Imad Rondić jest chory albo obrażony. A może obie te rzeczy. Cokolwiek by to było, Widzew nie ma z niego pożytku. A czas leci. Czas zagrać w pokera.
W piątek niedługo przed pierwszym ligowym meczem Widzewa w 2025 roku – z Lechem Poznań, byliśmy świadkami prawdziwej dramy z bośniackim piłkarzem w roli głównej. O tym, że Rondić miałby być chory, mówiło się od środy, gdy zespół pojechał na zgrupowanie do Uniejowa. Piłkarz źle się czuł, zgłosił to, nie wziął udziału z treningu. Nieoficjalnie wiadomo, że zostało to przyjęte bez jakichkolwiek podejrzeń. Tych można było nabrać w piątek, bo sprawa miała ciąg dalszy.
CZYTAJ TEŻ: Widzew dostał obuchem w głowę. Może to przebudzi, kogo trzeba?
Najpierw dziennikarz portalu Meczyki.pl Tomasz Włodarczyk poinformował, że Rondić zgłosił niedyspozycję i z Lechem nie zagra. “Zagroził też zarządowi, że jeśli nie dojdzie do transferu, w Widzewie już nie zagra! FC Köln podbiło ofertę powyżej miliona euro. Strony powinny się dogadać do Deadline Day” – napisał.
Sam piłkarz zdementował to krótko w mediach społecznościowych, ale szybko odpowiedział też Michał Rydz, prezes Widzewa. I już nie było wątpliwości, że coś jest nie tak.
“Mogę jedynie powiedzieć, że widać dużą determinację Imada do odejścia z Klubu, a jego zachowanie jest dla mnie osobistym rozczarowaniem. Chcę mieć jednak tylko nadzieję – bo to młody chłopak – że po prostu nie radzi sobie z dużym zainteresowaniem jego osobą. Nie oznacza to jednak, że jako Widzew, mamy godzić się na zaniżone kwoty transferowe oraz dać wywierać na sobie presję przez środowisko zawodnika czy niemieckie media. Ja reprezentuję interes całego klubu, nie jednostek” – napisał prezes Widzewa.
Czyli sprawa jest. Co stało się z Rondiciem, który przecież przez cały czas, gdy był w łódzkim klubie (przyszedł przed startem sezonu 2023/24), zachowywał się wręcz wzorowo? Godził się z rolą rezerwowego, zmiennika Jordiego Sancheza, nie narzekał. Gdy wchodził na boisko, dawał z siebie wszystko. Gdy Widzew sprzedał Hiszpana, a pozyskał kolejnych środkowych napastników (Huberta Sobola i Saida Hamulicia) Rondić się nie poddał, walczył o miano pierwszej “dziewiątki” i taki status sobie wywalczył. Na boisku harował, robił to, czego wymagał od niego trenera. Aż kilka dni temu się… popsuł.
Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Można tak sądzić, bo nie jest żadną tajemnicą, że kluby, które były zainteresowane sprowadzeniem Bośniaka, są od Widzewa bogatsze i przede wszystkim więcej płacą piłkarzom, często wiele więcej. W klubie z Serca Łodzi mówią nieoficjalnie, że kłopoty zaczęły się po jesieni. Wtedy z Rondiciem miał się osobiście kontaktować przedstawiciel Rakowa Częstochowa. To pierwszy klub, który pojawił się w kontekście zainteresowania napastnikiem Widzewa. – Co ciekawe, do Imada nie zadzwonił menedżer, ale… trener Marek Papszun. By sobie pogadać i by zachęcić go do przyjścia do Rakowa. Trochę nieelegancko, ale formalnie nic się nie wydarzyło, nie złamano żadnego przepisu. Każdy może sobie przecież zadzwonić do znajomego i pogadać. Można to jednak chyba uznać za nieczysty chwyt – opowiada nam osoba znająca kulisy przemiany Rondicia.
