Mateusz Dróżdż od czwartku nie jest już prezesem Widzewa. To koniec jego dwuletniej przygody z czterokrotnym mistrzem Polski. Jakie były te dwa lata dla niego i klubu?
Wielu decyzja Rady Nadzorczej o odwołaniu prezesa zaskoczyła, innych raczej to, że zrobiono to jeszcze przed końcem sezonu. Jedni oceniają ten ruch jako dobry, inni bardzo żałują, twierdzą wręcz, że to bardzo zła decyzja.
My nie rozstrzygamy. Może czas pokaże. Spróbujmy jednak podsumować te dwa lata Dróżdża za sterem Widzewa. Trzeba jednak dodać, że niektóre punkty idą też na konto Michała Rydza, czyli drugiego z członków zarządu. Przyjmijmy jednak, że na samej górze był Dróżdż, więc jego głos jest decydujący.
NA PLUS
Najpierw był awans do PKO Ekstraklasy i to – chociaż to oczywiście głównie zasługa bezpośrednich wykonawców, czyli piłkarzy i trenerów – idzie na konto prezesa. Nie ma co do tego wątpliwości. Tak jest w każdej firmie. Zresztą sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą. Ale nie można Dróżdżowi tego odbierać. Awans to też jego sukces i wydarzył się za jego kadencji. Później było utrzymanie w PKO Ekstraklasie, co przecież od początku było celem beniaminka z Łodzi. Jesień była świetna, wiosna trwa i póki co jest fatalna, ale cel został osiągnięty. Po pierwszej rundzie apetyty zostały rozbudzone, chyba każdy liczył na coś więcej, ale skoro osiągnięto cel, to nie można się za bardzo czepiać. Awans i utrzymanie to fakty – tak zostanie zapisane w historii.
Autokar, w barwach klubu, musimy mieć, bo to wizytówka, która świadczy o klubie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, byśmy w czerwcu mieli taki autokar – mówił na początku ubiegłego roku Dróżdż i słowa dotrzymał. O pomoc poprosił kibiców, którzy wsparli akcję w funduszu Widzew Plus i ci pomogli. Potrzebną kwotę zebrano w rekordowym tempie. Gdyby nie prezes, to takiej akcji by nie było. Od lat widzewiacy jeździli na mecze autokarem, który wizytówką nie był. To była więc udana akcja.
Przez lata kolejni prezesi przekonywali, że się nie da, że stadion przy al. Piłsudskiego nie może być bardziej widzewski, bo to obiekt miejski, itd. Ale Dróżdż pokazał, że się da. Dzięki Karolowi Majewskiemu z DiMedical, a raczej jego pieniądzom, udało się. Serce Łodzi wygląda jak stadion Widzewa. Tak samo jest zresztą wewnątrz. Powstają kolejne loże nazywane imieniem kolejnych zasłużonych widzewiaków, a piłkarze wychodzą na murawę pięknym tunelem i mijając napis: „Widzew jest niezniszczalny”.
Przy okazji autokaru i brandingu trzeba też wspomnieć o akcjach crowdfundingowych, które „rozruszano” za kadencji Dróżdża. We wspomnianych akcjach były to strzały w dziesiątkę, później jednak zaczęto tego nadużywać i już zbiórka na dokumentację potrzebną do budowy ośrodka treningowego okazała się klapą. Więc znów się okazało, że co za dużo, to nie zdrowo. Ale autokar i branding zostały i to jest sukces.
Kibice nie widzą tego gołym okiem, ale wiele osób potwierdza, że za kadencji Dróżdża wewnątrz klubu zapanował porządek. Chodzi o struktury i procedury. Pracownicy, czego wcześniej nie było, wiedzieli, co mają robić, dostali cele, które mieli realizować. Przygotowano też i uchwalono wiele procedur, które mogą służyć Widzewowi przez lata. Uchwał było na pewno więcej niż 70. To m.in. przeróżne regulaminy, sprawozdania finansowe, procedury, polityka klubu, choćby antymobbingowa, czy antykorupcyjna.
Na razie musimy wierzyć na słowo, ale trzeba mieć nadzieję, że wszystko będzie tak, jak przekonywali Dróżdż i Rydz. Po kilku latach nieudanej współpracy z Kappą (ceny, brak towaru) Widzew podpisał umowę z nowym sponsorem technicznym, czyli firmą Macron. – Jestem bardzo zadowolony, gdyż udało nam się zawrzeć umowę opartą na doskonałych warunkach finansowych, dzięki czemu interes Klubu jest w tym aspekcie całkowicie zabezpieczony – zapewniał Dróżdż.
Umowa została podpisana aż do 2027 roku. Macron ma już doświadczenie w Polsce, bo ubiera m.in. wielkie kluby: Lech Poznań i Wisłę Kraków. I wszystko jest w najlepszym porządku. Oby tak było też w Widzewie.
NA MINUS
Ten typ już tak chyba ma i nie sposób właśnie nie zacząć od konfliktowości byłego prezesa. Nawet nie może temu zaprzeczyć, bo dowodów jest tak dużo. Najgłośniejszy był oczywiście konflikt Dróżdża z władzami Łodzi i szefami MAKiS-u. W ostatnich latach stosunki klubu z miastem nie były dobre, ale za kadencji byłego prezesa to już był prawdziwy dramat. To była otwarta wojna, pełna wbitych szpilek, pomówień i obrażania. Doszło do tego, że władze Łodzi oficjalnie potwierdzały, że z tym panem rozmawiać nie będą i ignorowały pisma z Widzewa z podpisem Dróżdża. Po słynnym filmie i niesłusznych oskarżeniach byłego prezesa, ten poszedł zresztą do sądu.
