Widzew Łódź miał momenty przewagi, strzelił dwa gole z pozycji spalonych, ale…przegrał z Rakowem Częstochowa po bramce w samej końcówce.
W meczu 10. kolejki PKO BP Ekstraklasy widzewiacy podjęli na własnym stadionie Raków Częstochowa. Oba zespoły zaczęły sezon bardzo słabo. Łodzianie maja dziesięć oczek, częstochowianie osiem, a przecież jedni i drudzy mieli bić o najwyższe ligowe lokaty. Widzew w Sercu Łodzi ostatni mecz rozegrał dwa tygodnie temu przeciwko Arce Gdynia. Wtedy wygrał 2:0, ale w następnej kolejce poległ w Zabrzu po kuriozalnych błędach. Z kolei w środę podopieczni Patryka Czubaka męczyli się w Niecieczy, gdzie doprowadzili do dogrywki dopiero w doliczonym czasie gry. Czerwono-biało-czerwoni pokonali w tym sezonie jedynie zespoły z “niższej półki”. Przegrali z ekipami z czołówki: Lechem, Cracovią, Górnikiem, czy wciąż jakościową Pogonią. Choć “Medaliki” znajdują się obecnie w strefie spadkowej, to nikt nie ma wątpliwości, że pod względem kadry jest to absolutny top ligi. Zwycięstwo nad takim rywalem mogłoby mocno podbudować drużynę Czubaka i na to wszyscy w Łodzi liczyli.
Sam mecz lepiej zaczął się dla Widzewa, choć pierwszą groźną okazje stworzyli goście. Łodzianie przeważali i szukali sposobu jak dostać się pod bramkę strzeżoną przez Trelowskiego. W 12. minucie w polu karnym Medalików zrobiło się naprawdę gorąco. Piłkę dostał Fornalczyk, który zagrał do Shehu, a Albańczyk dośrodkował idealnie na głowę Samuela Akere. Nigeryjczyk wpakował piłkę do siatki, ale…tradycyjnie VAR anulował bramkę. Fornalczyk spalił w tej sytuacji. Szkoda gadać na to jakiego pecha ma w tym sezonie RTS. W dobrej sytuacji po kilkunastu minutach znalazł się Andi Zeqiri. Uderzył minimalnie niecelnie, ale sędzia i tak odgwizdał pozycję spaloną.
Częstochowianie zaczęli przejmować inicjatywę. Nie stworzyli zbyt wielu dogodnych okazji, ale w jednej z nich łodzianie mogą mówić o wielkim szczęściu. Z dużego zamieszania w polu karnym na szczęście jednak nic nie wyszło. W pierwszych 45. minutach goli nie oglądaliśmy.
Po zmianie stron przez moment oglądaliśmy naprawdę fajny dla oka mecz. Dużo się działo, ponownie pod bramka Rakowa. W 50. minucie widzewiacy znowu trafili do siatki, ale znowu odgwizdano pozycje spaloną. Tym razem był to ewidentny offside. Łodzianie przeważali, ale nie potrafili w przepisowy sposób objąć prowadzenia. W 68. minucie świetną sytuację miał Fornalczyk, który dostał fantastyczną piłkę od Teklicia. Skrzydłowy RTS-u zrobił wszystko tak jak powinien, ale częstochowianie wyszli z tej sytuacji obronną ręką i mieliśmy róg. Osobne słowa należą się panu Łukaszowi Kuźmie, sędziemu głównego tego spotkania. To było fatalne spotkanie w jego wykonaniu. I nie chodzi o anulowane bramki łodzian, a o decyzje dotyczące fauli czy spornych sytuacji. Ale na Widzewie chyba wszyscy się już tego przyzwyczaili. W 72. minucie na boisku w barwach Rakowa pojawił się Imad Rondić, który jeszcze niedawno strzelał gole dla Widzewa. Przywitały go…gwizdy kibiców.
Na pochwały zasługuje gra w obronie w wykonaniu RTS-u. Czerwono-biało-czerwoni naprawdę wyglądali pod tym względem dobrze. Niestety, ostatnie słowo należało do gości. W doliczonym czasie gry uderzeniem głową Ilicia pokonał Diany-Fadiga. Łodzianie rzucili się do ataku, ale nie przyniosło to wyrównania. Widzew przegrał 0:1. Czerwono-biało-czerwoni niby stwarzali sytuacje, ale Raków nie miał realnych problemów z ich przerywaniem. To szósta (!) porażka łodzian w tym sezonie.
Widzew Łódź – Raków Częstochowa 0:1
Diaby-Fadiga (90.)
Widzew Łódź: Ilić, Krajewski Andreou, Visus, Therkildsen (77. Kozlovsky), Alvarez, Selahi (58. Teklić), Shehu (45. Czyż), Akere (58. Baena), Fornalczyk, Zeqiri (58. Bergier)
Raków Częstochowa: Trelowski, Tudor, Racovitan, Svarnas, Adriano, Barath, Bulat, Ameyaw (90. Konstantopoulos), Lopez (79. Struski), Pieńko (Diaby-Fadiga), Brunes