

Czy Rafał Gikiewicz mógł wyobrazić sobie gorszy powrót na stadion Widzewa? Nie.
Na pewno Giki wyobrażał sobie to zupełnie inaczej. Po tym, jak został odsunięty od składu i zdegradowany do pozycji bramkarza nr 4 w kadrze, na pewno miał sporo do udowodnienia. Los – kontuzja Dominika Hładuna – dał mu szansę powrotu do gry w bramce ekstraklasowej drużyny. Zagłębie Lubin skorzystało z prawa do przeprowadzenia transferu medycznego wobec poważnego urazu swojego bramkarza. Klub szukał bramkarza, a Gikiewicz klubu. Widzew już wcześniej porozumiał się z 38-latkiem w sprawie rozwiązania umowy, która obowiązywać miała do końca sezonu. Stało się to, gdy Zagłębie zaproponowało Gikiewiczowi kontrakt.
Tak się złożyło, że debiut w nowych barwach wypadł na mecz właśnie z Widzewem. Kibice przyjęli go z klasą, oklaskami, a Gikiewicz na pewno marzył, by z jak najlepszej strony pokazać się publiczności, działaczom łódzkiego klubu i na pewno nowemu pracodawcy. Przez większą część meczu w 1/16 finału STS Pucharu Polski doświadczony bramkarz nie miał wiele do roboty.
Pierwszy celny strzał Widzewa padł dopiero w dogrywce, w 112. minucie. Z rzutu wolnego, z bardzo daleka, uderzał Bartłomiej Pawłowski. Strzelił właściwie w środek, wydawało się, że Gikiewicz łatwo złapie piłkę. Chwycił ją, ale ta ześlizgnęła się i mu uciekła. Próba rozpaczliwej interwencji się nie udała, piłka przekroczyła linię bramkową. Ten gol dał Widzewowi awans do kolejnej rundy.
CO ZROBIŁ RAFAŁ GIKIEWICZ⁉️
Widzew pokonał 1:0 Zagłębie w 1/16 finału finału @PZPNPuchar. pic.twitter.com/YhLZCbNv0r— TVP SPORT (@sport_tvppl) October 29, 2025Reklama
– Każdy widział, że to był tzw. wielbłąd – stwierdził bez ogródek trener gości Leszek Ojrzyński. – To czasem zdarza się najlepszym. Dźwigał dzisiaj na barkach duży ciężar, bo przecież niedawno był bramkarzem Widzewa. Przyszedł do nas, by nam pomóc. Szkoda, że tak to się potoczyło, ale to jest doświadczony zawodnik i sobie poradzi. Trudniej byłoby jakiemuś młodemu chłopakowi. Musimy go wspierać.
Po stracie gola Gikiewicz próbował jeszcze pomóc drużynie wyrównać, pobiegł pod bramkę Widzewa przed dośrodkowaniem z rzutu wolnego, ale piłka nie dotarła do niego. Po ostatnim gwizdku piłkarze Widzewa, jego dawni koledzy, pocieszali go.
Zagłębie odpadło z pucharu po fatalnym błędzie Gikiewicza, powrót do Serca Łodzi na pewno złamał mu serce. Do tego… bramkę strzelił mu Bartłomiej Pawłowski. Nie było tajemnicą, że obaj zawodnicy, lekko pisząc, nie przepadają za sobą. Nieoficjalnie wiadomo, że byli po prostu w dużym konflikcie. – Nie było różnicy, czy w bramce stał Rafał, czy ktoś inny – powiedział Pawłowski. – Po prostu uznałem, że mecz jest na tyle rwany, że warto spróbować uderzyć z tak daleka. Pozwalałem już sobie takie próby. Może dla kogoś wydawało się to szalonym pomysłem, ale padł z tego gol. Do odważnych świat należy. To był nasz pierwszy celny strzał w meczu? To akurat nie świadczy o nas dobrze.
Nie wiadomo, czy Gikiewicz będzie bronił bramki Zagłębia w lidze. W ostatniej kolejce w meczu z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza bramki Miedziowych strzegł Jasmin Burić.