Nie tak dawno, bo raptem 10 lat temu, Widzew Łódź zniknął z piłkarskiej mapy polski. Niebawem minie dokładnie 10 lat od powstania Stowarzyszenia Reaktywacji Tradycji Sportowych Widzew Łódź. O trudnej, ale jednocześnie pięknej historii na łamach srtswidzew.pl opowiedział Tomasz Gasiński, który w Stowarzyszeniu działa od jego początków do dzisiaj.
Każde wspomnienie tego, jak wyglądał Widzew niespełna 10 lat temu sprawia, że jeszcze bardziej można docenić pracę wykonaną w ciągu ostatniej dekady.
– Wracając do samego początku reaktywacji Widzewa w 2015 roku to można powiedzieć, że wtedy nie było niczego. Nie byliśmy pewni, co będzie za dwa dni. Czy w ogóle drużyna przystąpi do rozgrywek? Jacy piłkarze będą u nas grać i gdzie będą trenować? – wspomina Tomasz Gasiński z rozmowie z Kamilem Wójkowskim.
Klub był pozbawiony także herbu. Batalia o to, by herb nie wpadł w niepowołane ręce była jedną z najważniejszych w historii odbudowującego się Widzewa.
– Herb trafił do masy upadłości spółki i miał być wystawiony na licytację. Tymczasem Stowarzyszenie nie miało wtedy budżetu, żeby herb odkupić, a oczekiwania kibiców były takie, żeby zdecydowanie wygrać IV ligę i awansować z kompletem zwycięstw. Rozmowy z syndykiem w sprawie odzyskania herbu były bardzo trudne i stanęliśmy przed widmem tego, że herb zostanie wystawiony na licytację i przejęty przez organizacje lub osoby mocno nieprzychylne Widzewowi. A wtedy mógł zostać utracony na zawsze. My nie mieliśmy takich gwarancji finansowych, że gdy staniemy do licytacji, to ją na pewno wygramy. Budżet na poziomie 20-30 tysięcy zł to była wtedy olbrzymia kwota dla SRTS. Wszystko było wtedy inwestowane w drużynę, żeby mogła grać i awansować – opowiada Gasiński.
– Zaczęliśmy szukać innego rozwiązania tej sprawy. Władysław Puchalski odnalazł pewne stare klubowe dokumenty i pod moją nieobecność, razem z moim wspólnikiem Tomaszem Barańskim, zaczęli w nich szukać zapisów dotyczących herbu. Gdy wróciłem kilka dni później, to już mieli gotową koncepcję i dużym uproszczeniu polegającą na tym, że nie do końca liczymy się z panem syndykiem, bo herb Widzewa nie wchodzi w skład masy upadłościowej. Nie został przekazany do spółki Sylwestra Cacka, która upadła. Bazując na tym podjęliśmy działania zmierzające do tego, żeby później na drodze prawnej ten herb odzyskać. Najpierw został przywrócony na koszulki i drużyna zaczęła z nim ponownie grać, a potem zaczęliśmy prawną walkę o herb, która trwała między innymi w Sądzie Okręgowym w Łodzi, gdzie spojrzano szerzej na tą sprawę. Na historię klubu i wartość symboliczną dla lokalnej społeczności. Dzięki temu na czas trwania sporu udało nam się przywrócić herb drużynie oraz zablokować możliwość otwartej licytacji. Urząd Patentowy w Warszawie nie przychylił się do naszych wniosków, ale wtedy mieliśmy już inne możliwości finansowe, które pozwoliły nam zawrzeć porozumienie z panem syndykiem. Ostatecznie herb wrócił do Widzewa na stałe – dodaje.
CZYTAJ TAKŻE >>> Widzew przeprowadzi 10 transferów? R. Matusiak: „Zmiana trzech piłkarzy to za mało” [WYWIAD]
Po pierwszym sezonie był awans i euforia, ale nie zawsze było tak kolorowo. Widzew po drodze do ekstraklasy przechodził mnóstwo trudnych momentów jak chociażby smutny finał sezonu 2018/2019 w Bełchatowie czy okoliczności awansu rok później do I ligi.
– Droga, którą przeszliśmy w ciągu tych dziesięciu lat do teraz, to jest droga z olbrzymimi zakrętami, zwrotami akcji, upadającymi zarządami, brakiem awansu, zmianami trenerów i prezesów, a do tego z naszymi wewnętrznymi sprzeczkami i tak dalej… To nam pokazuje pewną oś czasu – mówi Gasiński.
– Dzisiaj mamy taką sytuację, że jesteśmy w Ekstraklasie. Jesteśmy też na świeżo po zmianach właścicielskich, które dają olbrzymią szansę, że klub wzniesie się na kolejny, wyższy poziom. Jest też nadal sprawa ośrodka treningowego. Od momentu, kiedy reaktywacja się rozpoczęła, to można powiedzieć, że Widzew był wtedy… bezdomny. Nie było stadionu, nie było gdzie trenować. Dzisiaj mamy stadion, który w chwili, gdy zaczynaliśmy reaktywację, był marzeniem. Czymś, co wskrzesi nasz klub i do tego dążyliśmy. Dzisiaj za to wiemy, że ten stadion jest za mały na nasze potrzeby. Bardzo dobrze, bo to pokazuje, że praca, którą włożyliśmy w reaktywowanie Widzewa, się zwraca. Bo robi się to dla ludzi, którzy żyją tym klubem.
Cała rozmowa z Tomaszem Gasińskim dostępna jest TUTAJ.
PKO EkstraklasaReaktywacja Tradycji Sportowych Widzew ŁódźRTSSRTSTomasz GasińskiWidzew Łódź