Mają to! Piłkarze ŁKS-u mogą cieszyć się z upragnionego awansu do PKO BP Ekstraklasy! Wywalczyli go w trudnym meczu, który długo nie układał się po ich myśli.
Ełkaesiacy zaczęli mecz dobrze, lecz po kilku minutach niezłej, dynamicznej gry ustąpili pola gospodarzom. Arka szybko stworzyła dwie bardzo groźne sytuacje, wykorzystując słabą organizację gry obronnej ełkaesiaków. W 7. minucie do piłki, która przefrunęła przez gąszcz stłoczonych w polu karnym zawodników dopadł Przemysław Stolc. Obrońca Arki został pozostawiony bez jakiejkolwiek opieki i miał bardzo dużo czasu, żeby złożyć się do strzału. Jego uderzenie z kilkunastu metrów okazało się jednak niecelne. Sześć minut później popisał się Bobek, który świetnie obronił strzał z obrębu pola karnego. Przy dobitce Stolca młody bramkarz ŁKS-u był już jednak bezradny.
Po chwili kibice Biało-Czerwono-Białych ponownie złapali się za głowę – w 20. minucie Karol Arys podyktował rzut karny dla gospodarzy. Do piłki podszedł Hubert Adamczyk. Wychowanek Zawiszy Bydgoszcz uderzył po ziemi, w lewą stronę, lecz jego strzał zatrzymał Bobek, który popisał się iście jaszczurzą zwinnością. Adamczyk miał jeszcze okazję na dobitkę z kilku metrów, ale fatalnie przestrzelił.
Po tej sytuacji ełkaesiacy oddali pierwszy w tym meczu groźny strzał – Pirulo zatańczył w polu karnym z kilkoma obrońcami Arki i uderzył ze słabszej, prawej nogi. Jego próbę zatrzymał Kajzer. W 30. minucie Tutyškinas z Kowalczykiem na spółkę sprawili Czubakowi piękny prezent – po błędach obu ełkaesiaków były napastnik Widzewa znalazł się w dogodnej sytuacji do strzału nieznacznie za linią szesnastego metra, ale nie trafił w bramkę.
Ełkaesiacy byli zupełnie wybici z uderzenia – nie potrafili rozegrać składnej akcji, utrzymać się przy piłce w środkowej strefie boiska, popełniali błędy pod presją rywali, pozwalali im narzucić swój styl gry. Piłkarze Kazimierza Moskala wyglądali na coraz bardziej sfrustrowanych – w raptem 3-4 minuty upomnienia od arbitra otrzymali Pirulo (żółta kartka), Janczukowicz i Marciniak. Gospodarze tymczasem imponowali zaciętością, siłą fizyczną, pozytywną boiskową agresją, górowali w indywidualnych pojedynkach. Było wyraźnie widać, że Arka to zespół, który walczy o wysoką stawkę.
Końcówka pierwszej połowy była nieco spokojniejsza – arkowcy nie podkręcali już tempa, nie kąsali tak groźnie z kontrataków, ale utrzymywali dobrą organizację gry obronnej, w efekcie czego ełkaesiacy nie potrafili stworzyć zagrożenia pod ich bramką.
Po przerwie obraz gry się zmienił – ełkaesiacy zaczęli grać z większą intensywnością, zaciętością. Pierwszy kwadrans po wznowieniu gry był prawdziwą próbą sił: oglądaliśmy dużo indywidualnych pojedynków, twardej walki w środku pola, w której ełkaesiacy wyraźnie dawali rywalom znać, że nie zamierzają odpuszczać walki o zwycięstwo. Jednocześnie obu drużynom brakowało jednak klarownych sytuacji podbramkowych, a płynny, intensywny wcześniej mecz stał się rwany, szarpany.
Sytuacja zaczęła zmieniać się w okolicach 65. minuty, gdy ŁKS zaczął osiągać coraz wyraźniejszą przewagę. Biało-Czerwono-Biali mieli coraz częściej piłkę przy nodze, zaczęli rozgrywać płynniejsze ataki pozycyjne, z powodzeniem przenosili grę pod pole karne rywali i zbierali bezpańskie piłki, skutecznie tłamsząc w zarodku ich akcje ofensywne. Łodzianie wciąż nie potrafili jednak tworzyć okazji podbramkowych – brakowało im dokładności i zdecydowania w ofensywnej tercji boiska, zbyt często dawali też łapać się na spalonych. Tymczasem arkowcy coraz mocniej ponosili koszty intensywnej pierwszej połowy spotkania – w ofensywie nie było stać ich na nic więcej niż strzał Milewskiego zza pola karnego z 77. minuty.
Ełkaesiakom udało się dopiąć swego w 84. minucie, w… jedynej groźnej akcji, jaką stworzyli w drugiej połowie meczu. Spory wkład w bramkę miał Kelechukwu, który świetnie ograł kilku rywali przy linii bocznej. Skrzydłowy podał do Kowalczyka. Były gracz Znicza Pruszków podholował piłkę wzdłuż linii szesnastego metra, zwiódł rywali i strzałem w dalszy róg pokonał Kajzera. W końcówce ŁKS umiejętnie utrzymywał posiadanie piłki, nie pozwolił rywalom rozwinąć skrzydeł i na koniec mógł cieszyć się z upragnionego awansu.
Arka Gdynia-ŁKS 1:1
13. Przemysław Stolc
84. Mateusz Kowalczyk
Arka Gdynia: Kajzer, Marcjanik, Azacki, Stolc, Stępień, Milewski, Gol, Gojny, Skóra (81. Żebrowski), Adamczyk (23. Haydary), Czubak.
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Tutyškinas (79. Kelechukwu) – Mokrzycki, Kowalczyk (89. Ochronczuk), Trąbka – Pirulo (89. Dąbrowski), Janczukowicz (79. Jurić), Śliwa (61. Szeliga)