Gościem magazynu żużlowego na kanale: „Best_Speedway_Tv” był honorowy prezes H. Skrzydlewska Orła Łódź, Witold Skrzydlewski. Prezes zdradził chociażby, że żużel to hobby jego córki, a on sam nie może nazwać siebie wielkim fanem tej dyscypliny sportu.
Witold Skrzydlewski to honorowy prezes H. Skrzydlewska Orła Łódź, który niedawno był gościem żużlowego magazynu na kanale „Best_Speedway_Tv” emitowanym na YouTube. Prezes powiedział parę naprawdę ciekawych rzeczy, jak m. in. ta, że on niespecjalnie interesuje się tą dyscypliną sportu.
– Żużel to jest hobby mojej córki, nie moje. Ja nie jestem strasznym fanem tego sportu. Byłem kiedyś prezesem Widzewa, więc nie mogę być super fanem sportu pod tytułem „żużel” – powiedział Witold Skrzydlewski.
Honorowy prezes Orła powiedział także wprost, że poszukuje sponsorów, a klub funkcjonuje dlatego, że rodzina Skrzydlewskich musiała z własnych pieniędzy wyłożyć 3 miliony złotych. Dzięki temu Orzeł otrzymał licencję i nie ma długów.
– Dzisiaj, żeby klub dostał licencję i nie miał długów, moja rodzina musiała wyłożyć 3 miliony złotych. Gdyby nie to, że mamy w rodzinie zamożnych ludzi, którzy też prowadzą swoje interesy, to byśmy się tutaj przewrócili. Nawet byśmy nie rozmawiali, bo nie byłoby na prąd. W związku z tym poszukujemy sponsorów, poszukujemy darczyńców. Nie oczekujemy, że ktoś nam przyniesie 100 tysięcy, 200 tysięcy, 300 tysięcy, czy milion złotych. Będziemy szczęśliwi, jeśli ktoś nam powie, że co miesiąc wpłaci nam 500 złotych, tysiąc złotych, bo jeżeli tych ludzi będzie dużo, to też uzbiera nam się z tego jakaś kwota – mówił Witold Skrzydlewski.
Prezes Skrzydlewski nie krył też rozczarowania kibicami, których wprost nazwał „marnymi”.
– Największym sponsorem powinni być kibice. Kibice są marni. Tutaj się może obrażą, ale my z całego sezonu zebraliśmy z biletów 707-708 tysięcy złotych. Są kluby, które z jednego meczu mają 300 tysięcy. Jeżeli my za mecz w fazie play-off z Zieloną Górą u nas zebraliśmy 60 tysięcy złotych, to ja zadam pytanie, czy jest sens grać w play-offach? Jeśli zakończylibyśmy sezon przed play-offami, to kilkaset tysięcy złotych byłoby w kieszeni. Inne kluby zarabiają na tym pieniądze – kontynuował rozgoryczony Witold Skrzydlewski.
Honorowy prezes H. Skrzydlewska Orła Łódź zdaje sobie jednak sprawę, że w Łodzi jest duża konkurencja w postaci innych sportów.
– W Łodzi jest też taka różnica, że jest bardzo dużo innych sportów, które są w czubie. Mamy tutaj fenomen Widzewa, gdzie jest problem, żeby dostać bilet. Tak samo jest fenomen Lublina w żużlu, który dwa razy spuszczaliśmy do 2. ligi i wtedy było tam mało osób. Podobna sytuacja jest w Krośnie. Tam było 500-1000 osób na meczu, a dziś nie kupi się tam biletu – skomentował Witold Skrzydlewski, który dodał, że gdyby przyszedł sponsor, który chciałby ten klub przejąć, to oddałby go za złotówkę. – Gdyby przyprowadził pan wiarygodnego sponsora, który chciałby ten klub przejąć, to ja za złotówkę to oddam. Bo ja sobie kupię za 100 tysięcy krzesełko, kelnerka mi przyniesie kawę i stary, gruby dziad będzie sobie oglądał mecz, bo tak to nawet meczu nie mogę obejrzeć, bo mi nakładają karę za to, że coś tam powiem albo ludzie przychodzą i patrzą, żeby ze mną jakiś interes zrobić, ale nie taki, żeby coś dać od siebie, tylko jeszcze skorzystać – mówił z przekąsem honorowy prezes Orła.
Witold Skrzydlewski zapytany o to, czy nie czerpie już przyjemności z żużla odpowiedział wprost, że takowej nigdy nie miał.
– Ja nigdy nie miałem przyjemności z żużla. To jest hobby mojej córki. Moja mama prosiła, żeby to poprowadzić, bo córka poszła do babci. Zrobiliśmy rzeczy, które trzeba było zrobić. Powstał stadion, który był potrzebny. Przecież my dwa razy awansowaliśmy do Ekstraligi, ale odpuściliśmy udział w tych rozgrywkach, bo uważałem, że do rywalizacji w Ekstralidze potrzebny jest stadion. To nie jest sztuka awansować i później wydawać miliony na prowizorkę. Pewnie, że nieswoje pieniądze się łatwo wydaje, ale ja uważam, że publiczne pieniądze są jeszcze ważniejsze niż własne – powiedział szczerze Witold Skrzydlewski.
CZYTAJ TAKŻE>>>Przespana pierwsza połowa zadecydowała o porażce ŁKS-u