Pewni siebie i bardziej skuteczni. Co zmieniło się w ŁKS-ie pod wodzą Marcina Matysiaka?
Kilka tygodni temu miejsca Piotra Stokowca na stanowisku trenera ŁKS-u zajął Marcin Matysiak. Ełkaesiacy za kadencji nowego szkoleniowca w pięciu meczach zdobyli siedem punktów. Poprawę w grze, jak i punktowaniu widać gołym okiem. Ale co dokładnie zmieniło się na plus, jeśli chodzi o spotkania ŁKS-u?
Czytaj także: Trener ŁKS-u: “Nie wstydzę się błędów”.
Po przegranych derbach Łodzi przez ŁKS pisaliśmy (TUTAJ ), że największym problem piłkarzy dwukrotnych mistrzów Polski jest wszechobecna bojaźń widoczna w ich boiskowych poczynaniach. Dodaliśmy, że zmiana mentalności u piłkarzy będzie jedną z najważniejszych rzeczy, nad którą będzie musiał pracować nowy trener ŁKS-u, żeby poprawić wyniki drużyny. I tak faktycznie się stało.
Matysiak w przeciwieństwie do Stokowca, nie tylko ten problem zdiagnozował, ale – przynajmniej na razie – go rozwiązał. Najlepiej było to widać w ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa. Łodzianie mimo że grali z aktualnym mistrzem Polski, to prowadzili z nim naprawdę wyrównane spotkanie. Dość powiedzieć, że Raków gola wyrównującego strzelił dopiero w 97. minucie. Oczywiście, w drugiej połowie na boisku zdecydowanie dominował Raków i to częstochowianie mieli więcej akcji bramkowych. Niemniej jeszcze w pierwszej połowie ełkaesiacy mieli długie fragmenty, kiedy to utrzymywali się z piłką na połowie rywala. Raków momentami rozpaczliwie bronił się w jedenastu zawodników na własnej połowie przeciwko ŁKS-owi – to zdanie jeszcze kilka tygodni temu brzmiałoby skrajnie absurdalnie, a przecież tak faktycznie było. Zresztą nawet w drugiej odsłonie łodzianie mieli kilka okazji do zdobycia bramki – piłka po strzale Daniego Ramireza trafiła w słupek. Sporego stracha obrońcom Rakowa swoimi rajdami narobili też Kay Tejan i Antoni Młynarczyk.
Piłkarze ŁKS-u po przyjściu nowego szkoleniowca w końcu poczuli, że jedynymi sposobami na nieprzegranie z wyżej notowanym rywalem nie jest wyłącznie nisko ustawiona linia defensywa i rozpaczliwa obrona. Można zanotować dobry wynik z wyżej notowanym rywalem, a przy tym prowadzić z nim wyrównanie spotkanie. A to bezpośrednio łączy się z pewnością siebie. Gdyby ełkaesiacy nadal byli tak bojaźliwi jak za kadencji Stokowca, to nie zagraliby takiego meczu jak z Rakowem. To samo można powiedzieć o spotkaniu z Wartą Poznań. Gdyby nie pewność siebie, to ŁKS przegrałby to spotkanie. W pewnym momencie goście zapewne poddaliby się i pozwolili strzelić gola cały czas napierającym na bramkę Aleksandra Bobka rywalom. Tak się jednak nie stało. Łodzianie przetrwali trudniejsze momenty pod własną bramką i w drugiej połowie wyprowadzili akcję, która dała im zwycięstwo. Albo gdyby nie pewność siebie, to dwukrotni mistrzowie Polski nie zagraliby tak jak z Puszczą Niepołomice, kiedy to jako pierwsi stracili gola. W tamtym momencie przelała się czara kibiców ŁKS-u. Fani po stracie bramki przez ełkaesiaków obawiali się, że będzie to osiemnaste ligowe spotkanie ŁKS-u z rzędu bez zwycięstwa. Dlatego, żeby “zmotywować” łódzkich piłkarzy i wyrazić swoje niezadowolenie z ich boiskowych poczynań, kibice ŁKS-u poczęstowali swoich ulubieńców sporą porcją wyzwisk i wulgarnych przyśpiewek. To nie podłamało jednak piłkarzy, którzy odwrócili wynik tamtego spotkania i ostatecznie wygrali 3:2.
