KOR- skrót, który na pierwszy rzut oka trudno rozszyfrować, lecz jeśli ktoś kiedykolwiek był na meczu młodych adeptów piłki nożnej, będzie mu dużo łatwiej. W środowisku trenerów młodzieżowych ta zbitka liter oznacza Komitet Oszalałych Rodziców. Określenie o znaczeniu mocno negatywnym, ukute przez opiekunów maltretowanych przez wyżej wymieniony organ.
Czyż można mieć o to do nich pretensje, że aż tak się angażują w rozwój swoich pociech? Każde z nich (mamy są często równie zaangażowane) ma swój pomysł na ścieżkę, którą ma podążać ich latorośl, a która to doprowadzi ją na piłkarski Olimp. Z pasją zagłębiają się w tajniki wiedzy piłkarskiej. Taktyka nie ma przed nimi tajemnic. Tajemne receptury przygotowania sprawnościowego i fizycznego mają w małym paluszku. Pochylają się nad każdym szczegółem, który może okazać się kluczowy i z ich pociechy zrobić Lewandowskiego, no w ostateczności Zielińskiego, choć Milikiem też nie pogardzą.
Godzinami wpatrują się jak somnambulicy w ekrany telewizorów, laptopów, nawet telefonów, analizując treningi swoich dzieci, oglądając wszystkie mecze, począwszy od Ligi Mistrzów, na lidze okręgowej kończąc.
Korygują plan dnia swój i przyszłego gwiazdora piłkarskiego, zmuszają dziecko do ciężkiej harówy, bo bez pracy nie ma kołaczy. Świadomie okrajają czas beztroskiej zabawy, bo każda strata warta jest tego, by zrealizować swoje marzenia.
Jak można nie dostrzegać potencjału tkwiącego w ich dziecku?
Czemu on siedzi na ławie? Czyś pan jesteś ślepy?
Sędzia …uj!
Szybciej! Nie kiwaj! Graj! – tak brzmi codzienność boiskowa w uszach piłkarzy.
Rodzice najchętniej sami wzięliby się za szkolenie pociechy, gdyby tylko to był sport indywidualny. Kiedyś próbowałem nauczyć córkę jazdy na snowboardzie. Zawsze kończyło się to kłótnią. Potem instruktor szybko sprawił, że teraz śmiga po stoku, tylko ja muszę pamiętać, żeby trzymać język na wodzy i nie udzielać jej rad.
Emocje w szkoleniu piłkarskim zawsze są problemem, w nauczaniu dzieci także i to chyba większym niż w dorosłym futbolu.
Gubią relacje z potomkiem, zapominają, że podstawowym zadaniem rodziców jest nauczyć dziecko myśleć i wychować je na dobrego człowieka. Produkcję nowego Lewandowskiego lepiej zostawić trenerom.
Sam Lewandowski w co drugim wywiadzie mówi o tym, żeby wierzyć w realizację marzenia. Co w tym złego? Pojawia się tylko pytanie czyje są to plany i marzenia? Dziecka czy rodzica? A jeśli okaże się, że jednak nie każde się spełni? I nie wszystkim… Okaże się, że jednak wiara i determinacja okazały się niewystarczające? Co wtedy? Zacznie się szukanie winnych? Czy jednak górę weźmie rozsądek… A może to radość dziecka z gry powinna być ważniejsza od Piątka czy Glika?
Znajomy z KOR-u oglądał ze mną rozgrzewkę przed meczem Ligi Mistrzów.Czekaj – mówi- zobaczymy czy De Jong będzie miał więcej zadań defensywnych czy ofensywnych.
– A skąd będziesz to wiedział przed meczem? – pytam z niekłamaną ciekawością ale także już z lekkim niepokojem.
– Zobaczymy, czy dostanie koszulkę.
– No i?
– No wiesz, jeśli w gierce będzie grał z obrońcami- podniósł palec do góry- to będzie bardziej bronił w meczu ale jeżeli będzie w jednej drużynie z ofensywnymi zawodnikami – tłumaczył dalej machając palcem przed nosem- to na sto procent w meczu więcej zadań do przodu.
– Ale nie uważasz, że ta gra ma na celu tylko przygotowanie organizmu do meczu? – wtrąciłem nieśmiało- szczegóły taktyczne były już przepracowane w tygodniu na treningu. Myślisz, że te kilka minut intensywnej gry, w małym kwadracie 20 na 20 metrów (nie na całym boisku) utrwali zachowania ofensywne lub defensywne De Jonga? To tylko kawałek szmatki na plecach zawodnika.
Zawahał się przez moment.
– Co tam będziesz mi pieprzył – spojrzał spode łba na mnie – każdy szczegół ma znaczenie.
– Acha – odpowiedziałem i grzecznie przemieściłem się w drugą część pomieszczenia.