Od szczęśliwego golfa i jubileuszowej marynarki Moskala, przez „herbozę” Stawowego aż po domową elegancję Vicuñi – przyjrzeliśmy się ulubionym ubiorom ostatnich trenerów ŁKS-u i temu, co mogą one mówić o nich samych i o ich drużynach.
Od przystąpienia do rozgrywek czwartej ligi do awansu na zaplecze ekstraklasy ŁKS miał wielu trenerów. Byli to m.in. Maciej Szpak, Piotr Zajączkowski, Andrzej Kretek, Wojciech Robaszek, Marek Chojnacki czy Robert Szwarc. Większość spośród nich na czwarto- i trzecioligowych boiskach najswobodniej czuła się w klubowym dresie. Chojnacki często zakładał do niego dodatkowo charakterystyczną dla siebie czapkę z daszkiem (gdyby ktoś zastanawiał się, co łączy legendę ŁKS-u z Jürgenem Kloppem – ma już odpowiedź). Z tego trendu wyłamało się tylko dwóch szkoleniowców – Kretek i Szwarc.
Pierwszy z nich zdążył poprowadzić ŁKS w zaledwie jedenastu meczach, podczas których kilkukrotnie można było zobaczyć go w szarej marynarce i błękitnej lub granatowej koszuli. Drugi wywołał z kolei pewne zaskoczenie, gdy podczas prezentacji zespołu przed rundą wiosenną sezonu 2016 towarzyszył swoim piłkarzom w… pełnym, granatowym garniturze i bordowym krawacie. Przez chwilę zapachniało wielką piłką – w czasach, w których ŁKS rywalizował z Pilicą Białobrzegi, Energią Kozienice czy Oskarem Przysucha nie był to przecież najbardziej oczywisty modowy wybór.
Ze sporą dozą prawdopodobieństwa można jednak stwierdzić, że na kibicach ŁKS-u większe wrażenie od elegancji Szwarca zrobił styl jego przedsezonowych zapowiedzi. – Zapewniam was, że będziemy zap****alać – krzyczał do mikrofonu, a tłum zgromadzonych w Atlas Arenie fanów biało-czerwono-białych wiwatował na cześć zespołu. Czar prysł jednak wkrótce po rozpoczęciu sezonu i Szwarc przepracował ostatecznie przy al. Unii zaledwie pół roku.
Po awansie do pierwszej ligi ŁKS postanowił zatrudnić trenera doświadczonego w rywalizacji na najwyższym szczeblu rozgrywkowym – Robaszka zmienił więc Moskal. Za czasów gry na drugim poziomie rozgrywkowym pochodzący z Krakowa trener najczęściej prezentował się w klubowej polówce lub – w zimniejszych miesiącach – w kurtce.
W Ekstraklasie Moskal zaczął jednak dużo częściej stawiać na koszule (najczęściej kraciaste) i marynarki.
Przed wygranym (4:1) meczem z Koroną Kielce, który rozgrywano jesienią, przy kilkustopniowej zaledwie temperaturze Moskal wyjątkowo zamienił koszulę na golf. Od tej pory chętnie powracał do tego „zwycięskiego” zestawu. – Przed meczem z Koroną nie było konferencji prasowej. Wtedy przeczytałem w prasie, że w drużynie miał pojawić się nowy trener. Dlatego od tego czasu zakładam golf i marynarkę. Chcieliście nowego trenera? Proszę bardzo! – komentował ze śmiechem.
Chcieliście nowego trenera? Proszę bardzo!
Kazimierz Moskal o swoim zwycięskim golfieReklama
Przed pucharowym meczem z Górnikiem Zabrze z okazji 50. występu w roli trenera ŁKS Moskal dostał od prezesa Tomasza Salskiego wyjątkowy prezent – pamiątkową marynarkę w granatowo-ciemnoniebieską kratę, z naszytą na piersi przeplatanką. Od tej pory wielokrotnie pojawiał się w niej podczas meczów ŁKS-u.
Podejście Wojciecha Stawowego do trenerskiej mody to temat na osobną opowieść. Stawowy jest jedynym w polskim futbolu trenerem, który tak wyraźnie stara się podkreślić swoim strojem przywiązanie i szacunek do klubu, w którym pracuje. Niejednokrotnie aż do przesady – rekord ustanowił prawdopodobnie w czasach pracy w Krakowie, kiedy udało mu się założyć aż cztery klubowe herby naraz.
