Drugi mecz ŁKS-u i druga strata punktów. Łodzianie tylko zremisowali z Górnikiem Łęczna na własnym stadionie.
ŁKS był aktywny w pierwszych minutach spotkania. Ełkaesiacy stworzyli sobie kilka całkiem niezłych sytuacji, ale w każdej z nich zabrakło odpowiedniej finalizacji. Niemniej było wyraźnie widać, że zależy im na odniesieniu korzystnego rezultatu i zmazaniu plamy, jaką była porażka na inaugurację sezonu z Arką Gdynia. Grali agresywnie i starali się szybko odbierać piłkę po stracie, już na połowie rywala.
Górnik grał bardzo zachowawczo i rzadko podchodził pod pole karne ŁKS-u. Po niezłym okresie gry gospodarzy inicjatywę zaczął przejmować Górnik. Starał się wykorzystać to, że z każdą minutą z ełkaesiaków coraz bardziej ulatywało powietrze. W 25. minucie fatalnie przed własną bramką zachował się Mateusz Kupczak. Zbyt długo zwlekał z podaniem (a niedaleko niego był zupełnie niekryty Pirulo). Przez to piłkę przejął Damian Warchoł, który sprytnym dryblingiem wyminął kilku rywali i tylko blok obrońcy ŁKS-u sprawił, że futbolówka nie wylądowała w bramce.
Kilka minut później podopieczni Jakuba Dziółki mieli zdecydowanie najlepszą okazję w 1. połowie. Jędrzej Zając dorzucił piłkę na pole karne, a Andreu Arasa oddał silny strzał głową, który z dużym problemami został obroniony przez bramkarza gości. Im dłużej jednak trwała pierwsza połowa spotkania, tym bardziej było widać, że Łódzki Klub Sportowy nie miał pomysłu, jak przebić się przez blok obronny rywala. Kolejną słabą połowę jako ofensywny pomocnik rozegrał Pirulo. Hiszpan aż 3-krotnie niecelnie strzelał z dystansu, zamiast podać do lepiej ustawionego partnera z zespołu. On najbardziej rozczarował, chociaż generalnie większość piłkarzy łodzian nie grała w pierwszych 45. minutach na swoim optymalnym poziomie. ŁKS wyglądał nijako i był do bólu przewidywalny.
Kwadrans przerwy i rozmowa z trenerem pozytywnie podziałała na ełkaesiaków. W 51. minucie Andreu Arasa odnalazł się w polu karnym rywala. Najpierw strzelił w słupek, ale przy dobitce już się nie pomylił i dał ŁKS-owi prowadzenie. Jednakże w odstępie zaledwie kilka minut na stadionie Króla zamiast euforii i radości był szok oraz niedowierzanie. Po konsultacji z wozem VAR czerwoną kartką ukarany został Adrien Louveau. W związku z tym trener Jakub Dziółka był zmuszony do wpuszczenia na boisko obrońcy Artemijusa Tutyskinasa w miejsce skrzydłowego Huseina Balicia. Na murawie w drugiej odsłonie pojawił się też debiutant Stefan Feiertag. Austriak zajął miejsce Arasy, który ucierpiał w starciu z rywalem.
ŁKS po stracie jednego zawodnika zamienił się z Górnikiem rolami i od tego momentu to gospodarze częściej bronili się przed atakami rywala. I przez kilkadziesiąt minut ŁKS bronił naprawdę nieźle, nie pozwalając rywalom na zbyt wiele. Aż do 89. minuty, gdy Warchoł urwał się łodzianom i skierował piłkę do siatki. Spotkanie ostatecznie zakończyło się remisem.
Do kuriozalnej sytuacji doszło pod koniec spotkania, kiedy to bramkarz ŁKS-u Łukasz Bomba… zwklekał ze wznowieniem gry, mimo że “Rycerze Wiosny” powinni w tym momencie walczyć o ponowne wyjście na prowadzenie. To wiele mówi o ich postawie w tym meczu.
ŁKS Łódź 1:1 Górnik Łęczna
1:0 – Arasa 51′
1:1 – Warchoł 89′
ŁKS Łódź: Bomba – Majcenić (Głowacki 82′), Louveau, Guelen, Dankowski – Mokrzycki (Mihajlević 82′), Pirulo (Wysokiński 68′), Kupczak – Balić (Tutyskinas 58′), Arasa (Feiertag 68′), Zając
Górnik Łęczna: Kostrzewski – Barauskas (Oduko 70′), Broda, Szabaciuk, Bednarczyk (Żyra 80′) – Malamis (Spacil 70′), Deja, Warchoł – Orlik, Banaszak (Turski 80′), Roginić (Janaszek 70′)
Żółte kartki: Majcenić, Mokrzycki, Kupczak – Warchoł
Czerwona kartka: Louveau