ŁKS aż do 62. minuty prowadził z Wisłą w Krakowie 1:0 po bramce Leventa Guelena, ale ostatecznie przegrał 1:2 w hicie 18. kolejki Betclic 1. Ligi. To czwarty mecz “Rycerzy Wiosny” bez zwycięstwa. Jak zagrali ełkaesiacy?
Gdyby nie jego świetne interwencje ŁKS mógłby stracić nie dwa, a cztery gole. Znów był zdecydowanie najlepszym piłkarzem po stronie podopiecznych Jakuba Dziółki.
Głowacki miał spore problemy z upilnowaniem skrzydłowych przeciwnika, a do tego po raz kolejny jego współpraca z Młynarczykiem praktycznie nie istniała.
Słodko-gorzki występ Szwajcara. Z jednej strony to on dał prowadzenie ŁKS-owi, ale z drugiej to właśnie jego spóźniona interwencja doprowadziła do tego, że ostatecznie łodzianie z Krakowa nie wyjechali z choćby punktem.
Obrońca ŁKS-u wygrał w tym meczu chyba każdy pojedynek główkowy i w kilku sytuacjach uratował ŁKS przed stratą gola. Przy bramkach dla przeciwnika to nie on zawinił.
Ma podwyższoną ocenę za bardzo dobre dośrodkowanie, które wydatnie pomogło ŁKS-owi wyjść na prowadzenie, choć generalnie nie były to wielkie zawody prawego obrońcy dwukrotnego mistrza Polski.
To on przegrał pojedynek główkowy przy pierwszej bramce dla Wisły, ale generalnie trudno mieć do niego jakieś większe pretensje za ten występ. Często wspomagał środkowych obrońców “Rycerzy Wiosny” i utrudniał życie Angelowi Rodado, najlepszemu piłkarzowi rywala ŁKS-u.
O ile w poprzednich meczach nie bał brać się na siebie odpowiedzialności, o tyle w meczu z Wisłą jak na lidera zespołu zagrał dość dyskretnie.
Mimo że bardzo byśmy chcieli, to zupełnie nie potrafimy zrozumieć, dlaczego trener ŁKS-u wciąż wystawia Pirulo w podstawowym składzie. Z Wisłą Hiszpan zmarnował kolejną dogodną sytuację do strzelenia gola.
Na pewno nie mogliśmy mu odmówić w meczu z Wisłą zadziorności i waleczności, ale jednak w ofensywie niewiele dał ŁKS-owi i pod tym kątem zaliczył bardzo anonimowy występ.
Zaliczył asystę przy bramce Guelena i do tego dał ŁKS-owi sporo rzutów wolnych w środku pola. Poza tym, mimo że jest napastnikiem, nie bał się gry w obronie i zaliczył kilka ważny interwencji pod bramką Bobka.
Podobnie jak Feiertag nie bał się pracy w obronie. Nie zmienia to jednak faktu, że zdarzało mu się podejmować złe decyzje pod bramką przeciwnika i całościowo niewiele już pozostałego z tego przebojowego skrzydłowego, jakim bezsprzecznie był Hiszpan na początku tego sezonu.
Po wejściu miał jedną dobrą akcję, którą mógł zakończyć golem. Niestety dla ŁKS-u, Zając jej nie wykorzystał i został bohaterem ŁKS-u.