Trochę mnie nie było. Część z was cieszyła się, inni pisali do mnie bardzo miłe wiadomości, że konferencje beze mnie są nudne i żebym wracał jak najszybciej (za co serdecznie dziękuję). Trochę pozmieniało się w moim życiu, trochę zmieniłem się ja sam. Choroba nie wybiera, ale uczy pokory. W ostatnich miesiącach, oprócz mnie doskonale przekonał się o tym ŁKS.
Bo ŁKS był chory. Chorowali wszyscy. Kibice na apatię związaną z wynikami i kolejnymi szokującymi doniesieniami o stanie finansów spółki. Piłkarze na niemoc, zniechęcenie. Szefowie łódzkiego klubu zachorowali na syndrom oblężonej twierdzy.
Pamiętam posezonowy program na YouTube, w którym Tomasz Salski, właściciel klubu, podszczypywał nie tylko mnie, ale też wielu ludzi, którzy w jakiś sposób przysłużyli się przy odbudowie ŁKS-u.
Nie byłem wtedy w najlepszym momencie swojego życia. Myślałem, że szef ŁKS-u chce rozpętać wojnę, która trwała będzie do momentu aż jedna ze stron nie skapituluje. Wojny nie było, świat kręcił się dalej.
A potem obejrzałem program w Toyi. Pokora, asertywność, ale i, w momentach, które tego wymagały, stanowczość.
Więcej o tym pisaliśmy tutaj. Ile ŁKS zarobił na meczach Dynamo i co ma do tego Widzew?
Dlaczego o tym piszę? Bo chociaż ŁKS nadal ma swoje grzechy (czy ktoś widział Mateusza Bąkowicza?), to chyba naprawdę zaczyna wracać do korzeni. Z oblężonej twierdzy, powoli opuszczany jest most zwodzony. Pierwsze znaki? Spotkanie szefów klubu z posiadaczami karnetów “Fanatyk”. Rok temu nie do pomyślenia.
Mnie kupili. Skoro nawet ja, największy maruda i czarnowidz, który przez ostatnie dwa lata wyprawiał ŁKS-owi pogrzeb średnio raz na tydzień, widzę, że coś zaczyna zmieniać się na lepsze, to znak, że na al. Unii dzieje się dobrze.
Podoba mi się podejście Kazimierza Moskala. Trenerski wyjadacz nie daje sobie w kaszę dmuchać, ale widać, że w relacjach z zawodnikami bije od niego jakieś nieokreślone bliżej ciepło.
Chociaż ŁKS jest wiceliderem i ma tyle samo punktów co lider, to szkoleniowiec łodzian ciągle podkreśla, że liczy się dla niego tylko następny mecz.
Wyciągnął Mieszka Lorenca i daje mu szansę na rozwój, nawet kiedy ten popełnia kuriozalne błędy. A potem odpłaca się meczami tak doskonałymi jak ten z Ruchem.
Jeżeli ktoś szuka pomysłu na zarobek, niech zaczyna już pisać książkę o Mateuszu Kowalczyku. Za kilka lat, może być więcej chętnych.
Lubię swoje życie i nareszcie zaczyna mi się w nim układać. Lubię ŁKS. Ten obecny. Z Lorencem, Koprowskim, Wszołkiem, Arndtem, Janczukowiczem. Nie potrzebuję najmocniejszej kadry w lidze i sześciu Hiszpanów kręcących kółka po boisku, żeby indentyfikować się z drużyną.
Wiem, że ten miesiąc miodowy nie będzie trwał wiecznie. Wtedy, ważne żebym zmieniał to co mogę zmienić i godził się z tym czego nie mogę zmienić. Czego i Wam życzę ełkaesiacy.