W ostatnich tygodniach Nelson Balongo jest chyba najmocniej krytykowanym piłkarzem ŁKS-u. Nic dziwnego, to krytyka zupełnie zasłużona – napastnik przychodził przecież do Łodzi z łatką człowieka, który w lidze belgijskiej zakosztował piłki w naprawdę dobrym wydaniu i wiele wskazywało na to, że na poziomie Fortuna 1 Ligi może być konkretnym wzmocnieniem. Jak na razie statystyki Belga wyglądają fatalnie – po 15 meczach w Fortuna 1 Lidze (łącznie 919 minut na boisku) nie ma ani jednej bramki ani asysty. Niezależnie od okoliczności, to dla napastnika wynik po prostu wstydliwy. Trudno bronić Belga, zwalając winę za jego strzelecką niemoc na kolegów, którzy nie są w stanie dograć mu odpowiednich piłek. W wielu meczach rzeczywiście bywał osamotniony, ale przez trzy miesiące od startu rozgrywek nazbierało się też wiele naprawdę dobrych sytuacji bramkowych, których nie potrafił zamienić na gola.
Niedzielny mecz z Resovią był jednak pierwszym od dawna, po którym w grze Balongo można zauważyć tak wyraźne pozytywy. Nie chodzi tu jeszcze o sytuacje oczywiste, najbardziej rzucające się w oczy; nie chodzi też o to, by na siłę kreować Belga na pierwszoplanową postać meczu. Dokładniejsza analiza obu akcji, po których ŁKS strzelał bramki z gry pokazuje jednak, że Balongo był ich cichym bohaterem, w obu sytuacjach odegrał bardzo ważną rolę.
Zacznijmy od 62. minuty, spoglądając jednak najpierw na sam początek akcji, która dała ŁKS-owi prowadzenie. Piłkę na połowę rywala wprowadził Adam Marciniak. Stoper łódzkiego klubu dograł ją… właśnie do Balongo, który cofnął się do rozegrania aż w okolice środkowego koła boiska (to wart docenienia nawyk, nie wszyscy napastnicy występujący w przeszłości w ŁKS-ie równie chętnie włączali się w budowanie akcji i pokazywali się kolegom do gry). Balongo przyjął piłkę plecami do bramki, wygrał pojedynek z Mikulcem, a następnie ominął podaniem bardzo statycznego w tej sytuacji Bondarenkę. Paradoksalnie, to właśnie ten moment akcji wydaje się kluczowy dla jej dalszych losów. Balongo zdobył bowiem kilkanaście metrów przestrzeni, a dzięki jego zachowaniu za linią piłki zostało dwóch obrońców rywala, co sprawiło, że otrzymujący piłkę Janczukowicz miał wokół siebie dużo wolnej przestrzeni. Następnie Belg pokazał też dobrą technikę użytkową, rozgrywając na jeden kontakt z Janczukowiczem i kierując piłkę do Pirulo. Oczywiście w tej akcji nie padłaby ostatecznie bramka, gdyby nie dość szczęśliwy rykoszet po uderzeniu Pirulo, po którym Janczukowicz znalazł się w dogodnej sytuacji do strzału. To nie zmienia jednak tego, że Balongo odegrał kluczową rolę w procesie sprawnego przetransportowania piłki z okolic linii środkowej do pola karnego Resovii – gdyby nie on, ani do nieudanego strzału Pirulo, ani do uderzenia Janczukowicza, który wyprowadził ŁKS na prowadzenie w ogóle by nie doszło.
Były gracz VV St. Truiden miał też duży wpływ na przebieg drugiej akcji bramkowej, choć nawet… nie dotknął w niej piłki. Na pierwszy rzut oka brawa za tę sytuację należą się przede wszystkim Michałowi Trąbce, Bartoszowi Szelidze i Pirulo – pierwszy wrzucił piłkę w pole karne, drugi umiejętnie ją zgrał wzdłuż linii bramkowej, a trzeci – z zimną krwią skierował do bramki. Warto jednak przyjrzeć się tej sytuacji bliżej, zwracając uwagę na ruch bez piłki, jaki wykonał ustawiony w polu karnym Balongo. Przez większość akcji drepcze on niespiesznie w stronę bramki Resovii, ustawiony w linii z pozostałymi graczami ofensywnymi ŁKS-u. W momencie zgrania piłki przez Szeligę wykonuje jednak dynamiczny ruch w stronę bliższego słupka i ściąga za sobą dwóch obrońców odpowiedzialnych za pilnowanie przedpola (żeby było zbawniej, ponownie są to… Mikulec i Bondarenko), Pirulo zostaje kompletnie niepilnowany tuż przed bramką Pindrocha i strzałem głową pokonuje bramkarza Resovii.
Zachowanie przy akcjach bramkowych w przypadku napastnika rzuca się w oczy najmocniej. Warto jednak zauważyć, że w niedzielnym meczu Balongo był aktywny, sporo biegał, cofał się do rozegrania piłki, nie unikając indywidualnych pojedynków. Oczywiście lepiej dla ŁKS-u byłoby, gdyby to on brał na siebie ciężar strzelania goli i regularnie zapewniał drużynie Kazimierza Moskala wysokie zwycięstwa. Warto jednak docenić też te mniej oczywiste, mniej widoczne zachowania, które zwiastują, że belgijski napastnik czuje się w łódzkiej drużynie coraz pewniej.
Poprawę w grze Balongo zauważyła też część kibiców ŁKS-u. W tradycyjnie organizowanym przez klub z al. Unii twitterowym głosowaniu na najlepszego zawodnika spotkania (trzy kapelusze = piłkarz meczu, dwa = bohater drugiego planu, jeden = warto wyróżnić) kilku spośród nich doceniło belgijskiego napastnika.
Kilka wpisów raczej nie zapewni Belgowi miejsca w czołowej trójce po zliczeniu wszystkich głosów, ale z pewnością jest sygnałem, że wśród kibiców ŁKS-u są fani, którzy zauważają jego wysiłek. Oby ta niedzielna jaskółka nadziei zwiastowała szybkie przełamanie przez Balongo strzeleckiej blokady. Pierwsza okazja już w przyszłą niedzielę.