mu w latach 90. Andrzej Grajewski.
– Można powiedzieć, że w pewnym sensie wynalazłem Franza. Poznaliśmy się na meczu w Płocku. On miał wszystko to czego ja oczekiwałem od trenera. Dając mu taką firmę jak Widzew mocno ryzykowałem. Ostatecznie oczywiście okazało się, że to była świetna decyzja, bo Franciszek Smuda stworzył potęgę Widzewa. On swoją pasją i zaangażowaniem sprawił, że RTS był taki jaki był. A był najlepszą drużyną w Polsce. Oczywiście ja mu w tym pomagałem, szukaliśmy wspólnych rozwiązań, często się kłóciliśmy. Ale na końcu obaj mieliśmy rację. – wspomina Grajewski.
Choć ostatecznie drogi obu panów z Widzewem się rozeszły, to wspólnie przecinali się w następnych latach.
– Kiedyś się zdzwoniliśmy, okazało się, że Franek pracuje w jakiejś firmie, nic związanego z futbolem. Ja znałem dobrze prezesa Zagłębia Lubin, które szukało szkoleniowca. Zaproponowałem, że załatwię mu tam posadę. Smudą się opierał, mówił, że to słaby zespół. Ale musiał gdzieś pójść, żeby znowu wskoczyć na tę karuzelę. Początki miał trudne, ale z czasem pojawiły się wyniki. I znowu ta kariera mu przyspieszyła, bo poszedł do Lecha i do reprezentacji Polski. Wtedy był już trenerem z nazwiskiem i renomą. A w Łodzi zaczynał jako tzw. no-name. Ale odpłacił się Widzewowi najpiękniej jak potrafił, bo napisał przy Piłsudskiego przepiękną historię…– mówi były właściciel RTS-u.