Po 15 kolejkach Widzew jest czwarty w tabeli, a wcześniej był nawet wiceliderem. Czy tak wysokie miejsce jest dla pana niespodzianką?
– Jak najbardziej i myślę, że dla wszystkich tak jest, także dla osób, które pracują w klubie. Ale tylko się z tego cieszyć.
Czym Widzew zaskoczył rywali? Odwagą? Dobrą organizacją gry?
– Myślę, że to splot różnych rzeczy. Do tego doszło szczęście, które sprzyjało Widzewowi, chociaż oczywiście nie można mówić, że chodzi tylko o szczęście. Bo bywało, jak w meczu z Pogonią Szczecin, że drużyna go nie miała. Ale już np. w spotkaniu z Wartą Poznań, to szczęście się do niej uśmiechnęło. Widzew zdobył tyle punktów, bo miał dobre proporcje. Były: dobra organizacja gry, szczelna defensywa, odwaga w ofensywie. Wszystkiego po trochu, jak w dobrym bigosie.
CZYTAJ TEŻ: Walka o pierwszy skład Widzewa nabiera rumieńców. Będą zmiany?
No właśnie, Widzew jest beniaminkiem, a nie bał się grać odważnie, ofensywnie. Może to popłaca?
– To prawda, że widzewiacy próbowali grać w piłkę, nie wybijali jej na oślep do przodu. Czasem było z tym oczywiście lepiej, a czasem gorzej, ale na pewno nie można im odmówić chęci i odwagi. Widzew nie wychodził na boisko, by przeszkadzać rywalom i dostał za to premię w postaci punktów, jakie zdobył. Z nich trzeba się cieszyć najbardziej. Sytuacja jest dobra, a może być jeszcze lepsza, ale uważam, że cały czas trzeba się skupiać na utrzymaniu w ekstraklasie. W tym sezonie to jest najważniejsze. Owszem, Widzew jest czwarty, a był nawet drugi i byli już tacy, którzy zaczęli wspominać o pucharach, ale spokojnie. Mówienie o pucharach, to mówienie na wyrost.
Na szczęście w klubie też mówią o utrzymaniu i o niczym więcej.
– I to jest realne podejście. W klubie wiedzą, jaka jest wartość drużyny. Czasem taka wystarczy – jak teraz, ale trzeba myśleć o przyszłości. Gdyby udało się jeszcze w tej rundzie zdobyć 4 punkty, bo 6 to już byłoby idealnie, to na wiosnę już nie trzeba byłoby się bać spadku. Teraz byłoby 30 punktów, więc wystarczyłyby dwie, trzy wygrane u siebie na wiosnę, by spokojnie budować drużynę, oczywiście drużynę lepszą, niż obecną. O to w tym chodzi. Na razie nie ma sensu się podpalać. Trzeba się cieszyć z tego co jest, ale trzeba twardo stąpać po ziemi. Dla beniaminków dwa pierwsze sezonu są najtrudniejsze. Wiele z nich spada po pierwszym sezonie. Widzew na szczęście idzie dobrą drogą. Na kolejny trzeba zbudować lepszy zespół.
Może dobrze się stało, że Widzew przegrał z Górnikiem Zabrze w ostatniej kolejce?
– Na pewno upuściło to trochę powietrza. Zobaczymy, jak będzie w kolejnych meczach, bo już to z Miedzią nie było najlepsze, chociaż udało się wygrać.
To z Górnikiem to wypadek przy pracy?
– Zobaczymy w kolejnych dwóch meczach, czy zaczęła się zadyszka: czy ta porażka zakończyła serię, czy tyko ją na chwilę przerwała.
Kogo wskazałby pan jako najważniejszego piłkarza Widzewa?
– Nie da się wskazać jednego. Na pewno solidnie, dobrze i bardzo dobrze grał bramkarz. Dobrą robotę robią też stoperzy. Wyjąwszy mecz z Górnikiem, to radzili sobie naprawdę dobrze. Zwłaszcza Serafin Szota, ale i Patryk Stępiński nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Nie robi błędów, nie zawala. To dla mnie odkrycie Widzewa, w tej rundzie radzi sobie naprawdę dobrze. Gorzej wahadłowi, szczególnie skomplikowała się sytuacja po kontuzji Fabio Nunesa, który moim zdaniem był jednym z najlepszych wahadłowych w całej lidze. Wnosił bardzo dużo do ofensywy.
Nie przekonuje mnie zupełnie Mato Milos, który wyraźnie odstaje. Chorwat popełnia bardzo dużo błędów, źle się ustawia, jest spóźniony. I do tego nie wyciąga wniosków.
Gwiazdą Widzewa, a nawet ligi, szybko stał się Jordi Sanchez, który do Polski trafił z trzeciej ligi hiszpańskiej.
– Niestety nie świadczy to najlepiej o naszej lidze, bo w przeszłości już tak bywało z Hiszpanami, którzy przychodzili z niższych lig, a stawali się gwiazdami naszej ekstraklasy. Ale co do Sancheza, to szybko się zaaklimatyzował, dużo daje drużynie, także w defensywie, bo to on jest pierwszym obrońcą. Walczy, przeszkadza rywalom, dzięki czemu pomocnicy i obrońcy mają większe możliwości i dużą pomoc.
Czy zimą potrzebne są wzmocnienia?
– Zawsze jest potrzebna świeża krew, ale oczywiście nie można przesadzić i trzeba robić transfery z głową. Myślę, że w klubie zdają sobie z tego sprawę. Wyniki są dobre, ale jest też wiele do poprawy. Nawet, gdy zdobywa się mistrzostwo, to trzeba wzmocnić drużynę, by stawała się jeszcze lepsza.
CZYTAJ TEŻ: Ani Widzew taki słaby, ani Górnik taki dobry [FELIETON]
Na jakie pozycje potrzeba nowych piłkarzy?
– Na pewnych trzeba zespół wzmocnić, na innych uzupełnić i wzmocnić konkurencję. Wiosna zwykle się cięższa, bo przyjdzie zmęczenie, kontuzje, kartki. Kadra musi być szersza i bardziej wyrównana. Już teraz mamy tego przykład, bo gdy wypadł Nunes, to lewa strona Widzewa stała się zdecydowanie słabsza. Już mówiłem, że nie jestem fanem Milosa. Tam bym szukał wzmocnienia. To samo dotyczy młodzieżowców, bo w Widzewie oni grają, dlatego bo muszą. Potrzeba lepszych. Jak już też wspomniałem, dobrze byłoby zakończyć rundę pozytywnie, czyli dołożyć jeszcze 4, może 6 punktów. Zima byłaby spokojna, nie trzeba byłoby rozmyślać o utrzymaniu. Atmosfera byłaby lepsza. A dobra pozycja drużyny, to też łatwiejsze rozmowy z nowymi piłkarzami, bo już wiedzą, że wiosną nie będzie walki o byt, a trwać będzie budowa lepszej drużyny. To moim zdaniem bardzo istotne.
Na pewno nie ma pan wątpliwości, że dobrą robotę robi trener Janusz Niedźwiedź.
– Nie jestem i nie byłem trenerem, a do tego Janusz Niedźwiedź mnie nie trenował, więc nie wiem, jaki ma warsztat. Gdyby miał takie doświadczenie, jak Orest Lenczyk, to pewnie bym się o ocenę trenera Widzewa pokusił. Ale najważniejsze, że trenera Widzewa bronią go wyniki. Uczy się, wyciąga wnioski. Każdy mecz buduje nie tylko piłkarzy, ale też trenera. Staje się lepszy i to powinno procentować.