W internecie wciąż odnaleźć można zdjęcie, na którym Stawowy ma na sobie marynarkę z naszytym na piersi herbem Cracovii, krawat z emblematem krakowskiej ekipy, w klapie nosi klubową wpinkę, a spod marynarki… widać brzeg charakterystycznej chorągwi w biało-czerwone pasy naszytej dodatkowo na koszulę.
Klubowe akcenty wplatał w swój strój także w czasie pracy w Arce Gdynia (żółto-niebieskie krawaty), a nawet w Miedzi Legnica i Górniku Łęczna (herby naszyte na marynarkę). Ta skłonność do eksponowania klubowych barw współgra zresztą ze stylem bycia Stawowego, który przy każdej okazji starał się zdobyć sympatię kibiców ŁKS-u – odwoływał się do historii i tożsamości klubu, śpiewał wraz z nimi po wygranych derbach, dziękował przy każdej okazji za wsparcie.
W ŁKS-ie niejednokrotnie widzieliśmy Stawowego w klubowym dresie lub koszulce. Nie brakowało też meczów, na które zakładał bardziej elegancki strój. Ani razu nie zdecydował się jednak na pełny, klasyczny garnitur – zazwyczaj były to biała koszula (rozpięta często po latynosku na dwa guziki – gdyby ktoś zastanawiał się, co łączy Stawowego i Paulo Sousę, zna już odpowiedź), czarna kurtka, obcisłe czarne lub szare spodnie i białe buty. Nie zabrakło też ełkaesiackich akcentów – Stawowy wielokrotnie zakładał białą koszulę z naszytą przeplatanką, a wraz z czarną kurtkę ozdabiał biało-czerwono-białymi wpinkami.
Wraz ze zmianą Stawowego na Ireneusza Mamrota na al. Unii wróciła ligowa piłka w siermiężnym wydaniu, a modową fantazję Stawowego zastąpił ukochany szary dres. Obecny trener Jagielloni za każdym razem zakładał na mecze ŁKS-u kurtki zimowe lub dresowe. Niestety nie przekonaliśmy się, jak ubrałby się przy wyższych temperaturach, bo zanim za oknami zdążyło zrobić się naprawdę ciepło Mamrot w nie najlepszej atmosferze zamienił Łódź na Białystok (notabene – jeden z polskich biegunów zimna).
Jego tymczasowy następca, Marcin Pogorzała zmienił w zespole wiele – wybory personalne, ustawienie taktyczne, sposób rozgrywania piłki, przygotowanie mentalne czy reakcję na stratę bramki – ale akurat w kwestii ubioru dokonywał dokładnie takich samych wyborów, co swój poprzednik.
Kadencja Kibu Vicuñi wciąż jest otwartą kartą, którą hiszpański trener dopiero zaczyna zapisywać (choć nie brakuje takich kibiców ŁKS-u, którzy marzą tylko o tym, by prezes Tomasz Salski jak najszybciej tę kartę wyrwał). Tak naprawdę z każdym kolejnym meczem dowiadujemy się czegoś nowego o jego pomyśle na grę, dokonywane zmiany czy wykorzystanie konkretnych zawodników i… z każdym kolejnym spotkaniem widzimy go też w zupełnie innym ubiorze. Po meczach sparingowych mogło wydawać się, że Vicuña będzie na ławce ŁKS-u kolejnym po Mamrocie i Pogorzale zwolennikiem dresu (a przy okazji największym miłośnikiem bejsbolówek od czasów Marka Chojnackiego).
W ostatnim czasie zarysowała się jednak ciekawa prawidłowość – na wyjazdach Vicuña rzeczywiście stawia na wygodne dresy i koszulki, lecz podczas meczów domowych jest znacznie bardziej elegancki. Podczas rozgrywanych przy al. Unii starć ze Skrą Częstochowa, Resovią i GKS-em Jastrzębie miał na sobie ciemnogranatową lub ciemnoszarą koszulę albo popielatą polówkę i jaśniejsze, jasnoszare lub musztardowe spodnie.
W ostatnich latach trenerzy ŁKS-u podejmowali najróżniejsze modowe wybory – od sportowej wygody po niezobowiązującą elegancję; od dresu Mamrota po ślubny garnitur Szwarca. Na razie nie trafił na al. Unii jeszcze nikt, kto mógłby ścigać się z Paulo Sousą o miano największego eleganta polskiej piłki (przypomnijmy, że selekcjoner został nawet wyróżniony przez portal „The Athletic” w rankingu najlepiej ubranych trenerów EURO).
Dopóki szyk i elegancję oglądać będziemy na boisku, przy al. Unii z pewnością nie znajdzie się jednak nikt, kto protestowałby przeciwko takiemu stanowi rzeczy.