Po ponad półrocznej przerwie Maksymilian Rozwandowicz ponownie pojawił się na boisku w barwach ŁKS-u. 26-letni piłkarz pokazał się z dobrej strony, mimo że sprokurował rzut karny.
– Moja rola polega na tym, by wyjść na boisko i pokazać to, na co mnie stać. Myślę, że w meczu z Wisłą to zrobiłem. To trenerzy są od tego, by nas oceniać, więc im to pozostawię – powiedział Rozwandowicz na pomeczowej konferencji prasowej.
Maks pojawił się na boisku po raz pierwszy od 19 grudnia i spotkania z… Wisłą Kraków. Wówczas ŁKS przegrał 2:4, a Rozwandowicz strzelił samobója. W miniony piątek 26-latek sfaulował Davida Niepsuja, po czym sędzia podyktował rzut karny. Strzał Rafała Boguskiego obronił jednak Arkadiusz Malarz.
– To jest piłka, takie jest życie piłkarza. Nie chcę rozpamiętywać tego, co już za mną. Niewykorzystany rzut karny to dla mnie znak, że tego karnego nie było. Ja miałem takie odczucie. To jest męska gra. Sędzia odebrał to na swój sposób i zostawię to do analizy jemu i innym osobom odpowiedzialnym za ocenę jego pracy.
Zdaniem piłkarza ŁKS-u cała drużyna zaprezentowała się w piątkowy wieczór naprawdę solidnie. Mankamentem są jednak błędy indywidualne, które sprawiły, że ŁKS przegrał mecz na własne życzenie.
– Mecz inaczej ogląda się z boiska, z ławki, z trybun, a jeszcze inaczej w telewizji. Uważam, że nasza gra była naprawdę niezła – powiedział Rozwandowicz. – W pierwszej połowie Wisła była bardziej otwarta, wyżej do nas podchodziła, mieliśmy więcej przestrzeni z przodu. Po przerwie goście liczyli tylko i wyłącznie na kontrataki. Całe spotkanie byliśmy silni. O wyniku tego spotkania przesądziły po prostu błędy indywidualne. Gdyby je wyeliminować, to myślę, że taki ŁKS ludzie chcą oglądać – zakończył.
fot. Marian Zubrzycki