Dróżdż nie stronił też od atakowania członków stowarzyszenia, czy całej tej organizacji i m.in. wysuwał poważne oskarżenia, których potem nie udowodnił. Nie najlepsze były też stosunki z niektórymi sponsorami, którzy w klubie są od dawna. Chodzi m.in. o słynne już odsetki dla przynajmniej jednego z nich za opóźnienie w przelewie.
Dróżdż od prawie dwóch lat toczy też prywatną wojnę z Grzegorzem Waraneckim, kibicem Widzewa i biznesmenem, który pomagał w reaktywacji klubu. NIkt nie wie, o co. Zamiast wyciszyć tę sprawę, obaj panowie często dolewali oliwy do ognia. Te wszystkie sprawy miały zresztą spory wpływ na odwołanie Dróżdża, bo jak zaznaczył Tomasz Stamirowski, większościowy udziałowiec spółki: ?(…) Miałem też wrażenie, że wiele spraw związanych z otoczeniem Klubu, w tym relacje z interesariuszami i przedstawicielami Miasta, zbyt mocno odciąga uwagę od trzonu działania Klubu, jakim jest sport i zabiera nam wszystkim mnóstwo energii”.
A trzeba też dodać, że Dróżdż nie był też w najlepszych stosunkach właśnie ze Stamirowskim, co wykluczało dalszą współpracę.
Po jesieni Widzew był trzeci i wszyscy liczyli na to, że powalczy o coś więcej niż utrzymanie. Miały być wzmocnienia, ale przyszedł tylko Andrejs Ciganiks, który wzmocnieniem nie jest. Drużyna w rundzie rewanżowej gra bardzo słabo i spadła o sześć miejsc. Utrzymanie zapewniła sobie po wielu kolejkach. Już zaczęło się robić nerwowo. Nie udał się transfer Daniego Ramireza (szkoda, że nie sprawdzono wcześniej, że nie może zmienić klubu), nie udały się inne planowane na zimę. Gdy myślano o kolejnych, Dróżdż zablokował je bojąc się o finansową przyszłość spółki. A pieniądze – jak wiadomo nieoficjalnie – na transfery były.
To w teorii działka Michała Rydza, ale – jak pisaliśmy wyżej – Dróżdż był przecież prezesem i odpowiada też za całość. Przez lata działał źle i wciąż nie działa, tak jak należy. Niedawno po raz kolejny zmieniono kierownika. Ostatnio kibice śmiali się z promocji na zimowe czapki.
„Zdarza nam się trenować na orliku, a boiska na Łodziance są w dramatycznym stanie” – pisał na początku kwietnia na Twitterze Dróżdż. A przecież to on od 22 miesięcy był prezesem klubu. W Widzewie zagapili się z zorganizowaniem drużynie dobrych boisk do treningów po powrocie ze zgrupowania w Turcji. W efekcie piłkarze naprawdę nie mieli gdzie trenować. Ale może to nauczka na przyszłość, bo jak zapewniono, w klubie już myślą o wynajmie boisk na przyszły rok.
Budowane mają być też nowe boiska przy stadionie oraz na Łodziance i w tym swoje zasługi ma też Dróżdż. Nie wiadomo, co z ośrodkiem w Bukowcu, bo – jak twierdzą członkowie Rady Nadzorczej – okazało się, że wkład własny klubu ma być o wiele większy, niż sądzono. W każdym razie: drużyna i to PKO Ekstraklasy bez boisk do treningów, to jednak absurd.
O tym napisano już chyba wszystko, ale w podsumowaniu trzeba o tym wspomnieć. Karol Czubak będzie się śnił kibicom Widzewa po nocach. Klub oddał go za darmo do Arki Gdynia, która walczyła z nim o awans do PKO Ekstraklasy. Czubak strzela gola za golem, a łódzkiej drużynie brakuje napastnika z prawdziwego zdarzenia. Temat wróci, gdy Arka sprzeda Czubaka za duże pieniądze.
Ostatnia wpadka to Kacper Karasek. Widzew wypożyczył młodzieżowego reprezentanta Polski do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza z opcją pierwokupu (mówi się o 300-350 tysiącach złotych i bonusie od kolejnego transferu) i klub z Niecieczy oczywiście skorzystał. Widzew nie ma jednak młodzieżowców, a potrzebuje przynajmniej dwóch, trzech naprawdę dobrych, takich do gry w pierwszym składzie. W ogóle Widzewowi nie poszło z młodymi piłkarzami. Wtopami transferowymi były wypożyczenie Łukasza Zjawińskiego z Lechii Gdańsk i kupno Jakuba Sypka z Zagłębia Lubin. Obaj całkowicie zawiedli.
“Błędów nie robi tylko ten, kto nic nie robi” – to stara i prawdziwa prawda, a Dróżdż robił, nie był cichym prezesem, który całe dnie siedzi na monitorem, czasem coś podpisze, a czasem ułoży pasjansa. Na pewno był wyrazisty, może aż za bardzo. Tych konfliktów na pewno było za dużo i chyba to go ostatecznie zgubiło. Z Zagłębia Lubin, którego był prezesem w przeszłości, też odchodził pokłócony. Może w trzecim klubie będzie inaczej?
Nam i kibicom trudno jednoznacznie ocenić jego pracę, bo nie wiemy wszystkiego. Rada Nadzorcza wie więcej i przede wszystkim, to ona decyduje. I właściciel klubu. Trzeba więc przyjąć do wiadomości, że Mateusz Dróżdż nie jest już prezesem Widzewa. Wielu było przed nim i wielu będzie po nim. Widzew był, jest i będzie.
My za Dróżdżem będziemy tęsknić na pewno, bo bardzo dobrze nam się “czytał”.