Z niedzielnego starcia ze Skrą Częstochowa kibice ŁKS-u mogą zapamiętać pierwsze pół godziny, wynik i piękną bramkę Michała Mokrzyckiego. Resztę woleliby z pewnością wymazać z pamięci. Łodzianie wywieźli trzy punkty z Bełchatowa, ale przez większość meczu pozostawali w cieniu ostatniej drużyny w tabeli i do ostatniej chwili musieli drżeć o wynik.
ŁKS zaczął od mocnego uderzenia – Pirulo pomknął prawym skrzydłem i dograł w pole karne. Tam piłkę przyjął Szeliga, który sprawnie złożył się do strzału i uderzył w stronę dalszego rogu bramki, nie pozostawiając szans Bursztynowi. Skra odpowiedziała dwoma akcjami Piotra Pyrdoła, który pokazał szybkość i zwinność, z których zapamiętali go fani ŁKS-u. Groźna była zwłaszcza pierwsza z nich – wychowanek klubu z al. Unii wpadł w pole karne, zatańczył z piłką i zmylił obrońców, lecz uderzył wprost w Aleksandra Bobka.
W 17. minucie ŁKS przeprowadził kolejną groźną akcję – tym razem w głównych rolach wystąpili Trąbka, Kowalczyk i uderzający z niewielkiej odległości Pirulo. Tej sytuacji nie udało się zamienić na bramkę, ale niezwykle cenną zdobyczą okazał się podyktowany tuż po niej rzut wolny. Do piłki ustawionej w okolicach dwudziestego metra podszedł Michał Mokrzycki i skierował ją wprost w okienko bramki rywali, wprawiając w euforię fanów ŁKS-u zgromadzonych licznie na trybunach bełchatowskiego stadionu.
Pomimo dwóch szybko straconych goli częstochowianie nie spuścili głów i nie stracili ochoty do ofensywnej gry. Podopieczni Jakuba Dziółki, grali odważnie i utrzymywali się przy piłce, ale nie przekładało się to na realne zagrożenie w polu karnym gości. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy temperatura tego otwartego wcześniej meczu nieco spadła. Więcej z gry w tej fazie spotkania mieli gospodarze, którzy częściej przebywali z piłką na połowie ŁKS-u. Najgroźniejszą spośród stworzonych przez nich sytuacji okazał się jednak strzał Noconia w boczną siatkę bramki ŁKS-u i do końca pierwszej części gry wynik nie uległ zmianie.
Po przerwie przewaga gospodarzy stała się jeszcze bardziej wyraźna. Coraz groźniejsze były tworzone przez nich akcje – sygnałem alarmowym była sytuacja z 59. minuty, w której Lukoszek znalazł się w czystej pozycji do strzału z kilkunastu metrów, jednak trafił wprost w bramkarza. Co nie udało mu się w tamtej sytuacji, to powetował sobie raptem dwie minuty później. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że gol kontaktowy częstochowian był prezentem od ełkaesiaków – akcję gospodarzy rozpoczęła bowiem łatwa strata Dankowskiego, a zakończyła fatalna interwencja świetnie prezentującego się we wcześniejszej części spotkania Bobka – młody ełkaesiak przepuścił piłkę zmierzającą do bramki między nogami.
Niestety to trafienie nie otrzeźwiło ełkaesiaków. Wręcz przeciwnie, zachęciło gospodarzy do jeszcze intensywniejszych ataków. Biało-Czerwono-Biali wyglądali na tym etapie meczu na zupełnie pasywnych, jakby oszołomionych tym, z jaką zaciętością gra ostatnia drużyna Fortuna 1 Ligi. Sytuacja uspokoiła się nieco dopiero po upływie kilku kolejnych minut – głowy częstochowian ostudziły nieco dwie sprawne akcje Pirulo, dzięki którym ŁKS wreszcie odgryzł się rywalom, a także… kilkominutowa przerwa na „oddymienie” boiska zarządzona przez arbitra po tym, jak na trybunach odpalono race.
To był jednak tylko chwilowy oddech, bo inicjatywa wciąż należała jednak do graczy w błękitnych strojach, którzy raz po raz podnosili ciśnienie fanom klubu z al. Unii – na boisku nie było widać różnicy klas, jakiej można by się spodziewać w starciu lidera tabeli z czerwoną latarnią ligi; wręcz przeciwnie – to łodzianie wciąż byli w defensywie, a gospodarze prowadzili grę. Świetnym podsumowaniem obrazu meczu w ostatnich jego minutach była żółta kartka dla Aleksandra Bobka – chyba mało kto spodziewał się, że ŁKS, prowadząc w meczu z czerwoną latarnią ligi będzie musiał uciekać się do celowego opóźniania gry. Ale tak w istocie było – w końcówce meczu jedynym pomysłem ełkaesiaków na grę było opóźnianie akcji rywala i oczekiwanie na koniec meczu. Ostatecznie łodzianom udało się dowieźć prowadzenie do ostatniego gwizdka i na koniec mogli cieszyć się ze zwycięstwa. To były jednak trzy punkty wywalczone po meczu, który pozostawił niesmak – jeśli ŁKS ma walczyć o zwycięstwo w Fortuna 1 Lidze i pokonywać czołowe drużyny tabeli, nie może grać tak, jak w niedzielne popołudnie w Bełchatowie.
Skra Częstochowa-ŁKS 1:2
4. Szeliga
18. Mokrzycki
61. Lukoszek
Skra Częstochowa: Bursztyn – Mesjasz, Czajka, Nocoń, Kozłowski, Pyrdoł (58. Jaroch), Flak (74. Gojko), Lukoszek (74. Winciersz), Szymański, Babiarz, Olejnik (58. Baranowicz)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Dąbrowski, Marciniak, Koprowski – Mokrzycki, Kowalczyk, Trąbka (81. Ochronczuk) – Pirulo (81. Janczukowicz), Jurić (74. Balongo), Szeliga