Myślę, że w Widzewie wszyscy marzą o tym, by znaleźć się w tej czołówce. Dlatego warto ponownie przeanalizować strategię sportową.
Widzew organizuje konferencje, które swoim tytułem nawiązują do Moneyball. Tematy tam podejmowane dziś daleko odbiegają od tego, czym jest ta koncepcja i co stworzył w klubie baseballa Oakland Athletics młody menedżer Billy Beane.
Strategia Moneyball była jednak przez ostatnie lata dla Widzewa wzorem. Widzew, podobnie jak Oakland A’s, wprowadził elementy analityki do oceny zawodników i chciał dzięki niej stworzyć tańszą drużynę, która będzie rywalizowała z najlepszymi. Trzeba jednak przypomnieć, że Oakland Athletics zwycięstwa w World Series, czyli mistrzostwa ligi MLB, nigdy nie osiągnął. Nie zagrał nawet w finale. Trofea były zarezerwowane dla klubów bogatszych, które zresztą szybko najważniejsze elementy Moneyball same wdrożyły.
Historia Moneyball w Widzewie zaczęła się w 2020 roku, gdy spotkaliśmy się ze współpracownikiem Matthew Benhama, właściciela londyńskiego klubu Brentford FC. Kilka dni później, dzięki jego pośrednictwu, również z Rasmusem Ankersenem. Wtedy dyrektorem sportowym Brentford FC i FC Midtjylland, a później współzałożycielem firmy inwestycyjnej Sport Republic, która obecnie jest akcjonariuszem większościowym Southampton FC, Valencieness FC i Göztepe SK.
Rasmus przekazał kilka cennych uwag, a jednym z wymiernych efektów tamtego spotkania było późniejsze zaangażowanie Widzewa w TransferRoom, którego założycielem jest jego brat Jonas.
Reklama
W piłce nożnej Moneyball kojarzy się najczęściej ze strategią zastosowaną właśnie w londyńskim Brentford. Jednak sam Matthew Benham niechętnie tak nazywa, to co robi. Twierdzi raczej, że jest to dobrze zastosowana zaawansowana analityka statystyczna, która wspomaga podejmowanie decyzji, ale te w Brentford opierają się również na ocenie zatrudnionych w dziale sportowym klubu fachowców.
Do jej wdrożenia miał zresztą odpowiednie narzędzia. Zanim kupił klub piłkarski, któremu od dzieciństwa kibicował, dorobił się dużych pieniędzy dzięki swojej firmie Smart Odds. Zajmuje się ona między innymi analizami statystycznymi w sporcie. Również takimi, które pomagają w podejmowaniu decyzji dotyczących zakładów bukmacherskich. Co ciekawe, wcześniej pracował dla Tony Blooma, dzisiaj właściciela Brighton Hove & Albion, a także firmy Premier Bet. To w niej Benham zarobił dla siebie i wtedy swojego szefa spore pieniądze na rynku azjatyckim, wykorzystując model statystyczny pozwalający na przewidywanie wyników piłkarskich. Okazało się, że ten model był skuteczniejszy niż modele bukmacherów.
Dzięki hazardowi Benham i Bloom zostali właścicielami klubów piłkarskich. Obaj swoje doświadczenia przenieśli do nich. Analityka jest tam na wysokim poziomie. Jednak oba kluby nie przebiły się trwale do czołówki angielskiej Premier League. Są średniakami. Nie pokonały przewagi finansowej bogatszych.
Bliższy przebicia był Brighton, który w sezonie 2022/2023 zajął szóste miejsce. Oba wydają też stosunkowo niewiele na wynagrodzenia. Brighton, według raportu firmy Deloitte z 2024 roku 63 proc. przychodów, a Brentford 59 proc. Przy średniej dla Premier League 67 proc. To i tak procentowo sporo więcej niż Widzew. Co ciekawe, nawet gdyby łódzki klub wyzerował zysk, to i tak znalazłby się poniżej średniej dla Premier League i Ekstraklasy. Oba kluby zarabiają na sprzedaży praw do zawodników i mają dodatnie wyniki finansowe, co jest w Premier League podobnie rzadkie, jak w polskiej ekstraklasie.
Strategia Moneyball, albo raczej zaawansowana analityka, jest skuteczna, ale przewagi bogatszych na razie nie zniwelowała. Tak w baseballu, jak i w piłce nożnej. To nie znaczy oczywiście, że nie jest ważna. Wręcz przeciwnie. Zarówno w skautingu, jak i ocenie boiskowych rywali. O tym, czy ktoś należy do wąskiego grona najlepszych, decyduje jednak coś innego.
CZY WIDZEW ZBLIŻA SIĘ DO SUFITU?
Aby dostać się do czołówki, potrzebne jest poza nią zasadnicze podniesienie budżetu na pierwszą drużynę oraz wzrost jej wartości. To ważne dla Widzewa, bo to klub, w którym oczekiwanie sukcesu, ze względu na historię i ciągle wyróżniającą w Polsce liczbę kibiców, jest ogromne. A w naszej lidze prawdopodobnie zaczyna się gra o dużą stawkę. Trafnie to ocenia w ostatnim wywiadzie dla polskiego wydania magazynu Forbes Dariusz Mioduski, którego wszyscy kojarzą jako prezesa Legii Warszawa, a dużo mniej osób jako jednego z wiceprezesów European Club Association (ECA). Wpływowej organizacji zrzeszającej ponad 700 profesjonalnych klubów piłkarskich, w tym również Widzew. Jej prezesem jest Nasser Al-Khelaïfi z Paris Saint-Germain. Dariusz Mioduski wskazuje tam na ważne aspekty. Już niedługo Polska może znaleźć się w czołowej 15 lig europejskich i tym samym będzie miała pięć drużyn w europejskich pucharach.
Kluby, również dzięki zbudowaniu pozycji w indywidualnym rankingu, będą miały łatwiejszą drogę do fazy grupowej, a tu czekają na nie duże pieniądze. Może to doprowadzić do jeszcze większej i trwałej polaryzacji w Ekstraklasie oraz podobnie jak w wielu krajach wykrystalizowania się klubów, które dzięki temu będą miały dużą przewagę finansową, a w efekcie sportową. Jeszcze większą niż mają niektóre teraz. Bo wbrew opiniom wygłaszanym czasami po pojedynczych meczach czy nawet sezonach, w dłuższej perspektywie „pieniądze w dzisiejszym futbolu na boisku grają”.
Myślę, że w Widzewie wszyscy marzą o tym, by znaleźć się w tej czołówce. Dlatego warto ponownie przeanalizować strategię sportową. Z tego, co wniosła do piłki strategia Moneyball, a raczej dobra analityka, trzeba korzystać. Pamiętać przy tym, że ci, którzy opierali na niej swoje strategie, mieli do tego zaawansowane narzędzia, ale i tak nie nadrobili dystansu do bogatszych. Widzew na ten moment tych narzędzi nie ma. Jednak dzięki kibicom, także tym zrzeszonym w Widzewskim Klubie Biznesu, sponsorom oraz akcjonariuszom, obecnym i miejmy nadzieję przyszłym, jest w stanie zbudować budżet, które pozwala na myślenie o staniu się nie średniakiem, a czołowym polskim klubem. Teraz potrzebna jest rozsądna odwaga, bo w Widzewie nikt nie chce być przeciętny.