Miały paść też kwoty, jakie gracz Widzewa miałby zarabiać jako gracz Rakowa. To miało podziałać na wyobraźnię Bośniaka i od tamtej pory miał żyć już tylko tą sprawą – transferem, który go ustawi.
Później pojawiły się oferty zagraniczne i do kwestii finansowej doszła perspektywa rozwoju, gra w lepszej lidze. Nic dziwnego, że Rondiciowi zakręciło się w głowie. To najemnik jak większość piłkarzy, zwłaszcza zagranicznych. Większość z nich przychodzi do polskiej ligi, by zarobić więcej, niż w swoich krajach. A jak się uda, by odbić się od ekstraklasy, jak od trampoliny i wylądować dalej. Rondić właśnie w Widzewie się odbił. Nie wiadomo jeszcze, gdzie spadnie.
– To zawodnik, na którym się skupiamy. Najbliższe dni pokażą, czy uda się osiągnąć porozumienie. Naszym jasnym celem jest pozyskanie napastnika, który wzmocni nasz skład – przyznał cytowany przez portal express.de Christian Keller, dyrektor sportowy FC Koeln, które ma być zdeterminowane, by ściągnąć do siebie Rondicia.
Portal informuje ponadto, że niemiecki klub miał zwiększyć ofertę i proponować około miliona euro. Jak wiemy, w czwartek Widzew poinformował, że odstąpił od negocjacji. Czasu na dogadanie jest coraz mniej, bo okno transferowe w Niemczech zamyka się w poniedziałek o godzinie 20.
Co zrobi Widzew? Na pewno jego szefowie są w kropce. W przeszłości co prawda klub miał podobne problemy z Jordim Sanchezem i Andrejsem Ciganiksem. Oni też wskoczyli na trampolinę i za wszelką cenę chcieli wylądować daleko od Łodzi i Polski. Też mieli grać nie do końca czysto. W przypadku Jordiego donosił nawet o tym portal Weszło. Hiszpan dementował te rewelacje, dziennikarzowi – Antoniemu Figlewiczowi dostało się od kibiców Widzewa, ale – jak wiadomo nieficjalnie – napisał prawdę.
Widzew się ugiął. Oczywiście nie za darmo, bo na obu piłkarzach odpowiednio zarobił.
Mówi się, że z niewolnika nie ma pracownika. A zapowiada się, że taki status może mieć Rondić. Jeśli klub zablokuje transfer, to z pewnością będzie obrażony. Wtedy drużyna może nie mieć z niego pożytku. Nieważne nawet, że Rondić nie przykładając się do gry, będzie też robił na złość sobie. Nie wiadomo tak naprawdę, jak będzie się zachowywał, jeśli każą mu zostać.
Inne wyjście to sprzedaż piłkarza. W klubie mogą się oczywiście obawiać, że będzie to sygnał dla innych piłkarzy, że wystarczy się postawić, obrazić i osiągnie się swój cel. Ale czy powinni? Rondić zrobił jesienią dobrą robotę, nie wiadomo, czy powtórzy to wiosną. Do Widzewa przyszedł za darmo, teraz jest szansa na dobry zarobek dla klubu. Taka szansa może się już nie zdarzyć.
Wspomniany wyżej dyrektor FC Koeln Christian Keller mówi, pół żartem, pół serio, że „jestem naprawdę złym graczem w pokera, bo często idzie na całość”. Taki nawet tytuł ma tekst w express.de. Dokładnie: “Keller komentuje flirt FC (Koeln) z Rondiciem i śmieje się: „Jestem naprawdę złym pokerzystą”.
W Widzewie chyba nie mają wyjścia, muszą zagrać w pokera z FC Koeln i zrobić wszystko, by wygrać. W tym momencie to chyba wyciągnięcie jak najwięcej kasy od gracza z Niemiec. Sytuacjii, w której Rondić haruje dla Widzewa, strzela bramki i wszyscy są zadowoleni, na dzisiaj trudno sobie już wyobrazić.