
Zmiana w grze i wynikach Widzewa nastąpiła po decyzjach, których mało kto się spodziewał. Igor Jovićević przestawił drużynę, odstawił od składu pewniaków, a postawił na graczy, którzy wydawali się drużynie niepotrzebni. I maszyna ruszyła.
Co by nie mówić o Danielu Myśliwcu, który do lutego prowadził drużynę Widzewa, to patrząc na grę jego zespołu, widać było tam jego rękę, jego ślad, czy wizję. Nie wychodziło to oczywiście tak, jak Myśliwiec zapewne sobie wymarzył – i chodzi zapewne o styl, wykonanie i wyniki – ale jego pieczęć na drużynie była.
Przykłady? “Pressing jest nienegocjowalny” – powtarzał były trener Widzewa i piłkarze zasuwali aż miło. Imad Rondić, najbardziej wysunięty z widzewiaków, “dziewiątka”, biegał od rywala do rywala. Czasem się to opłacało. Bośniak strzelił jesienią dziewięć goli, więc jemu na pewno. Wypromował się, poszedł grać do Niemiec, zarobił. I tam, i w Rakowie Częstochowa, do którego później trafił, nie szło mu już tak dobrze, jak w łódzkim zespole. Nie bez przesady jest więc stwierdzenie, że Myśliwiec go rozwinął. To samo moglibyśmy napisać o Jakubie Sypku, który przy tym trenerze rozegrał najlepszy sezon w życiu.
CZYTAJ TEŻ: Proszę Państwa, Widzew ma drużynę i trenera
Patryk Czubak, kolejny na liście trenerów Widzewa, trafił do piłkarzy, poprawił defensywę. Czy zespół miał za jego kadencji swój styl? Trwała za krótko, więc trudno powiedzieć. U Żeljko Sopicia styl się tworzył, w ofensywnie opierał się głównie na skrzydłowych. Wychodziło to różnie. I tak skórę Widzewowi najczęściej ratowali Fran Alavarez i Juljan Shehu.
U kolejnych trenerów czerwono-biało-czerwoni grali czwórką obrońców i trójką graczy w pierwszej linii. Każdy trener rywali dobrze wiedział, czego się spodziewać. To zmiana wobec tego, jak zespół ustawiał Janusz Niedźwiedź, gdy ten wywalczył awans do PKO BP Ekstraklasy i w niej grał. Niedźwiedź stawiał na trójkę w defensywie i wahadłowych. I do czasu to działało, później przestało. Zmiany, jakie wprowadził po Niedźwiedziu Myśliwiec, były więc ożywcze i skuteczne.
Teraz zespół prowadzi Igor Jovićević. I na początku niemal nic nie zmieniał. Gra i wyniki były słabe, więc Chorwat zdecydował się pomieszać w ustawieniu i w składzie. To był strzał w dziesiątkę, o czym najlepiej świadczą wyniki. Najpierw jego drużyna pokonała Piasta Gliwice, a potem Pogoń Szczecin. W lidze udało się oddalić od strefy spadkowej, a w STS Pucharze Polski awansować do ćwierćfinału. W obu meczach widzieliśmy na drużynie stempel Jovićevicia. To w końcu był jego zespół.
Zmiana systemu na 1-4-4-2 zaskoczyła chyba wszystkich (także Myśliwca, który teraz prowadzi Piasta). Dwójką grających obok siebie napastników Widzew nie grał od lat. Kiedyś takie ustawienie było na porządku dziennym, od jakiegoś czasu trenerzy się tego boją. W łódzkim zespole to działa, chociaż Sebastian Bergier i Andi Zeqiri to dość podobni do siebie napastnicy. Obaj nie są specjalnie szybcy, ale za to dużo biegają, szukają pozycji, dobrze się ustawiają, potrafią przewidzieć, gdzie spadnie piłka. Przed tą zmianą z przodu piłka szybko wracała spod pola karnego rywali na połowę Widzewa, trzeba było co chwilę ustawiać obronę. Teraz defensywni gracze i bramkarz mają chwilę oddechu, bo piłkę trzymają napastnicy. To duża zmiana na korzyść, którą widać gołym okiem. Obaj szukają się też nawzajem, pomagają sobie. No i strzelają gole.

Tutaj jeszcze warto na chwilę się zatrzymać. Nie wiemy, jakie były ku temu podstawy, ale Jovićević postawił na słusznie krytykowanego Zeqiriego. Najdroższego piłkarza w historii Widzewa przekreślili już chyba wszyscy, nie tylko kibice poirytowani grą Szwajcara. Nawet w klubie mówili, że pożytek z tego piłkarza będzie na wiosnę, po zimowych przygotowaniach. A nagle Chorwat dał go do pierwszego składu. Raz i drugi. W obu meczach Zeqiri strzelił po golu, ten drugi dał awans i przybliżył Widzew do pucharów. Kto mógłby to przewidzieć? Tylko jasnowidz.
Odzyskani dla drużyny zostali też Samuel Kozlovsky i przede wszystkim Bartłomiej Pawłowski. Po ciężkiej kontuzji kapitan Widzewa nie wrócił do formy sprzed niej. A wygrywał mecze, ciągnął zespół. Teraz nagle wrócił do składu i ciężko pracuje dla drużyny. Jego poświęcenie w defensywie (różnie z tym bywało w przeszłości) jest imponujące.
Ktoś wskoczył do składu, więc ktoś musiał z niego wypaść. Jovićević posadził na ławce Frana Alvareza, niekwestionowaną gwiazdę drużyny i nikt nie miał o to pretensji. Każdy widział, że Hiszpan nie jest w najlepszej formie, grał słabo. Irytowały jego dośrodkowania. Teraz są znacznie lepsze, piłkę kopie m.in. Pawłowski i robi to lepiej od kolegi. Trener Widzewa wykazał się dużą odwagą i to był dobry ruch.
CZYTAJ TEŻ: Widzew pobije rekord transferowy ligi? Robert Dobrzycki mówi “tak”
Sezon drużyna zaczynała z Samuelem Akere i Mariuszem Fornalczykiem na skrzydłach. Obu chyba przytłaczały oczekiwania wynikające z kwot, jakie Widzew za nich zapłacił. Wielu liczyło, że ten duet będzie wygrywał dla zespołu mecze, a tak się nie stało. Zamiast 2,2 milionów euro na skrzydłach ostatnio biegają tam Angel Baena, który przyszedł za darmo, i Pawłowski, przybity kontuzją, słabszą formą i siedzeniem na ławce. Niektórzy zaczęli mu liczyć miesiące pozostałe do emerytury. “Co będziesz robił po zakończeniu kariery?” – padały pytania.

Baena wywalczył karnego w Gliwicach, a w Szczecinie asystował przy golu Zeqiriego. Pawłowski zaliczył asystę w meczu z Piastem i asystę drugiego stopnia w pojedynku z Pogonią. Czy nie tego oczekuje się od skrzydłowych?
Wszystkie zaskakujące dla wielu decyzje Jovićevicia się bronią. Są skuteczne. A przecież o to chodzi.
Kolejny plus? Atmosfera. Szczególnie w pomeczowych kulisach widać, że Chorwat jest z piłkarzami, z drużyną, bardzo blisko. Przegrywa z nią i wygrywa z nią. Zaczęło to działać. Po Widzewie zaczęło być widać, że to zespół Jovićevicia. I to dobra wiadomość.