Najdobitniejszymi przykładami tego do jak dużej przemiany doszło w drużynie ŁKS-u w ostatnich tygodniach są wypowiedzi samych zawodników. Tak po porażce z Widzewem wypowiadał się Marcin Flis:
– Na pewno trudno przekonać ludzi do tego, że utrzymamy się w lidze, jeśli oglądają nasze mecze. Nie wygraliśmy od sierpnia, nie mamy mocnych argumentów w takiej rozmowie. Zapewniam, że ciężko trenujemy i każdy stara się podchodzić do obowiązków z pełnym profesjonalizmem, zaangażowania nie brakuje, ale jakie są efekty, widzimy. Nie potrafimy gromadzić punktów i to jest problem – mówił zrezygnowany Flis w rozmowie z portalem “Weszło”.
Po remisie w ostatnim meczu z Rakowem nastroje u piłkarzy wyglądały zupełnie inaczej. Przypomnijmy. Michał Mokrzycki był załamany i miał łzy w oczach po zremisowaniu spotkania z mistrzem Polski.
Obydwóm towarzyszyły więc emocje negatywne. Ale z jak różnych powodów – Flis był załamany słabymi wynikami i niemożnością wyjścia z kryzysu. U Mokrzyckiego była to sportowa złość wynikająca z tego, że miał on świadomość, iż ŁKS spokojnie mógł Rakowa pokonać na własnym stadionie. Pomocnik łodzian faktycznie wierzył w to, że są oni w stanie wygrać ze zdecydowanie wyżej notowanym rywalem. I nie ma co się dziwić, bo miał ku temu powody. Po zachowaniu Mokrzyckiego widać, że piłkarze ŁKS-u faktycznie wchodzą na boisko z nastawieniem “liczy się tylko zwycięstwo”. Za kadencji Stokowc to hasło również padało w szatni przed meczami, ale było bardziej pustym frazesem, za którym nie szły wydarzenia boiskowe. Teraz jest zupełnie inaczej.
ŁKS w dziesięciu meczach za kadencji Stokowca wykonał 39 rzutów rożnych. Strzelił z nich tylko jednego gola. Uczynił to Piotr Janczukowicz, który trafił do bramki rywala po tym stałym fragmencie gry w spotkaniu z Piastem Gliwice. Trzeba jednak zaznaczyć, że w tamtej akcji ogromny błąd popełnił bramkarz gliwiczan, który źle wypiąstkował piłkę. To znacznie ułatwiło wówczas zadanie zawodnikowi Łódzkiego Klubu Sportowego. Stokowiec próbował odświeżyć sposób wykonywania rzutów rożnych, ale – jak pokazują statystyki – niewiele z tego wyszło.
Zmienił to Matysiak. Już w pięciu meczach za jego panowania można dojrzeć stałe schematy podczas wykonywania rzutów różnych. W tym czasie łodzianie wykonali 23 rożne. Zdobyli po nich jedną bramkę i wywalczyli dwa rzuty karne. Karne ŁKS wywalczył w meczach z Puszczą Niepołomice i Rakowem Częstochowa. W obu sytuacjach ustawiony przy bliższym słupku był Rahil Mammadov. Azer dwukrotnie oddał strzały głową, które zostały zablokowane przez rywali nieprzepisowymi zagraniami ręką. Bramka padła po tym, jak ustawiony bliżej dalszego słupka Janczukowicz uwolnił się spod krycia obrońców Warty i mocnym strzałem pokonał bramkarza rywala.
Dośrodkowania z rzutów rożnych na skrzydłowego, który stoi bliżej dalszego słupka to też schemat. Taka sytuacja miała już miejsce chociażby w meczu ze Stalą Mielec. Wtedy w rolę Janczukowicza wcielił się Husein Balić. Piłkę na pole karne wrzucił Michał Mokrzycki, zagranie to przedłużył Marcin Flis, a piłkę w bramce umieścił właśnie Balić. Gol nie został ostatecznie uznany przez rzekomy faul w ataku Austriaka.
Generalnie rzuty rożne to element, do którego ŁKS ma dobrych wykonawców, ale jeszcze do niedawna zupełnie marnotrawił ich potencjał. Riza Durmis, Michał Mokrzycki czy Dani Ramirez, jak na standardy ekstraklasy, potrafią naprawdę nieźle dośrodkować piłkę. I szkoda, że musieliśmy czekać aż do lutego, żeby zobaczyć ełkaesiaków dobrze wykonujących rzuty rożne oraz mających pomysł, żeby te rożne wykorzystywać.
