Rozczarowanie czy ruchy na miarę oczekiwań – jaka jest prawda o letnim oknie transferowym ŁKS-u?
Oczekiwania wśród kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego wobec minionego letniego okienka transferowego były naprawdę spore. W końcu było to pierwsze okienko, za które w pełni odpowiedzialni byli: nowy wiceprezes ds. sportu Robert Graf i menadżer działu skautingu Dominik Jarosz. Pierwszy z nich udanie pracował w takich klubach jak Raków Częstochowa czy Warta Poznań, a Jarosz odznaczył się w Lechu Poznań, Legii Warszawa lub Rakowie. Liczono, że osoby z takim doświadczeniem nie popełnią błędów Janusza Dziedzica, poprzedniego dyrektora sportowego, i wzmocnią zespół przed walką o powrót do ekstraklasy.
Zadanie jednak nie należało do najłatwiejszych, ponieważ uwaga osób pracujących w pionie sportowym ŁKS-u musiała być podzielona. Łodzianie nie mogli się w pełni skupić wyłącznie na sprowadzaniu nowych piłkarzy. Byli zmuszeni do poświęcenia swojego czasu również wyczyszczeniu kadry z niepotrzebnych, przepłaconych graczy, którzy zawiedli na poziomie ekstraklasy. I to faktycznie ŁKS zrobił, bo tak naprawdę wszyscy zawodnicy, którzy najbardziej przyczynili się do spadku z ekstraklasy, odeszli. Za to Grafowi i Jaroszowi należą się brawa, natomiast jeśli chodzi o piłkarzy sprowadzonych do klubu, to ich bilans nie wygląda aż tak korzystnie.
Zacznijmy od pozytywów. Dwa ruchy okazały się strzałami w “dziesiątkę”. To Andreu Arasa i Stefan Feiertag. Łącznie jako napastnicy w rundzie jesiennej strzelili 15 goli i zanotowali 6 asyst. To bardzo dobry bilans, zwłaszcza że “Rycerze Wiosny” w ostatnich latach mieli ogromne problemy ze sprowadzeniem jakościowych, skutecznych “dziewiątek”. Dość powiedzieć, że ostatnim tego typu piłkarzem, który strzelił dla ŁKS-u dwucyfrową liczbę goli w jednym sezonie, był Rafał Kujawa w rozgrywkach 2018/2019.
W ostatnich meczach zarówno Arasa, jak i Feiertag nie grali aż tak dobrze, jak na początku sezonu. Arasa ostatnie trafienie zanotował 6 października w wygranym 3:0 meczu z GKS-em Tychy. Austriak natomiast w ostatnich tegorocznych spotkaniach nieco zatracił swoją skuteczność i gdyby był w optymalnej formie, to w meczu z Arką Gdynia zapewne zanotowałby co najmniej jedno trafienie. Niemniej obydwaj dali ŁKS-owi na tyle dużo dobrego w minionym półroczu, że spokojnie możemy ich określić mianem udanych ruchów.
Po więcej informacji o ŁKS-ie zapraszamy na kanał YouTube “Wieści z al. Unii”, gdzie regularnie pojawiają się komentarze, analizy i relacje dotyczące Łódzkiego Klubu Sportowego.
Podobnie sprawa ma się w przypadku Mateusza Kupczaka oraz Łukasza Wiecha. Nie było może to transfery aż tak dobre jak Arasy i Feiertaga, ale Kupczak z Wiechem również wydatnie wspomogli swoją grą ŁKS. Z transferem Kupczaka wiązano naprawdę spore oczekiwania. Nie bez powodu – w końcu to piłkarz, który ma w CV ponad 200 meczów w ekstraklasie. Były kapitan Warty Poznań te wymagania spełnił. Jako “szóstka” dobrze zarządzał środkiem pola ŁKS-u i zabezpieczał ofensywniej grających partnerów z zespołu. Zresztą, właśnie wraz z przyjściem Kupczaka, na pozycję środkowego pomocnika został przesunięty Michał Mokrzycki i dzięki temu nareszcie w pełni mógł wykorzystać swój potencjał pod bramką przeciwnika. Kupczakowi – jak każdemu zawodnikowi – zdarzały się też zbyt proste straty albo niecelne podania. Generalnie jednak 32-latek rzadko schodził poniżej pewnego poziomu i był jednym z najstabilniej grających zawodników ŁKS-u.
