Marko Mrvaljević potrzebował zaledwie 22 minut w ŁKS-ie, żeby zdobyć premierową bramkę. Ile czasu na pierwszego gola czekali pozostali napastnicy w ostatnich latach?
Większość kibiców ŁKS-u obawiała się, czy klub zdoła znaleźć godnego następcę dla Stefana Feiertaga, który tej zimy przeniósł się z Łodzi do niemiecko FC Saarbruecken. Nie bez powodu, w końcu Austriak w pół roku strzelił dziewięć goli i zanotował dwie asysty. To bilans, do którego nie zbliżył się żaden napastnik ŁKS-u w ostatnich latach.
CV Marko Mrvaljevicia, który trafił do zespołu “Rycerzy Wiosny” po odejściu Feiertaga, nie było szczególnie imponujące. Czarnogórzec przed przyjściem do ŁKS-u grał w ojczystej ekstraklasie, czyli jednej z najgorszych lig w Europie, ale nawet tam nie był gwiazdą. Co prawda zdobył dwa mistrzostwa kraju i puchar, ale jego rola w tych sukcesach była drugoplanowa, bowiem zazwyczaj pojawiał się on na boisku dopiero w drugich połowach.
Mimo to 23-latek zaliczył udane wejście do ŁKS-u. Czarnogórzec w spotkaniu z Górnikiem Łęczna zameldował się na placu gry w drugiej połowie, oddał trzy strzały, z czego jeden – głową – wpadł do bramki. Wydaje się, że tym występem zawodnik zasłużył, żeby w spotkaniu z Miedzią Legnicą wybiec w podstawowym składzie. Zwłaszcza że to jedna z zaledwie trzech “dziewiątek” ŁKS-u w ostatnich latach, która strzelanie goli w nowym klubie rozpoczęła już w swoim debiucie.
Podobnego wyczynu dokonali Łukasz Sekulski oraz Piotr Janczukowicz. Pierwszy trafił do ŁKS-u w zimie 2018 roku i już w pierwszym meczu z Wartą Poznań pokonał bramkarza przeciwnika. Aktualny kapitan Wisły Płock potrzebował na zanotowanie tego trafienia zaledwie 17 minut. Niewiele czasu więcej ta sztuka zajęła Janczukowicza, który w biało-czerwono-białych barwach zadebiutował w spotkaniu bardzo prestiżowym – 1/8 finału Pucharu Polski przeciwko Legii Warszawa i to w podstawowym składzie. 21-letni wówczas piłkarz poradził sobie jednak z tą presją i w 56. minucie strzelił jednego z dwóch goli dla ŁKS-u tego dnia. Ełkaesiacy ostatecznie przegrali 2:3.
Co ciekawe, aż czterech napastników ŁKS-u pierwszą bramkę w biało-czerwono-białych barwach zdobyło w swoim drugim występie. Najszybciej zrobił to Andreu Arasa, któremu wystarczyły 73 minuty, żeby trafić do siatki. Stipe Jurić potrzebował 91 minut, Jewhen Radionow – 127, a Maciej Radaszkiewicz – 175.
Wspomniany wyżej Feiertag zrobił to nieco później, bo w czwartym występie (180 minut), tak samo jak Rafał Kujawa (78 minut – chodzi o jego drugi pobyt w klubie w latach 2017-2020), a Kay Tejan w piątym (316 minut).
Najdłużej na bramkę czekał Samu Corral, który w pierwszych 10 meczach (594 minuty) nie zanotował ani jednego trafienia! Zrobił to dopiero w 11. spotkaniu, gdy sprytynym uderzeniem z lewej nogi pokonał bramkarza Arki Gdynia. Warto dodać, że już w kolejnym starciu z Rakowem Częstochowa zdobył dwa gole i zanotował asystę.
Dwóch graczy, mimo że dostali sporo szans, nie zdobyło ani jednej bramki w pierwszym zespole ŁKS-u. Jakub Wróbel wystąpił 15 razy (853 minuty), ale zanotował wyłącznie dwie asysty. Nelson Balongo wprawdzie strzelił dwa gole w zespole rezerw, ale w 24 meczach (1265 minut) w pierwszej drużynie nie trafił ani razu.
Oczywiście to, że Mrvaljević strzelił gola w swoim debiucie, jeszcze o niczym nie świadczy. Jeśli Czarnogórzec chce pomóc ŁKS-owi w awansie do baraży o ekstraklasę i zostać pozytywnie zapamiętanym przez kibiców, to musi podtrzymać formą także w kolejnych spotkaniach.
Natomiast fakt, że zdołał trafić do bramki przeciwnika już w pierwszym meczu, daje nadzieję na to, iż 23-latek szybko zaaklimatyzuje się w Łodzi i będzie wartością dodaną dla reszty zespołu już od pierwszych kolejek.