ŁKS ma kibiców, którzy mają ogromne pieniądze. Do tej pory nie inwestowali w klub, ale kto wie, czy niedługo to się nie zmieni?
W środę w Dzienniku Łódzkim ukazał się felieton: “Gramy dla jednego miasta. Gdzie jest Podolski w ŁKS?”. Dariusz Kuczmera, autor tekstu i nasz serdeczny kolega przekonuje w nim, że Marcin Gortat mógłby być dla ŁKS-u, tym kim jest Lukas Podolski dla Górnika Zabrze. Nie dość, że bogatym inwestorem, to jeszcze sprawnym menedżerem, który dzięki kontaktom we wszystkich zakątkach świata ma realny wpływ na rozwój administracji, marketingu i tak naprawdę każdego aspektu zarządzania piłkarską spółką.
Fani wkurzyli się na sympatycznego redaktora i przypominali mu, że Gortat w ŁKS-ie już był, wydał ogromne pieniądze, a klubu, przez błędy, które popełnili jego poprzednicy i tak nie udało się uratować. Wydaje się, że w tym tekście nie Gortat był najważniejszy. Wnioski, które w nim wysnuto, są naprawdę logiczne. ŁKS potrzebuje bogatych kibiców!
Obecni właściciele i najpotężniejsi sponsorzy Widzewa w latach 80. i 90. byli nastolatkami. W klubie zakochali się, bo trafili na czasy, w których widzewiacy grali w europejskich pucharach, zdobywali tytuły, mieli niesamowitych zawodników. Chociaż piłkarzami nie zostali, wraz z rozwojem swoich biznesów, nie gasili pasji do klubu. Gdy było ich stać, kupili zespół, który dał im tyle pięknych emocji.
ŁKS w latach, gdy najbogatsi ludzie z województwa dojrzewali, zdobył jedno mistrzostwo Polski. I to mimo ogromnych problemów, które trapiły klub przez całe lat 90. Przełom wieków, to nie był dobry czas, żeby zakochać się w ŁKS-ie. A mimo tego, klub z al. Unii ma kilku bogatych fanów.
Przez lata słyszeliśmy, że Tomasz Salski robi sobie z ŁKS-u swój prywatny folwark, do którego nie dopuści nikogo. Są pewnie tacy, którzy dalej w to wierzą. I niech wierzą, ale dziwnym trafem, gdy pojawił się sponsor z dużym kapitałem, a do tego kibic ŁKS-u, do akcjonariatu piłkarskiej spółki Salski zaprosił go po niecałych trzech miesiącach. Chodzi o Dariusza Melona, który na początku roku wyłożył osiem milionów złotych, by stać się współwłaścicielem ŁKS-u. Akcji od nikogo nie odkupił, tylko objął nowy pakiet.
Są też między innymi Konrad Pokutycki, prezes zarządu BSH, oraz Michał Zawisza z LTM. To ludzie, którzy pojawiali się już w lożach na stadionie Króla, ale na razie nie zdecydowali się na inwestycję. Fanem ŁKS-u jest Jacek Olczak. To pierwszy w historii Polak, który został CEO firmy o zasięgu globalnym. Olczak rządzi Phillipem Morissem – tytoniowym gigantem.
Tylko że na razie ludzie z tak poważnym kapitałem nie byli chętni na ŁKS. I nic dziwnego. Szef firmy, której papierosy pali cały świat, zapraszałby gości na trybunę, z której widać dworzec kolejowy? Albo na mecz trzeciego szczebla rozgrywek w Polsce?
Gdy wybudowano stadion, po roku w ŁKS-ie pojawił się Kramel. Po półtora Melon wszedł do akcjonariatu. Szefowie klubu mają wizję i filozofię, w myśl której starają się go budować. Być może wystarczy jeszcze trochę czasu, regularnej pracy i sukcesów, żeby zachęcić operujących wielkim kapitałem do inwestycji, w drużynę, która jest bliska ich sercu?
I nieważne, czy to będzie Gortat, Olczak, czy dwudziestolatek, który dorobił się na kryptowalutach. Najważniejsze, żeby ŁKS finansowali ludzie, którym jego los leży na sercu. Bo powtórki z Platków już chyba nie chcemy…