Łukasz Wiech miał bardzo dobre wejście do ŁKS-u, bo po zaledwie kilkunastu dniach w nowym klubie wywalczył miejsce w podstawowym składzie na środku obrony. Jego premierowym występem w podstawowej jedenastce było starcie z Wisłą Kraków. 27-latek nie dał pofrać gwieździe Wisły Angelowi Rodado. Z czasem jednak Wiech, podobnie jak reszta ełkaesiaków, zaliczył regres. Nie popisał się w meczach ze Stalą Rzeszów czy Legią Warszawa, bo w obu spotkaniach miał udział przy większość bramek strzelonych przez przeciwnika. Z Polonią Warszawa zaś wyszły jego braki w rozegraniu piłki.
Warto jednak popatrzeć na to, że oczekiwania względem przyjścia Wiecha do ŁKS-u nie były duże. Wcześniej grał głównie na poziomie drugiej i trzeciej ligi, dlatego klub z al. Unii 2 nie zapłacił wiele za sprowadzenie tego piłkarza ze Znicza Pruszków. Więc stosunek oczekiwań, do tego, co Wiech faktycznie dał “Rycerzom Wiosny”, wypada bardzo korzystnie dla tego zawodnika. Praktycznie wszyscy kibice “Biało-czerwono-białych” nie pamiętają już o Adrienie Louveau, którego to miejsce Wiech zajął w ŁKS-ie.
Względnie udany okazał się również transfer Mateusza Wysokińskiego. Początek w ŁKS-ie miał trudny. Widać było po nim, że potrzebuje czasu, by móc przystosować się do wymagań związanych w 1. lidze. Gdy jednak to zrobił, to się jednym z ważniejszych piłkarzy ŁKS-u – w meczach z Legią Warszawa i Arką Gdynia był jedynym wyróżniającym się ogniwem w zespole. Jeśli wiosną podtrzyma dyspozycję z końcówki tego roku, to spokojnie stać go na to, by stanowić o sile Łódzkiego Klubu Sportowego.
Niestety, z wieloma transferami ŁKS nie trafił. Kompletnie niepotrzebne okazało się sprowadzenie Huberta Idasiaka. Były bramkarz SSC Napoli aktualnie gra w drugoligowych rezerwach i nie zaliczył choćby minuty w pierwszym zespole. Idasiak został sprowadzony do rywalizacji o miejsce między słupkami z Łukaszem Bombą. Gdy okazało się, że ŁKS-u nie opuści Aleksander Bobek, to wyszło na to, iż Idasiak dla pierwszego zespołu jest kompletnie nieprzydatny. O to można mieć pretensje do Roberta Grafa, który powinien był przewidzieć i zapobiec takiej sytuacji.
Rozczarowaniami okazały się też transfery dwójki chorwackich obrońców – Antonio Majcenicia i Ivana Mihaljevicia. Ani jeden, ani drugi nie wprowadzili spokoju do defensywy łodzian. Wręcz przeciwnie – obydwaj są graczami nadzwyczaj elektrycznymi. Mihaljević fatalnie się ustawiał i regularnie opuszczał swoją pozycję, co skrzętnie wykorzystywali napastnicy rywala. Majcenić natomiast swój pobyt w ŁKS-ie rozpoczął nieźle, bo od przepięknej bramki zdobytej w sparingu z ekstraklasową Stalą Mielec. Jednak im dalej w las, tym było gorzej. W meczu z Kotwicą Kołobrzeg obejrzał absurdalnie głupią czerwoną kartkę. Poza tym niewiele dawał ŁKS-owi z przodu, a z tyłu w większym stopniu pomagał przeciwnikom niż swojej drużynie. To, jak źle broni Majcenić, można było dostrzec w ostatniej akcji meczu ze Zniczem Pruszków. Chorwat w 93. minucie wybiegł zbyt wysoko i opuścił swoją pozycję, przez co zostawił ogrom wolnego miejsce na lewej stronie boiska. Złe ustawienie Majcenicia zostało wykorzystane przez piłkarzy Znicza, którzy właśnie tą flanką przeprowadzili akcję, dającą im wyrównanie i remis w całym spotkaniu.
Sporym niewypałem okazało się także wypożyczenie Aleksandra Pawlaka. Co prawda przed przyjściem do ŁKS-u nie grał w piłkę ponad rok, co wzbudzało spore obawy, w Łodzi jednak liczono, że ktoś, kto jeszcze do niedawna występował na poziomie ekstraklasy, okaże dobrym konkurentem na prawej obronie dla Kamila Dankowskiego. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła inna. W 1. lidze Pawlak wystąpił tylko raz – rozegrał 20 minut przeciwko Arce Gdynia w pierwszym meczu tego sezonu. Poza tym wystąpił raz w Pucharze Polski i nie zdołał się wyróżnić nawet na tle czwartoligowego Gromu Nowy Staw.
