ŁKS poukładany, ofensywny, dominujący – taki zespół chce się oglądać! Wbrew pozorom w ostatnich meczach kluczem do zwycięstw łodzian było to, że umieli odstąpić od kombinacyjnego stylu gry na rzecz bardziej pragmatycznych rozwiązań.
Po przyjściu na al. Unii Wojciecha Stawowego nie brakowało głosów przekonujących, że pod wodzą słynnego krakowskiego wąsacza ŁKS będzie jeszcze bardziej bezwzględnie trzymać się swojej piłkarskiej filozofii. Innymi słowy będziemy oglądać grę opartą przede wszystkim na szybkiej wymianie piłki, ataku pozycyjnym, grze na jeden kontakt. Najbardziej dobitnie ujęła tę myśl redakcja portalu „Weszło!”, która w maju pisała: ŁKS stawia na gościa jeszcze bardziej doktrynalnego i fanatycznego, jeśli chodzi o podejście do ofensywnego futbolu. Stawowy do tego stopnia zakochał się w tiki-tace, że gdy skończyły się kluby w Ekstraklasie ufające tej wizji, zajął się dyrektorowaniem w warszawskiej filii akademii Barcelony, Escoli Varsovia. Jak te przewidywania zweryfikowała rzeczywistość?
Zacznijmy od tego, co w żadnym wypadku zaskoczeniem być nie powinno: to, co wobec braku lepszego określenia trzeba nazwać wyświechtanym terminem „DNA zespołu” po przyjściu Stawowego nie uległo jakiejkolwiek zmianie. ŁKS wciąż chce wypełniać misję apostoła ofensywnego, radosnego futbolu w szarej pierwszoligowej rzeczywistości. Stawowy jest na tyle przywiązany do swojej romantycznej wizji piłki, że nie tylko zaraża nią ełkaesiacką młodzież, ale także przekazuje ją zawodnikom przyzwyczajonym do kompletnie innego stylu gry. Ciekawej obserwacji w tej kwestii dokonał niedawno prawdziwy wyjadacz ligowych boisk, Arkadiusz Malarz. -Można nauczyć się czegoś nawet w wieku czterdziestu lat. Ja nauczyłem się grać w nowym systemie. W innych drużynach po prostu wykopywałem piłkę z piątki, a teraz rozpoczynam akcję spod własnej bramki – mówił w niedawnym wywiadzie dla portalu „Łączy nas piłka” (więcej wypowiedzi Malarza z tej rozmowy przeczytacie tutaj).
Jednym z kluczy do sukcesów ekipy Stawowego na pierwszoligowych boiskach jest jednak to, że łodzianie wypracowują coraz szerszy repertuar sposobów na umieszczenie piłki w bramce rywala. Owszem, w każdym spotkaniu ŁKS dąży do tego, by narzucić przeciwnikowi swój styl od samego początku, jednak łódzka ekipa nie stara się na siłę przepychać każdej akcji przez zatłoczony środek pola i wykorzystywać trójkę dobrze wyszkolonych technicznie środkowych pomocników do gry na małej przestrzeni. Łodzianie chętnie sięgają także po prostsze środki: przejęcie piłki w środku pola i błyskawiczny kontratak, dobrze rozegrany stały fragment gry czy szarżę skrzydłem i dośrodkowanie (takiej grze sprzyja zwłaszcza ofensywne usposobienie bocznych obrońców, którzy dzięki zejściu defensywnego pomocnika między stoperów i przejściu na system z trójką obrońców w fazie ataku mają więcej swobody we włączaniu się do gry ofensywnej).
Znakomity przykład takiej ofensywnej różnorodności widzieliśmy w ostatnich meczach łodzian; choćby w spotkaniu z Koroną. Od pierwszej minuty było jasne, z jakim nastawieniem biało-czerwono-biali wyszli na boisko: mieli kontrolować przebieg spotkania, nie pozostawić rywalom złudzeń, co do tego kto rządzi na boisku. I gdy po pierwszych nerwowych sekundach łodzianie tę kontrolę przejęli, na ich grę patrzyło się z prawdziwą przyjemnością. Znów przypominał się fenomenalny ŁKS Moskala z wiosny sezonu 2018/2019; znów można było z czystym sumieniem stwierdzić, że ŁKS bije rywali na głowę, jeśli chodzi o kulturę gry, kontrolę nad piłką, jakość rozegrania, przegląd pola.
Kiedy ten sposób gry nie przynosił oczekiwanych rezultatów ełkaesiacy nie wahali się jednak postawić na prostsze środki, które okazały się o wiele skuteczniejsze: obie bramki dla ŁKS-u padły właśnie po błyskawicznych kontratakach zakończonych strzałami. Podobnie było także i w meczu z Chrobrym – oglądaliśmy w nim bramkę Domingueza po podaniu ze środka pola od Sajdaka i technicznym zwodzie w polu karnym, gola Corrala po kontrze, którą napędził Michał Trąbka, ale też trafienie Morosa po fenomenalnym, taktycznym rozegraniu rzutu rożnego.
Sam Stawowy podkreśla wartość taktycznej elastyczności w ofensywie podczas konferencji prasowych, sięgając czasem po słowa, które w ustach trenera znanego jako zdeklarowany i radykalny zwolennik ofensywnego futbolu brzmią zaskakująco. -Jeżeli ktoś myśli, że nasze mecze będą wyglądały tak, że będziemy stać cały czas na połowie rywala i że rywal nie będzie dochodził do żadnych sytuacji, to jest w błędzie. Nikt za dwa tygodnie nie będzie pamiętał stylu. Czasem trzeba zastosować proste środki, zamiast bawić się w koronkowe rozwiązania, które niczego dobrego nie przyniosą – przekonywał po meczu z Resovią, w którym jego zespół pokonał rywala nie techniką czy finezją, ale walecznością i zaangażowaniem.
Fot. Marian Zubrzycki