Hiszpański napastnik Widzewa opowiedział w rozmowie z portalem o swoich trudnych początkach w Łodzi. Chodzi m.in. o poważny wypadek jego partnerki. Ale nie tylko. „Później były jeszcze problemy natury administracyjnej. Trzeba było założyć firmę, rachunek bankowy, znaleźć mieszkanie, samochód. Drobne sprawy, ale bez znajomości języka, urastają do rangi problemu” – napisał „Fakt”. I zacytował piłkarza. – Wiem, że ktoś może się o to na mnie wkurzyć, ale mówię to dla dobra Widzewa – w klubie brakuje osoby pomagającej nowym graczom załatwić formalności. Zostałem ze wszystkim sam. A wystarczyłoby, by ktoś poświęcił mi kilka godzin i wszystko wyjaśnił – powiedział Jordi.
Słowa Hiszpana oburzyły kibiców, ale nie zdenerwowali się na piłkarza, tylko na klub. Na Twitterze wywołani do tablicy zostali obaj prezesi: Mateusz Dróżdż oraz Michał Rydz. I obaj zapewnili, że od sierpnia w Widzewie jest osoba, która powinna zajmować się takimi sprawami. Obiecali, że ta sprawa zostanie wyjaśniona. Prezes Dróżdż zapowiedział też wyciągnięcie konsekwencji wobec osoby, która zawaliła.
“Jest od sierpnia osoba już w klubie odpowiedzialna za to. A tym się zajmę osobiście i wyciągnę konsekwencje” – napisał na Twitterze prezes Widzewa.