Duża część łódzkich kibiców po tym, jak Matysiak został trenerem seniorskiego zespołu Łódzkiego Klubu Sportowego życzyła sobie tego, żeby gra ełkasiaków ponownie była bardziej ofensywna i po prostu bardziej przyjemna dla oka. I to też już Matysiak w jakimś stopniu wprowadził. Było to widać chociażby z Rakowem. Ełkaesiacy byli bardzo aktywni w ofensywie i często wymieniali się pozycjami. Chwilami Kamil Dankowski (nominalny prawy obrońca) grał jako skrzydłowy, a jego miejsce na prawej flance zajmował stoper Levent Gulen. Przez tę wymienność pozycji piłkarze Rakowa często byli zdezorientowani i nie wiedzieli, których zawodników rywala mają kryć.
Ełkaesiacy nie mieli problemu z tym, żeby przeciwko mistrzowi Polski stworzyć zabójczy atak pozycyjny. Przykładem takiej sytuacji może być akcja z jedenastej minuty spotkania. ŁKS przeprowadził kilkupodaniową szarżę i tylko słupek po strzale Dankowskiego uratował wówczas rywali przed stratą gola. Na tak grający Łódzki Klub Sportowy kibice czekali od momentu powrotu do ekstraklasy.
Heatmapa Kamila Dankowskiego z meczu z Rakowem Częstochowa (źródło: Sofascore)
ŁKS Matysiaka nie jest też jednak zespołem jednowymiarowym. Ełkaesiacy potrafią zagrozić bramce rywala poprzez atak pozycyjny, ale równie dobrze radzą sobie w kontratakach. To właśnie po takiej sytuacji padła bramka na 3:1 w meczu z Puszczą. Wtedy świetną dwójkową akcję wyprowadzili skrzydłowi Młynarczyk i Balić, którzy bardzo szybkim tempem rozegrania tego kontrataku nie dali szansy na odpowiednią reakcję rywalom.
Zwiększyła się też liczba okazji do strzelenia gola, którą kreują sobie ełkaesiacy. W pięciu ostatnich meczach za kadencji Stokowca ŁKS wypracowali współczynnik xG (oczekiwanych goli) na poziomie 2.52. W pięciu dotychczasowych Matysiaka jest to 5.47, czyli ponad dwa razy więcej. A warto dodać, że ŁKS Matysiaka mierzył się w tym czasie z trudniejszymi rywalami. Za Matysiaka zagrali z jednym słabszym rywalem (Puszczą), ale w reszcie spotkań nie byli faworytami. Inaczej było za Stokowca. W jego pięciu ostatnich spotkaniach ŁKS zagrał z czteroma niżej notowanymi rywalami i tylko jednym z wyższej półki (Legią Warszawa).
ŁKS musiał uznać wyższość rywala w derbach Łodzi w głównej mierze dlatego, że przegrał walkę o środek pola. Kontrolę nad tzw. drugą linią przez większość spotkania mieli widzewiacy. Mokrzycki (nr. 14) grał zbyt wysoko, a Adrien Louveau (nr. 24) był ustawiony zbyt blisko linii bocznej. Dzięki temu Widzew grający czwórką wąsko ustawionych pomocników miał przewagę w tej części boiska.
Za kadencji Matysiaka środek pola został zdecydowanie bardziej zagęszczony. Kluczowe okazało się przede wszystkim bardziej kompaktowe i wąskie ustawienie duetu Mokrzycki – Louveau, którzy dzięki temu lepiej zabezpieczają bramkę Bobka.
Warto też zwrócić uwagę na bardziej cofniętą pozycję Ramireza (nr. 16). Hiszpan nadal jest najbardziej ofensywnie usposobionym środkowym pomocnikiem ŁKS-u. Niemniej gdy wymaga tego sytuacja, to cofa się nieco niżej, pomagając w destrukcji partnerom z zespołu.
Heatmapa piłkarzy ŁKS-u z 70. derbów Łodzi
Heatmapa piłkarzy Widzewa z tego samego meczu
Heatmapa piłkarzy ŁKS-u z ostatniego spotkania z Rakowem
Łódzki Klub Sportowy stał się bardziej nieprzewidywalny dla rywali, ale jednocześnie widać w jego grze wypracowane schematy. “Rycerze Wiosny” wyglądają na zespół poukładany, który ma plan na dane spotkanie i – co ważne – potrafi go zrealizować. Porównania gry łodzian do samolotu lecącego bez pilota – przynajmniej na razie – są nieaktualne.
Czy zmiany wprowadzone przez Matysiaka dadzą ŁKS-owi utrzymanie na koniec sezonu w ekstraklasie? Tego dopiero się dowiemy. Nie zmienia to jednak faktu, że Łódzki Klub Sportowy po kilku miesiącach marazmu w końcu wrócił na właściwe tory.
Autorem tekstu jest Adam Kowalewicz.