ŁKS w 2020 roku pokonał Śląsk w Pucharze Polski. O powtórkę w lidze będzie trudno.
ŁKS w sobotę zmierzy się ze Śląskiem Wrocław. Wrocławian, mimo że znajdują się na czwartym miejscu w tabeli, trudno określić mianem jednoznacznego faworyta tegoż starcia. W 2024 roku podopieczni Jacka Magiera punktują najgorszej ze wszystkich klubów PKO BP Ekstraklasy. W minionej kolejce ulegli nawet spadającemu z ligi Ruchowi Chorzów, który do meczu ze Śląskiem. A Łódzki Klub Sportowy już raz utarł WKS-owi nosa, eliminując go z rozgrywek Pucharu Polski w sezonie 2020/21. Jak doszło do tamtego zwycięstwa?
Dobry początek, z błędami w defensywie
Zdecydowanym faworytem – przynajmniej na papierze – tamtego meczu był Śląsk. Podopieczni Vitezslava Lavicki sezon 2019/20 zakończyli na piątym miejscu w tabeli ekstraklasy i finalnie zabrakło im tylko dwóch punktów do eliminacji Ligi Europy. Sytuacja ŁKS-u była natomiast jedną wielką niewiadomą, gdyż ełkaesiacy spadli z ligi, a potem nie dokonali przekonujących transferów. Bardziej postawili na drobne korekty i pozostawienie kręgosłupa zespołu z minionych rozgrywek.
Mecz zaskakująco dobrze rozpoczął Łódzki Klub Sportowy. Już w ósmej minucie łodzianom przyznany został rzut karny po tym, jak Jakub Wróbel został kopnięty w łydkę przez Lubambo Musondę w polu karnym Śląska. Jedenastkę pewnym strzałem na gola zamienił Antonio Dominguez. “Rycerze Wiosny” na początku spotkania byli zdecydowanie lepsi od Śląska – grali z większym zaangażowaniem, pasją i wigorem. Chwilę po golu strzelonym przez Domingueza mogło być już 2:0, bowiem dobrą okazję w polu karnym rywala ponownie miał Wróbel. Ostatecznie aktualny napastnik Sandecji Nowy Sącz się pomylił i trafił prosto w bramkarza, ale sposób w jaki ełkaesiacy rozegrali tę akcję zasługiwał na wszelkie słowa uznania. Później jeszcze dwie dogodne szanse mieli Adam Ratajczyk oraz Dragojlub Srnić, ale w obydwu tych sytuacjach piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego się mylili.
Wykorzystał to Śląsk, który w 42. minucie za sprawą bramki Roberta Picha doprowadził do wyrównania. Goście tak naprawdę dwoma podaniami rozmontowali całą defensywę ŁKS-u. Dalekim wybiciem grę od własnej bramki wznowił bramkarz Matus Putnocky. Piłka wylądowała na głowie Fabiana Piaseckiego, a ten tylko ją dzióbnął w kierunku Słowaka, który umieścił piłkę w bramce. Duży błąd w tej sytuacji popełnił Maciej Dąbrowski. Doświadczony stoper po zagraniu Piaseckiego minął się z futbolówką i pozwolił Pichowi na swobodne dojście do niej.
W drugiej połowie gra się wyrównała i do końca podstawowego czasu gry utrzymał się remis 1:1, a to oznaczało dogrywkę. W czwartej minucie tejże dogrywki gola dla Śląska strzelił Piotr Celeban, który strzałem głową pokonał Arkadiusza Malarza. Defensorzy ŁKS-u znowu źle się zachowali w polu karnym, bo zupełnie bez krycia pozostawili środkowego obrońcę WKS-u, który w przeszłości już wielokrotnie zdobywał bramki tą częścią ciała.
Nieoczywisty bohater i wygrana w karnych
W 105. minucie na boisku zameldował się Piotr Gryszkiewicz. To o tyle istotna informacja, że zaledwie kwadrans później debiutant sprowadzony przed miesiącem z akademii Lechii Gdańsk wpisał się na listę strzelców. Niepilnowany Gryszkiewicz ustawiony po prawej stronie pola karnego oddał płaski, acz silny i mierzony strzał, przy którym tym razem skapitulować musiał Putnocky – 2:2 i rzuty karne.
Szczególną uwagę warto poświęcić właśnie postaci Gryszkiewicza. W swoim debiucie strzelił pierwszego i – jak się okazało – jedynego gola w barwach ŁKS-u. Potem miał jeszcze jeden moment chwały, gdy zanotował dwie asysty w wygranym przez ełkaesiaków meczu z GKS-em Bełchatów. Niestety, to spotkanie okazało się być także jego początkiem końca w Łódzkim Klubie Sportowym. W 62. minucie tamtego starcia nabawił się kontuzji, po której już nie wrócił do dobrej formy. Ostatni mecz jako piłkarz łodzian rozegrał w listopadzie 2021 roku. Teraz wrócił w swoje rodzinne strony i reprezentuje barwy trzecioligowej Cartuasii Kartuazy, gdzie jest wyróżniającą się postacią. W 26 meczach trwających rozgrywek strzelił dziesięć goli i zanotował dwie asysty.
Rzuty karne lepiej egzekwował ŁKS. Bezbłędni w ich wykonaniu okazali się Dąbrowski, Wolski, Corral i Sobociński. Po stronie Śląska mylili się zaś Mateusz Praszelik (obronił bramkarz Arkadiusz Malarz) oraz Wojciech Gola (niecelny strzał), w związku z czym sensacja i wyeliminowanie przez ŁKS wyżej notowanego rywala stały się faktami. W kolejnej rundzie pucharu los okazał się dla ełkaesiaków niezwykle łaskawy, gdyż zmierzyli się oni z niżej notowaną Unią Janikowo, którą odprawili zwycięstwem 2:0. W 1/8 finału jednak łodzianie trafili na pewnie zmierzającą po zdobycie kolejnego mistrzostwa Polski Legię Warszawa. Tutaj niespodzianki już nie było – legioniści wygrali 3:2 i awansowali do kolejnej rundy.
Oczywiście tamto spotkanie ŁKS-u ze Śląskiem w odniesieniu do sobotniego starcia nie będzie miało zbyt wielkiego znaczenia. Dość powiedzieć, że z podstawowych składach obu drużyn z tamtego starcia mamy tylko dwóch zawodników, którzy aktualnie reprezentują barwy tych klubów. To Pirulo w ŁKS-ie i Piotr Samiec-Talar w Śląsku. Erik Exposito, który nadal reprezentuje barwy wrocławian (ba, jest ich największą gwiazdą) wówczas nie zagrał, bo był wtedy zawieszony za złamanie obowiązujących zasad sanitarnych. Niemniej zwycięstwo łodzian z 2020 roku pokazuje, że – przynajmniej teoretycznie – pokonanie Śląska powinno być w zasięgu ŁKS-u także i teraz. Skoro ta sztuka udała się kilka lat temu z grającym aktualnie w trzeciej lidze Gryszkiewiczem, to dlaczego miałaby się nie udać teraz? Tym bardziej że – tak jak wspomniałem – piłkarze Śląska w ostatnich miesiącach prezentują się, delikatnie rzecz ujmując, poniżej oczekiwań.
1 Comment
Biernik (kogo? co?): Śląsk
Nie pokonał ani nie zaskoczył Śląska tylko Śląsk.
Proszę, poprawcie.