Tylko dwa mecze w tym sezonie przyciągnęły na stadion ŁKS-u ponad 5000 kibiców. Dlaczego przy al. Unii są problemy z frekwencją?
Na meczu z Zagłębiem Lubin w Pucharze Polski pojawiło się 1632 kibiców ŁKS-u. To zaledwie 28 procent pojemności stadionu mogącego pomieścić prawie 6000 osób. Spotkanie rozgrywane po derbach miało być okazją do podziękowania piłkarzom za walkę z rywalem zza miedzy, ale tłumów nie przyciągnęło. W sobotni wieczór na meczu z Górnikiem Polkowice było 3483 fanów Rycerzy Wiosny. Gdyby tylu kibiców pojawiło się na domowych spotkaniach Chrobrego Głogów, czy Puszczy Niepołomice to byłby to dobry wynik, ale mówimy o jednym z największych miast w Polsce i jednym z najbardziej zasłużonych polskich klubów. Problem nie leży w dwóch meczach, bo frekwencja na ŁKS-ie w tym sezonie jest po prostu słaba.
Bilety na ŁKS są drogie. Za wejściówkę na mecz z Zagłębiem Lubin posiadacze karnetów musieli zapłacić 30 złotych, a reszta kibiców 40 zł. Na spotkania ligowe bilet normalny kosztuje 30 złotych, ale są wyjątki. Za mecze z Arką, GKS-em Tychy, GKS-em Katowice i Widzewem trzeba zapłacić 50 złotych. To ceny na poziomie ekstraklasy. Władze klubu zapewniają, że kiedy wszystkie cztery trybuny będą gotowe przygotują dużo przyjaźniejszą politykę cenową, ale teraz wielu kibiców po prostu nie stać na udział w meczach ŁKS-u.
Z pomocą przychodzą przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców ŁKS-u, którzy deklarują, że jeżeli dany kibic zgłosi się do nich, a jego sytuacja materialna będzie na tyle słaba, że bilet rzeczywiście będzie dla niego zbyt dużym wydatkiem, to ufundują mu wejściówkę na wybrane spotkanie. Oczywiście taka pomoc nie może stać się sposobem na darmowe wejście na wszystkie mecze.
Przed władzami ŁKS-u kolejne trudne zadanie, bo następny mecz u siebie łodzianie grają z GKS-em Katowice. Po tym co piłkarze zaprezentowali w spotkaniu z Górnikiem Polkowice trudno będzie namówić mniej fanatycznych kibiców, żeby wydali 50 złotych i pojawili się na stadionie. Jeżeli klub nie pomyśli o zmianie cen wejściówek na to spotkanie to frekwencja może nie przekroczyć 3000 osób.
Ceny biletów to nie wszystko. Spotkanie z Podbeskidziem oglądało 4198 kibiców ŁKS-u. Niewiele, mając na uwadze fakt, że w poprzedniej kolejce piłkarze wygrali z niepokonaną do tego czasu Miedzią Legnica. Oczywiście częściową winą za niską frekwencję na spotkaniach ŁKS-u można obarczyć Polsat, który często wybiera łodzianom nieciekawe godziny transmisji meczów, ale przecież w ekstraklasie też zdarzały się spotkania rozgrywane o 12:30, albo 15, a na stadionie pojawiało się ponad 5000 fanów.
Marketing ŁKS-u działa w specyficzny sposób. – Kibic ma przyjść na stadion dla takiego Ratajczyka, który kładzie kilku doświadczonych piłkarzy i strzela piękną bramkę – mówił rok temu w rozmowie z ŁKS TV prof. Robert Kozielski. Ratajczyka w ŁKS-ie już nie ma, a pięcioletni plan profesora, zakładający walkę o europejskie puchary, raczej się nie powiedzie. Fani chcą dobrych wyników, a gdy ich nie ma, trzeba zachęcić ich akcjami.
Przed derbami Łodzi kibice zaproponowali dwie ciekawe inicjatywy, które przyciągnęłyby ludzi na spotkanie z Arką. Jedna z nich nawiązywała do historii klubu, którą ŁKS tak lubi szczycić się w mediach społecznościowych, a jednocześnie byłaby finansowym wsparciem dla nadszarpniętego budżetu klubu. Usłyszeli, że się “nie da”. Przez to, zamiast kompletu publiczności, spotkanie obejrzało 4974 widzów, z czego ok. 200 stanowili fani drużyny z Gdyni. Najczęściej w gabinetach ludzi odpowiedzialnych za marketing w ŁKS-ie można usłyszeć, że się nie da, że nie mają mocy przerobowych, albo że na realizację danego pomysłu jest za mało czasu.
ŁKS działa na Facebooku, Instagramie i Twitterze, ale treści umieszczane na portalach społecznościowych nie są mobilizujące, a bardziej starają się wzbudzić w kibicach litość. Patetyczne teksty jakimi było promowane spotkanie z Arką Gdynia zaczęły działać na nerwy nawet najbardziej oddanym fanom ŁKS-u. “Łódzkie Priorytety”, “Jesteśmy jedną drużyną”, “Nie martw się. W niedzielę damy z siebie wszystko”, “Król wzywa” – wielu zwykłych kibiców było po prostu zniesmaczonych.
Władze ŁKS-u uważają, że to kibic jest dla klubu, a nie klub do kibica. Do kupowania karnetów i biletów nie zachęcają przystępnymi cenami i szeregiem korzyści jakie posiadacz stałej wejściówki może zyskać, lecz starają się wmówić, że jest to cegiełka na dalsze funkcjonowanie klubu. Przez to część kibiców czuje się zniechęcona i podświadomie uważa, że ktoś obciąża ich odpowiedzialnością za dalsze losy ŁKS-u.
Za marketing w ŁKS-ie odpowiadają dwie osoby. Być może rzeczywiście brakuje im czasu, albo pomysłów, ale przecież kiedyś dział medialny łódzkiej drużyny opierał się na wolontariuszach, z których kilku tak jak na przykład Jakub Olkiewicz zostało znanymi dziennikarzami. Skoro kibice są gotowi do pomocy, dlaczego klub w przededniu otwarcia całego stadionu tą pomoc odrzuca?
ŁKS – Skra – 5108
ŁKS – GKS Jastrzębie – 4908
ŁKS – Resovia – 5098
ŁKS – Podbeskidzie – 4198
ŁKS – Cracovia – 3092
Sandecja – ŁKS (mecz rozgrywany na al. Unii) – 2592
ŁKS – Zagłębie Sosnowiec – 4282 (w tym duża grupa kibiców z Sosnowca)
ŁKS – Arka Gdynia – 4974
ŁKS – Zagłębie Lubin – 1632
ŁKS – Górnik Polkowice – 3483
fot: ŁKS