Prezes Cracovii bardzo liczył na wygraną z Widzewem. Znów się nie udało.
Bo to już było drugie podejście. W poprzednim sezonie Cracovia w ostatniej chwili, dzięki bramce Michała Rakoczego, uratowała w domowym meczu z łodzianami punkt. Teraz miała ambicję na trzy. Tym bardziej że w poprzedniej kolejce Pasy pokonały na wyjeździe zawsze groźnego Rakowa Częstochowa.
Gdy Mateusz Dróżdż był jeszcze prezesem Widzewa, to bardzo liczył na zwycięstwo z Zagłębiem Lubin, w którym pracował w przeszłości. Po jakimś czasie podziękowano mu tam za pracę i chociaż Dróżdż wciąż pozostaje kibicem Miedzowych (pochodzi z tamtych stron), to bardzo liczył na pokonanie byłego klubu. I Widzew Janusza Niedźwiedzia tego dokonał.
Teraz Dróżdż już drugi raz z rzędu liczył na to samo. Z Widzewem rozstawał się bowiem w nie najlepszych okolicznościach. Po prostu został odwołany ze stanowiska. Na konferencji prasowej przed poniedziałkowym spotkaniem pytano trenera Dawida Kroczka, czy prezes bardziej niż zwykle liczy na wygraną i szkoleniowiec Cracovii to potwierdził.
Gospodarze szybko wyszli na prowadzenie, więc humor Dróżdżowi z pewnością dopisywał. Ale później strzelał już tylko Widzew i po raz drugi w historii wygrał na tym stadionie. Widzew Pany na Cracovii. Znów się więc gospodarzom prowadzonym przez prezesa Dróżdża nie udało.
Humory popsuli mu też z pewnością fani obu klubów, bo przecież mecz przerwany był aż na 11 minut. Po dachu stadionu biegali kibice, co jest dość niespotykane. Cracovia pewnie dostanie kary.
Chyba trochę w emocjach, niedługo po meczu, klub wydał komunikat, informując o zniszczeniach na sektorze dla gości i zamykając go… do końca sezonu, czyli do końca maja przyszłego roku.