Chyba największym rozczarowaniem spośród piłkarzy sprowadzonych w letnim oknie transferowym jest Jorge Alastuey. Hiszpan przez wiele lat grał w akademii FC Barcelony, a do tego miał w CV występy w młodzieżowych zespołach Napoli. W 2018 roku znalazł się nawet na liście 10 najbardziej utalentowanych nastolatków w hiszpańskim sporcie według słynnego dziennika “Marca”. W seniorskiej piłce większego doświadczenia nie miał, ale wydawało się, że piłkarz, który do niedawna grał z aktualnymi reprezentantami Hiszpanii, powinien coś dać ŁKS-owi na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Alastuey jednak jak na razie w pierwszej drużynie ŁKS-u rozegrał tylko pięć meczów (67 minut). Po raz ostatni wystąpił na początku października. Jedyny plus tego transferu jest taki, że ŁKS podpisał z Hiszpanem tylko roczną w umową, więc jeśli wciąż będzie przegrywał rywalizację o skład, to w czerwcu stanie się wolnym zawodnikiem i opuści ŁKS.
Wydaje się, że największym problemem jest fizyczność. Wyraźnie brakuje Hiszpanowi masy mięśniowej, a do tego to raczej nie jest typ boiskowego walczaka, który może do utraty tchu walczyć o przejęcie piłki z przeciwnikiem. Najlepiej Alastuey czuje się, mając futbolówkę przy nodze, ale wiemy, że w taktyce preferowanej przez trenera Dziółka gra bez piłki również jest bardzo istotna.
Podobne przypadkiem do Alastuey’a jest Maksymilian Sitek. On również, gdy trafiał do ŁKS-u, był piłkarzem po przejściach, który podjął kilka błędnych decyzji w swojej karierze. W ŁKS-ie miał udowodnić, że kiepskie poprzednie sezony w jego wykonaniu w barwach Podbeskidzia Bielsko-Biała były tylko wypadkiem przy pracy. Nic nie zapowiada jednak, żeby tak faktycznie miało się stać.
Jest kilka czynników, które usprawiedliwiają przeciętną prezencję Sitka w biało-czerwono-białych barwach. Mowa tutaj np. o kontuzji, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni albo o tym, że od trenera otrzymał stosunkowo niewiele szans, by pokazać pełnię swojego piłkarskiego potencjału. Nie należy jednak zapominać, że gdy Sitek już był na murawie, to niczym szczególnym się nie wyróżniał. Grał tak, jak nie powinien grać skrzydłowy z prawdziwego zdarzenia, czyli anemicznie, zachowawczo i bardzo przewidywalnie. Przebojowość to ostatnia rzecz, którą możemy powiedzieć o jego występach. Całkiem obiecująco wypadł w niedawnym meczu z Legią Warszawa, ale to zdecydowanie zbyt mało, żeby móc uznać ten ruch za udany. Tym bardziej że nawet w spotkaniu z warszawiakami irytował m.in. zbyt długim holowaniem piłki.
Na 11 ruchów przeprowadzonych przez Roberta Grafa w letnim oknie transferowym cztery były dobre. To solidny wynik. Jednocześnie fanów ŁKS-u może martwić to, że jeśli były dyrektor sportowy Rakowa Częstochowa mylił się, to robił to naprawdę spektakularnie. Zdecydowanie więcej o pracy Grafa będzie wiadomo po zimowym oknie transferowym. Wówczas będzie można realnie ocenić jego pracę, a potrzeb przecież ŁKS ma sporo. Wydaje się, że “Rycerze Wiosny” potrzebują przynajmniej jednego nowego bocznego obrońcy, defensywnego pomocnika, rozgrywającego i kogoś do rywalizacji w ataku z Andreu Arasą i Stefanem Feiertagiem.
W sierpniu Graf zapewniał, że jest przygotowany na zimę, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, iż wszystkich ruchów w lecie nie wykona. Czy tak rzeczywiście będzie? Tego dowiemy się w nadchodzących tygodniach…
Po więcej informacji o ŁKS-ie zapraszamy na kanał YouTube “Wieści z al. Unii”, gdzie regularnie pojawiają się komentarze, analizy i relacje dotyczące Łódzkiego Klubu Sportowego.