Takiej ochoty do gry jak przeciwko Odrze, drużyna ŁKS, oceniana jako zespół, nie prezentowała ani razu, od czasu swego pierwszego meczu w III Lidze, z której rozpoczynała – awansując co rok wyżej swój powrót do t.zw. Ekstraklasy. Toteż niezależnie od prezentowanego poziomu, miejsca w hierarchii krajowej piłki itp. nigdy nie przestawała być zespołem. Aż do dnia wczorajszego – w czasie tego nieszczęsnego meczu tylko Dąbrowski i Kozioł, zachowując właściwą sobie solidność – demonstrowali ją tylko z przyzwyczajenia. Pozostali wykazywali całkowitą obojętność wobec zdarzeń boiskowych, typu jeżeli już muszę brać udział w tej farsie, to nie będę narażał ani nerwów, ani zdrowia. Udało się, lepiej niż w Legnicy (tam tylko 1 złamany nos), co ni zmienia faktu, ze obaj panowie sędziowie (legnicki i łódzki) należą do znanej w Polsce grupy swej profesji, stanowiącej największe zagrożenie bezpieczeństwa, dla uczestników zawodów. Obaj wszakże, nie wypaczyli wyników swych spotkań. Wracając do ŁKS – pewnie kiedyś dowiemy się, czy klubowy – dzisiejszy bałagan organizacyjny, finansowy i sportowy – jest procesem pod kontrolą kierownictwa klubu, prowadzącym przynajmniej do stabilizacji. . Brak wiarygodnych informacji w tym zakresie, musi rzutować także na postawę zawodników 1 zespołu. Mają prawo czuć się i pozostawieni sami sobie i rzuceni jednocześnie na głęboką wodę. Więc słabsi psychicznie mogą “nie chcieć umierać za symboliczny Gdańsk”. Pozdrowienia – głównie dla niepoprawnych optymistów.
1 Comment
Takiej ochoty do gry jak przeciwko Odrze, drużyna ŁKS, oceniana jako zespół, nie prezentowała ani razu, od czasu swego pierwszego meczu w III Lidze, z której rozpoczynała – awansując co rok wyżej swój powrót do t.zw. Ekstraklasy. Toteż niezależnie od prezentowanego poziomu, miejsca w hierarchii krajowej piłki itp. nigdy nie przestawała być zespołem. Aż do dnia wczorajszego – w czasie tego nieszczęsnego meczu tylko Dąbrowski i Kozioł, zachowując właściwą sobie solidność – demonstrowali ją tylko z przyzwyczajenia. Pozostali wykazywali całkowitą obojętność wobec zdarzeń boiskowych, typu jeżeli już muszę brać udział w tej farsie, to nie będę narażał ani nerwów, ani zdrowia. Udało się, lepiej niż w Legnicy (tam tylko 1 złamany nos), co ni zmienia faktu, ze obaj panowie sędziowie (legnicki i łódzki) należą do znanej w Polsce grupy swej profesji, stanowiącej największe zagrożenie bezpieczeństwa, dla uczestników zawodów. Obaj wszakże, nie wypaczyli wyników swych spotkań. Wracając do ŁKS – pewnie kiedyś dowiemy się, czy klubowy – dzisiejszy bałagan organizacyjny, finansowy i sportowy – jest procesem pod kontrolą kierownictwa klubu, prowadzącym przynajmniej do stabilizacji. . Brak wiarygodnych informacji w tym zakresie, musi rzutować także na postawę zawodników 1 zespołu. Mają prawo czuć się i pozostawieni sami sobie i rzuceni jednocześnie na głęboką wodę. Więc słabsi psychicznie mogą “nie chcieć umierać za symboliczny Gdańsk”. Pozdrowienia – głównie dla niepoprawnych optymistów.