W niedzielę na al. Unii przyjedzie rywal, który w ubiegłym sezonie sprawił ełkaesiakom niemało problemów, a w trwających rozgrywkach imponuje szczelnością defensywy.
Dwa mecze z poprzedniego sezonu były jedynymi starciami ŁKS-u i Resovii w historii. Jesienią rzeszowski zespół przyjechał na al. Unii po serii pięciu porażek i zamieszaniu wokół Szymona Grabowskiego, który został zwolniony ze stanowiska trenera, by kilka dni później… zostać na nie przywrócony. Nieoczekiwanie ŁKS Wojciecha Stawowego miał spore problemy w starciu z ekipą z Podkarpacia – obie bramki dla drużyny z al. Unii padły po karnych, które wzbudzały po meczu sporo kontrowersji, a zwycięstwo ełkaesiacy zapewnili sobie dopiero na sześć minut przed końcem regulaminowego czasu gry (skrót tego meczu poniżej).
Wiosną było jeszcze gorzej. ŁKS ponownie przystępował do meczu w roli zdecydowanego faworyta i ponownie zagrał zdecydowanie poniżej oczekiwań, przegrywając 1:0 po bramce byłego ełkaesiaka, Jakuba Wróbla. Feralny mecz rozgrywany na sztucznej murawie w Rzeszowie pozostaje dla sympatyków ŁKS-u jednym z najgorszych wspomnień z zakończonych rozgrywek.
Strzelec ostatniego gola w rywalizacji ŁKS-u i Resovii zabrał głos przed niedzielnym spotkaniem. Wróbel nie chce jednak wracać myślami do ubiegłorocznych starć. Woli skupić się na najbliższej przyszłości. – Mecz z poprzedniego sezonu to przeszłość. Od tamtego momentu zmieniła się kadra, pojawiła się większość nowych zawodników – można powiedzieć, że jesteśmy nową drużyną. […] Nie ma co do tego wracać. Jest nowy sezon, każdy z nas buduje nową historię – powiedział w rozmowie z oficjalną stroną Resovii.
Pomiędzy ligowymi kampaniami 2020/2021 a 2021/2022 rzeczywiście dużo się w Rzeszowie zmieniło. Drużynę z Podkarpacia opuściło latem aż 17 zawodników, a w ich miejsce pojawiło się 13 nowych graczy. Nowi szybko wywalczyli sobie miejsce w podstawowym składzie – aż pięciu z nich (Eizenchart, Mróz, Pindoroch, Strózik i Komor) znalazło się w jedenastce, która rozpoczęła mecz szóstej kolejki z Koroną.
Piłkarze rzeszowskich „Pasów” grają w początkowej części sezonu w kratkę. W pierwszych dwóch spotkaniach udało im się zdobyć cztery punkty (2:2 z GKS-em Katowice i 1:0 z GKS-em Tychy). Potem wyraźnie spuścili z tonu i zanotowali dwa remisy (Puszcza Nieppołomice, GKS Jastrzębie) oraz dwie porażki (Korona Kielce, Skra Częstochowa). Po ostatnim meczu (0:1 z Koroną) rzeszowianie zbierali zewsząd pochwały za swoją postawę. Marne było to jednak dla nich pocieszenie, skoro samobójcza bramka Daniela Pietraszkiewicza odebrała im marzenia choćby o remisie i sprawiła, że trzy punkty wróciły do Kielc wraz z ekipą Dominika Nowaka.
Największym atutem Resovii wydaje się być szczelna defensywa – w sześciu dotychczasowych meczach drużyna Radosława Mroczkowskiego straciła łącznie sześć bramek. To czwarty najlepszy wynik w lidze – lepszym mogą pochwalić się jedynie w Kielcach, Legnicy i Głogowie. Tylko gracze GKS-u Katowice byli w stanie strzelić rzeszowianom więcej niż jedną bramkę. -Stworzenie zagrożenia pod bramką Resovii to naprawdę trudne zadanie – przyznaje trener ŁKS-u, Kibu Vicuña. –Oddają na bramkę rywali dużo strzałów, choć zazwyczaj strzałów jest dużo więcej niż groźnych sytuacji podbramkowych. Grają w ustawieniu 4-4-2 i mają kilku piłkarzy groźnych przy stałych fragmentach gry – choćby Komora, który ma doświadczenie z gry w Ekstraklasie. Trzeba też zwrócić uwagę na bocznych obrońców – Jarocha i Adamskiego, którzy często włączają się do akcji ofensywnych – charakteryzował atuty niedzielnego rywala ełkaesiaków hiszpański szkoleniowiec.
