Ideałem są niskie pensje podstawowe i pieniądze do podniesienia z boiska. Ale Widzew musi zderzyć się z rynkiem.
Gdy latem 2019 roku prezesem Widzewa została Martyna Pajączek, chętnie dawała nowym piłkarzom wysokie kontrakty. Mówiło się i pisało o zarobkach rzędu 50, 40, 35 tysięcy złotych – w drugiej lidze!. W ten sposób Pajączek ściągała piłkarzy z ekstraklasy. Zawodnicy o mniejszej renomie mogli liczyć na trochę mniejsze pensje, ale i tak wysokie jak na pierwszoligowe warunki. Teraz ma się to zmienić. Szefowie Widzewa, jeszcze przed zmianą władzy, mówili, że po pandemii eldorado się skończyło i teraz trzeba będzie oglądać każdą złotówkę. Nowy właściciel Tomasz Stamirowski dofinansuje spółkę, ale nie zamierza szastać pieniędzmi.
– Wykonaliśmy audyt umów z piłkarzami, które są w klubie i mamy swoje spostrzeżenia – mówi nowy prezes Mateusz Dróżdż. – Chcemy płacić za zwycięstwa, za punkty. Z kolei w kwestii młodych piłkarzy, to chcielibyśmy ujednolicić płace, by każdy gracz akademii miał taką samą umowę – niska podstawę, a więcej pieniędzy do wywalczenia za minuty na boisku.
Ideały kontra rynek
Tyle tylko, że Widzew na gwałt potrzebuje wzmocnień, a jak przyciągnąć do Fortuna 1. Ligi dobrych piłkarzy? Oczywiście, można im mówić historii i tradycji RTS-u, o wizji rozwoju klubu, wspaniałych kibicach, itd., itp., ale w końcu pada pytanie o zarobki. Dobrych zawodnikom trzeba dobrze zapłacić i Stamirowski zdaje sobie z tego sprawę. – Podnoszenie pieniędzy z boiska – za występy i sukcesy, to ideał, bardzo bym chciał, by tak było, ale jest też pewna realność rynku. Potrzebujemy wzmocnień, za niską podstawę nikt nie przyjdzie. Trzeba to wszystko wyważyć, zderzyć się z rynkiem – mówi właściciel Widzewa.
Ludzie znający realia pierwszej ligi twierdzą, że naprawdę dobrzy zawodnicy chcą zarabiać nawet 50 tys. zł, bo takie są stawki w biedniejszych drużynach ekstraklasy. Problem Widzewa polegał na tym, że przeciętnym graczom płacono bardzo dużo, za dużo jak na ich umiejętności. Teraz ma się to zmienić.
Stamirowski zdradził, że budżet na drużynę wynosić będzie w nowym sezonie 5-5,3 mln zł. – To solidny budżet, ale na pewno nie najwyższy w lidze. Pamiętajmy jednak o tym, że inne kluby dostają bardzo duże dotacje z miasta. Taki GKS Katowice na samą sekcję piłkarską, na czysto, dostaje 6,5 mln zł – zauważył.
Nie jest jednak tak, że Widzew jest biedny i nie będzie go stać na piłkarzy. Latem odeszło z Widzewa 11 piłkarzy, w tym ci, którzy mieli najwyższe kontrakty. W sumie zwolniło się kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. Oprócz tego z listy płąc zeszło aż trzech pierwszych trenerów: Marcin Kaczmarek, Enkeleid Dobi i Marcin Broniszewski. To więc spore oszczędności i budżet na nowych zawodników.