Trener, słabe przygotowanie, brak cierpliwości. To tylko kilka z problemów jakie wymienili kibice łódzkiego klubu zapytani o to co jest problemem ŁKS, że gra tak słabo. Jak jest naprawdę?
Na początku trzeba zdementować plotki o tym, że ŁKS jest zadłużony i nie płaci zawodnikom. Rozmawiałem z kilkoma i wszyscy swoją pensję dostają na czas. W klubie nie ma też grupy, w której interesie nie leży awans do ekstraklasy i chciałaby odcinać dalej kupony w pierwszej lidze.
Piłkarze ŁKS nie grają u bukmachera i nie przegrywają celowo meczów. W lidze nie ma żadnej spółdzielni klubów, ani sędziów, która promowałaby inne drużyny kosztem ŁKS, co widać jeżeli spojrzy się na potknięcia rywali do awansu. Więc gdzie leży problem piłkarzy ŁKS? Postaram się obalić kilka mitów i przedstawić kilka argumentów.
Piłkarze dobierani byli do myśli szkoleniowej dwóch poprzednich trenerów. Każdy kto oglądał mecze ŁKS, zdaje sobie sprawę, że Antonio Dominguez nie nadaje się do wybijania piłki z nadzieją, że ta spadnie na głowę napastnika. Oczywiście, że styl jaki pokazuje ŁKS odkąd Ireneusz Mamrot przejął stery, nie rzuca nikogo na kolana. Spotkania są nudne, ciężkie w odbiorze, czasami wręcz odpychające.
Ale… żaden piłkarz nie zwraca się przeciwko klubowi. Dla tych, którzy są już bliżej emerytury, ważne jest, żeby ostatnim akcentem było wywalczenie awansu do ekstraklasy, co później pomoże im w ewentualnych karierach trenerów, działaczy, dyrektorów sportowych. Młodzież chce się wyróżniać i swoimi występami zapracować sobie na solidny transfer zagraniczny. Nie ma więc mowy o tym, że obecna kadra ŁKS marzy o tym, żeby zostać w pierwszej lidze i tu spokojnie doczekać emerytury.
Nawet jeżeli drużyna była źle przygotowana fizycznie (co według moich ustaleń nie jest prawdą), to ma za sobą połowę rundy rewanżowej i półtora miesiąca przygotowań pod okiem nowego trenera. Problemem nie jest brak sił fizycznych, brak motywacji, brak ambicji. Problem leży dużo głębiej, a jest nim…
Być może zawodnicy nie radzą sobie z wielką presją związana z awansem. Piłkarze, którzy w większości mieli bardzo dobre stosunki z poprzednim trenerem, po jego zmianie zrozumieli, że awans to nie są puste hasła. Wymaga się od nich promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej i z tego będą rozliczani. Styl gry ŁKS wymaga odwagi. Łodzianie grając tak odważnie jak przez ostatnie dwa i pół roku wiedzieli, że wiele mogą stracić, ale jeszcze więcej zyskać. Skoro wynik staje się elementem kluczowym, kalkulacje paraliżują piłkarzy, którzy kiedyś byli w stanie atakować przez 90 minut nie zważając na przeciwnika.
Nie jest to wina trenera, nie jest to wina zarządu ŁKS. W głowach piłkarzy łódzkiej drużyny zapaliła się czerwona lampka, która przy każdym ryzykownym zagraniu zaczyna jasno świecić. Niech za przykład posłuży mecz z GKS Bełchatów, w którym Carlos Moros-Gracia starał się wyprowadzić piłkę, w stylu do jakiego nas przyzwyczaił, ale kiedy zobaczył, że jest za daleko na połowie przeciwnika, postanowił się cofnąć, żeby nie narazić drużyny na kontrę.
Psychologia zna pojęcie nadmiernej motywacji. Często wiąże się ona ze spadkiem czujności, aktywności i żywotności. Trzech czynników określających to w jaki sposób odbieramy bodźce z otaczającego nas świata. Jeżeli spróbujemy zajrzeć do głów piłkarzy nie sposób winić ich za brak reakcji, po karnym z Sandecją, czy utracie bramki z Resovią. Piłkarze są nadmiernie zmotywowani przez co reagują w sposób nieadekwatny do sytuacji boiskowej. Co mogłoby pomóc zawodnikom i trenerowi? Zdjęcie presji, na którą są każdego dnia narażeni. ŁKS ma wszelkie atuty piłkarskie, żeby awansować. Czas pomóc im się wydostać. To zadanie sztabu trenerskiego. Lekarstwem powinny być zwycięstwa, najlepiej kilka. Oby tak się stało…