Największa bolączka Resovii? Bez wątpienia skuteczność – to słowo odmieniane ostatnio w stolicy Podkarpacia przez wszystkie przypadki. – Tak, nie ma co ukrywać. W każdym meczu mamy po kilka sytuacji i nie zdobywamy tyle bramek, ile potrafimy wykreować okazji w polu karnym przeciwnika. Z pewnością każdy z nas chciałby zamieniać wszelkie okazje na zdobycz bramkową, ale nie zawsze jest tak, jak się chce. Nie możemy składać broni, trzeba nadal nad tym pracować i wierzyć w to, że przyjdzie taki mecz, kiedy wszystkie sytuacje zamienimy na bramki – nie traci wiary Wróbel.
Zdaniem Vicuñii jednym z kluczy do zwycięstwa będzie właśnie gra na zero z tyłu i pokrzyżowanie planów rzeszowian, którzy chcieliby przełamać przy al. Unii strzelecką niemoc. – Musimy być bardzo skoncentrowani w defensywie – zwłaszcza przy kontrach i stałych fragmentach gry. Spodziewam się meczu, w którym będziemy grali głównie w ataku pozycyjnym. Chcemy kontrolować przebieg spotkania, zdominować Resovię i utrzymywać się przy piłce – zapowiadał.
Realizację tego celu utrudniać będą problemy kadrowe ŁKS-u. Najbardziej odczuwalny będzie z pewnością brak prawdziwego serca środka pola – Antonio Domingueza, który zazwyczaj haruje w drugiej linii za trzech, biorąc na siebie nierzadko obowiązki „szóstki” i „ósemki”, ale też rozprowadzanie piłek do wyżej ustawionych kolegów. Lista nieobecnych jest jednak zdecydowanie dłuższa – Vicuña nie będzie mógł skorzystać także z usług m.in. Ricardinho, Nacho Monsalve, Samu Corrala i Macieja Dąbrowskiego. W środę wiele wskazywało na to, że do listy kontuzjowanych dołączy Stipe Jurić – Chorwat doznał podczas treningu lekkiego urazu i opuścił boisko z grymasem bólu. W piątek Vicuña zapewnił jednak, że były gracz NK Široki Brijeg będzie gotowy do gry.
Jeszcze niedawno wydawało się, że największego bólu głowy może przysporzyć Kibu Vicuñii obsada „pozycji” młodzieżowca. Mateusz Bąkowicz, który pokazywał się w pierwszych meczach sezonu ze świetnej strony („grał jak senior” – komplementował go Vicuña) doznał bowiem w meczu ze Stomilem groźnie wyglądającej kontuzji. Dzięki temu, że w ostatnich dniach Ebenezerowi Kelechukwu Ibe-Tortiemu przyznano polskie obywatelstwo hiszpański szkoleniowiec ma jednak znacznie szersze pole manewru.
Ełkaesiaków czeka w niedzielę ważny mecz. Zmierzą się z rywalem niewygodnym, z ekipą, która potrafi w tym sezonie pokrzyżować szyki faworytom (1:0 z GKS-em Tychy), z zespołem, który w poprzednim sezonie napsuł im sporo krwi. Jeśli jednak ełkaesiacy chcą awansować, to właśnie w takich meczach – z teoretycznie słabszym rywalem, pomimo niekorzystnej sytuacji kadrowej – muszą konsekwentnie punktować. Czas zrobić kolejny kroczek w stronę upragnionego celu.