Mimo że pierwszy oficjalny wiosenny mecz ŁKS rozegra dopiero 16 lutego, to z klubem tej zimy pożegnało się już trzech zawodników, a ich losy mogą podzielić kolejni.
To przyjemna informacja dla fanów, bo jest ona najlepszym przykładem na to, że łodzianie nareszcie zaczęli uczyć się na własnych błędach.
W ostatnich dniach Łódzki Klub Sportowy ogłosił rozwiązane kontraktów za porozumieniem stron z Ivanem Mihaljeviciem i Jorge Alastuey’em, a także definitywne odejście Kelechukwu Ibe-Tortiego do Stali Stalowa Wola. Informacje te szczególnie nie zaskoczyły osób bacznie śledzących poczynania drużyny z al. Unii.
Mihaljević oraz Alastuey zostali sprowadzeni przez ŁKS w lecie poprzedniego roku i obaj nie mieli choćby jednego przyzwoitego występu w biało-czerwono-białych barwach. Mihaljević był obrońcą mało odpowiedzialnym, który swoją niepewną, niestabilną grę w defensywie regularnie wieńczył kuriozalnymi błędami. Alastuey natomiast rozegrał raptem 67 minut i wyróżnił się przede wszystkim zmarnowaniem trzech dogodnych okazji w meczu z czwartoligowym Gromem Nowy Staw w Pucharze Polski.
Co więcej, był piłkarzem bardzo słabym fizycznie, niedostosowanym do gry na poziomie 1. Ligi, dlatego występował tak rzadko. Ibe-Torti zaś piłkarzem ŁKS-u został w 2020 roku i przez pięć lat rozegrał 50 meczów, strzelił trzy gole i zanotował dwie asysty. Jak na gracza ofensywnego, nie były to statystyki oszałamiające. Zwłaszcza, że od dawna Kelechukwu zmaga się z jednym deficytem w swojej grze, którego do teraz nie potrafi poprawić – chodzi o decyzyjność, o zachowanie zimnej głowy pod bramką przeciwnika. Od lat ten aspekt jest dużym problemem 22-latka, a perspektyw na to, żeby usprawnił go jako piłkarz ŁKS-u, nie było.
Tak naprawdę w przypadku każdego z tych graczy dało się wyczuć, że oni już w koszulce z przeplatanką na piersi nie będą grać lepiej. Dlatego dobrze, że ŁKS zdecydował się na odchudzenie składu, uszczuplenie wydatków na pensje i pozbycie się ich z kadry. Zresztą możliwe, że ich losy podzielą kolejni zawodnicy. Na początku roku do rezerw zostali zesłani Aleksander Pawlak i Oliwier Sławiński. Nie wiadomo też, co z Antonio Majceniciem, który jesienią prezentował na boisku podobnie niski poziom co Mihaljević czy Alastuey, choć akurat on na zimowy obóz przygotowawczy do Turcji pojechał.
Niemniej należy docenić to, że ŁKS zaczął przyznawać się do błędów. Często w ostatnich latach łodzianie płacili za nietrafione decyzje, z których nie potrafili bądź nie chcieli się wycofać. Mowa chociażby o nieustannym trzymaniu się ofensywnej gry, opartej na dużej liczbie wymienianych podań, który była efektowna i w 1. lidze przynosiła efekty, ale już w ekstraklasie często ŁKS płacił poprzez słabe wyniki za swoją naiwność i usilnie trzymanie się zbyt ambitnej taktyki, oderwanej od realnego potencjału zespołu.
Podobnie było jeszcze do niedawna z Pirulem. Hiszpan swoje najlepsze mecze w karierze rozgrywał jako prawoskrzydłowy, a przez ostatnie miesiące występował w środku pola, gdzie ewidentnie sobie nie radził. Jednak ku uciesze kibiców, w ŁKS-ie ten błąd także zamierzają naprawić, co potwierdzili, sprowadzając na tę pozycję ogranego na ekstraklasowych boiskach Kokiego Hinokio.
W minionych latach największym problemem ŁKS-u nie było samo popełnianie błędów czy pomyłek. Największą zmorą był brak wyciągania wniosków z tychże błędów i nieumiejętność przyznawania się do nich. Pozbycie się Alastuey’a, Mihaljevicia i Kelechukwu, a także zakontraktowanie Hinokio, to ruchy, które mają to zmienić. Oczywiście na przykładzie tempa przeprowadzanych transferów (drużyna rozpoczęła już obóz przygotowawczy, a wciąż brakuje co najmniej jednego środkowego obrońcy i środkowego napastnika) można się zastanawiać, czy aby na pewno ŁKS te wnioski wyciągnął, ale i tak widać pod tym względem pozytywną tendencję.