ŁKS w sobotę zagra z Górnikiem Zabrze. Spotkanie nie będzie łatwe dla łodzian, bo Górnik w 2024 roku to najlepiej punktująca drużyna w lidze. Zresztą ŁKS już raz w tym sezonie się przekonał o sile zabrzańskiego zespołu. Na stadionie Króla przegrał 0:5 na stadionie Króla.
Łódzki Klub Sportowy podchodził do tamtego meczu z siedmioma zdobytymi punktami po dwunastu rozegranych kolejkach. Sytuacja – z perspektywy łodzian – nie była łatwa. Już na tamtym etapie sezonu łodzianie tracili cztery “oczka” do bezpiecznego piętnastego miejsca. Spotkanie z Górnikiem było drugim meczem Piotra Stokowca. W pierwszym meczu łodzianie przegrali 1:3 z Lechem Poznań, ale na stadionie wyżej notowanego rywala zaprezentowali się nieźle. Do przerwy dwoma bramkami prowadził “Kolejorz”.
Ełkaesiacy na spotkanie, z Górnikiem, wyszli w zmienionym ustawieniu. Mecz w pierwszej jedenastce rozpoczęło aż siedmiu nominalnych obrońców – Marcin Flis, Adam Marciniak, Nacho Monsalve, Kamil Dankowski, Piotr Głowacki, Adrien Louveau i Bartosz Szeliga. Najbardziej absurdalną decyzją Stokowca z perspektywy czasu możemy określić postawienia na Dankowskiego w środku pola. Wychowanek Śląska Wrocław po raz pierwszy i – jak dotąd – jedyny raz wystąpił w swojej karierze jako środkowy pomocnik.
– Miał zstąpić Mokrzyckiego i przez 15 minut nawet mu się to udawało. Potem tylko dużo biegał. Zapomniał, że trzeba jeszcze grać – pisaliśmy o tamtym występie Dankowskiego, dając mu przy tym najniższą możliwą notę, czyli “jedynkę”.
Pierwsza połowa w wykonaniu ŁKS-u była dobra. Łodziannie odstawali od wyżej notowanego rywala. Cała sytuacja meczowa uległa drastycznej zmianie po tym, co wydarzyło się w 41. minucie gry. Michal Siplak strzelił zaskakującego gola, będąc ustawionym nie dość, że bardzo daleko to i przy bardzo ostrym kącie od bramki rywala. Było widać, że Słowak próbuje w tej sytuacji dośrodkować, ale źle uderzył i piłka dość przypadkowo wpadła do bramki Aleksandra Bobka. Można się spierać, co do tego czy młodzieżowiec był w tej sytuacji dobrze ustawiony. W każdym bądź razie wydaje się, że największy błąd w tej akcji popełnił Bartosz Szeliga, który w odpowiednim czasie nie doskoczył rywala i pozwolił mu swobodnie zagrać futbolówkę.
Ta stracona bramka sprawiła, że gra ełkaesiaków zupełnie się posypała. W drugiej połowie kontrolę nad meczem zdecydowanie przejął Górnik. Już w 52. minucie doskonałą okazję do podwyższenia prowadzenia swojego zespołu miał Piotr Krawczyk, który stanął oko w oko z Bobkiem. Piłka po strzale napastnika minimalne jednak minęła bramkę ŁKS-u. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze. W 65 minucie z rzutu karnego trafił Daisuke Yokota. Duży błąd w tamtej sytuacji popełnił Adam Marciniak, który mimo że był pierwszy przy piłce, to w pojedynku z rywalem we własnym polu karnym dał się wyprzedzić i ostatecznie musiał go sfaulować. Dzieła zniszczenia dopełnili Kryspin Szcześniak, Damian Rasak i Yokota po raz drugi. Górnik wygrał 5:0 i – co warte podkreślenia – cztery ostatnie bramki strzelił w odstępie zaledwie siedemnastu minut.
To w tamtym czasie była najwyższa ŁKS-u od ponad jedenastu lat. Podobnym rozmiarem bramkowym łodzianie przegrali w październiku 2012 roku. Wtedy ulegli aż 1:7 Flocie Świnoujście. Tylko warto dodać, że ta klęska miała miejsce zaledwie kilka miesięcy przed upadkiem kluby i wycofaniem się z rozgrywek w marcu 2013 roku.
Od tamtego meczu z Górnikiem w całym ŁKS-ie zmieniło się naprawdę sporo. Przede wszystkim przyszedł nowy trener Marcin Matysiak, który znacząco odmienił grę łodzian. Pod jego wodzą zespół poprawił wyniki, ale też styl. Nowy szkoleniowiec sprawił, że gra Łódzkiego Klubu Sportowego stała się zdecydowanie przyjemniejsza do oglądania dla przeciętnego widza. Zmieniła się też formacja i w jakimś stopniu to, jacy piłkarze grają w podstawowym składzie ŁKS-u. Za kadencji Stokowca łodzianie grali schematycznym 4-4-2, teraz występują w klasycznym dla siebie i zgodnym z ofensywnym DNA klubu 4-3-3. Zdecydowanie na boczny tor przez trenera Matysiaka odstawieni zostali Flis i Głowacki. Za kadencji nowego szkoleniowca rozegrali oni kolejno: 180 i 96 minut. Pierwszy z nich ostatni mecz rozegrał 28. lutego, a drugi – nie licząc starcia z Jagiellonią Białystok, kiedy to wykorzystał absencję Rizy Durmisiego – zazwyczaj wchodzi na same końcówki spotkań, o ile w ogóle pojawia się na boisku.
Co również warto zaznaczyć, w październikowym spotkaniu z Górnikiem Kay Tejan rozegrał zaledwie 23 minuty. To rzecz o tyle warta podkreślenia, że w ostatnich trzech meczach po przesunięciu na prawe skrzydło jego gwiazda po raz pierwszy w pełni rozbłysła w barwach ŁKS-u. Holender w tych spotkaniach strzelił trzy gole, zanotował dwie asysty i był zdecydowanie najjaśniejszą postacią po stronie łodzian. Te dobre występy Holendra zostały nawet docenione przez samą ekstraklasę, bowiem napastnik za spotkanie z Radomiakiem Radom, gdzie do bramki rywala trafił dwukrotnie, został wybrany do najlepszej jedenastki całej 28. kolejki ligi.
Wydaje się więc, że ta liczba pozytywnych zmian, która zaszła w ostatnim czasie w Łódzkim Klubie Sportowym sprawia, że – przynajmniej teoretycznie – 27 kwietnia nie powinien on przegrać aż tak wysoko jak miało to miejsce przed kilkoma miesiącami. Oczywiście, Górnik jest zespołem będącym w bardzo dobrej formie, który dzięki serii dobrych wyników osiągniętych na przestrzeni ostatnich tygodni nieoczekiwanie włączył się do walki o udział w europejskich pucharach. Ale, naszym zdaniem, naprawdę spory kataklizm w najbliższym meczu z Górnikiem musiałby dopaść nowy, odmieniony ŁKS, żeby łodzianie przegrali tak samo wysoko jak pół roku temu. A przecież zdecydowanie większa presja tego dnia będzie spoczywać na podopiecznych Jana Urbana, którzy do podium tracą już tylko trzy punkty. Ta presja może oddziaływać na nich naprawdę mocno, ponieważ jest to pierwszy raz w tym sezonie, gdy czternastokrotny mistrz Polski znajduje się tak blisko ligowej czołówki. A ŁKS nie ma już nic do stracenia.