ŁKS dostał srogą lekcję piłki nożnej od zespołu Śląska Wrocław. Ełkaesiacy na tle swoich dzisiejszych rywali wypadli dramatycznie słabo i w pełni zasłużenie przegrali 0:4.
Czekając na mecz dwóch ekstraklasowych zespołów zazwyczaj ma się nadzieję na ciekawe i wyrównane widowisko. Tymczasem pojedynek Śląska z ŁKS-em był popisem w wykonaniu gospodarzy i tragedią w wykonaniu Rycerzy Wiosny.
Jakiekolwiek marzenia gości o korzystnym wyniku zostały brutalnie stłamszone w pierwszych 25 minutach za sprawą trzech trafień piłkarzy Śląska. Bramki zdobywali Marković, Stiglec i Płacheta. Wyjątkowej urody było szczególnie trafienie Stigleca, które poprzedziła koronkowa akcja wrocławian na połowie ŁKS-u.
Łodzianie nie oddali w pierwszej połowie żadnego celnego strzału. Na boisku niepodzielnie panowali gospodarze, którzy byli nie tylko lepsi technicznie, ale także motorycznie. Ełkaesiacy natomiast wyglądali na murawie jak dzieci we mgle. Chociaż oczywiście posiadanie piłki przemawiało wyraźnie na ich korzyść (59% do 41%).
W przerwie trener Stawowy postawił wszystko na jedną kartę i wprowadził dwóch napastników w miejsce napastnika i obrońcy: Wróbel i Corral zastąpili Sekulskiego i Grzesika. Te dwie zmiany wprowadziły nieco ożywienia w szeregi ŁKS-u, a jeszcze więcej wiary mogło dać trafienie Pirulo na początku drugiej połowy, ale w ostatniej chwili piłkę zmierzającą do bramki wybił jeden z piłkarzy Śląska.
Gospodarze mocno się cofnęli, oddali ełkaesiakom pole, ale ci nie potrafili z tego skorzystać. Mecz co prawda nieco się wyrównał, ale to Śląsk miał wszystko pod kontrolą. Potwierdzeniem tej tezy było trafienie na 4:0. Eric Exposito wykorzystał dobre dośrodkowanie Mączyńskiego, urwał się Janowi Sobocińskiemu i strzałem głową pokonał Malarza.
W drugiej połowie ŁKS w pewnym stopniu zmazał plamę, jaką dał przez pierwsze 45 minut. Inna kwestia, że wrocławianie zagrali dużo słabiej niż w pierwszej części meczu. Ciężko nie odnieść wrażenia, że wpływ na taki stan rzeczy miało wysokie, w zasadzie niezagrożone prowadzenie gospodarzy.
W chwili obecnej można jedynie współczuć wszystkim fanom ŁKS-u. Nietrudno bowiem znaleźć milion przyjemniejszych rzeczy do robienia w niedzielne popołudnie niż oglądanie występu biało-czerwono-białych we Wrocławiu.
Śląsk – ŁKS 4:0 (3:0)
1:0 – Marković (4.)
2:0 – Stiglec (17.)
3:0 – Płacheta (23.)
4:0 – Exposito (75.)
Śląsk: Putnocky – Musonda, Puerto, Tamas, Stiglec, Łabojko, Mączyński, Marković (75. Samiec-Talar), Pich (70. Chrapek), Płacheta, Exposito (79. Bergier)
ŁKS: Malarz – Grzesik (46. Corral), Dąbrowski, Sobociński, Klimczak, Wolski, Pirulo, Trąbka, Ratajczyk (87. Sajdak), Piątek, Sekulski (46. Wróbel)
fot. Marian Zubrzycki