Rozumiem działaczy, którzy tonują nastroje. Adam Małysz też mówił, że chce oddać dwa dobre skoki, a przecież wszyscy dobrze wiedzieli, że walczy o wygraną. Widzew teraz też walczy o wygranie ligi i awans. Nie może być inaczej – uważa Sławomir Gula, który w 1996 roku sięgnął z klubem po mistrzostwo Polski
Jak w tym sezonie podoba się panu Widzew?
Sławomir Gula: – Podoba mi się. Szczególnie w porównaniu z tym, co było w poprzednim sezonie. Widzę duży postęp. Przyszli nowi piłkarze, którzy w większość są wzmocnieniem. Dawno nie było takich transferów – by tak duża liczba zawodników coś drużynie dała. Do tego gracze, do których nie byłem przekonany w poprzednich rozgrywkach, zrobili duży postęp. Mam na myśli choćby Dominika Kuna, Daniela Tanżynę, nawet Patryka Stępińskiego. Lepsza jest też cała gra defensywna. To wszystko przekłada się na wyniki i pozycję w tabeli.
Co jest największą siłą tej drużyny: ofensywna gra, taktyka, dobre przygotowanie, a może po prostu dobrzy piłkarze?
– To wszystko. Drużyna gra do przodu i tworzy dużo sytuacji bramkowych. Tego nie było, gole zdobywane były z wielkim trudem, piłka ledwo wpadała do bramki, jeśli w ogóle wpadała. To było tak, że „raz się udo, a raz się nie udo”. Nie było w tym żadnego planu, rządził przypadek. Wszystko było takie na siłę, siermiężne. Teraz tych okazji jest bardzo dużo, są wypracowane. Z rzutów rożnych, po pięknych akcjach, po strzałach z dystansu. Gra jest zupełnie inna. Choćby ten gol po 14 podaniach z GKS-em Katowice. To nie był przypadek, bo takich akcji było więcej. Oczywiście nie wszystkie bramkowe szanse są wykorzystywane, ale jest ich tyle, że wystarcza, by wygrywać.
Mów pan o transferach. Który jest najlepszy?
– Po dziewięciu, czy dziesięciu kolejkach, nie powinno się chyba jeszcze oceniać, ale gołym okiem widać, jaki wpływ na grę mają nowy zawodnicy. Juliusz Letniowski w swoim ostatnim meczu miał udział przy wszystkich golach. Dobrą robotę wykonują Karol Danielak, Radosław Gołębiowski, Paweł Zieliński. Brakowało takich piłkarzy, którzy potrafią grać jeden na jeden, nie boją się, z gazem. Którzy potrafią prostopadle podać. Przy takich graczach postępy zrobił też Marek Hanousek. Oczywiście w odpowiedniej skali, ale przypomina mi Radka Michalskiego. Nie ten Widzew i nie ta liga, ale to bardzo dobry piłkarz, który wiele potrafi. Widzew gra dobrze, punktuje, kibice są zadowoleni. Drużyna zrobiła duży krok do przodu.
Nie wspomniał pan jeszcze o trenerze. Janusz Niedźwiedź…
– Wykonuje bardzo dobrą robotę. Świadczy o tym m.in. to, o czym mówiłem – duże postępy zrobili zawodnicy, w których już zupełnie nie wierzyłem. To musi być zasługa trenera. W ogóle wszystko dobrze poukładał. Może tym graczom pomogło też to, że odeszła duża grupa piłkarzy, którzy nie dawali dużo drużynie? Przy nowych partnerach na boisku, lepszych, sami grają po prostu lepiej.
Gorzej Widzewowi idzie na wyjazdach.
– Szkoda tych punktów straconych w Tychach. Z jednej strony przed meczem można byłoby myśleć, że remis z taką drużyną na jej stadionie, to nie jest zły wynik. GKS wygrał przecież cztery kolejne spotkania. Ale, gdy się prowadzi, a traci gola w doliczonym czasie i w efekcie zwycięstwo, to zawsze jest niedosyt. Inaczej smakowałby punkt, gdyby to Widzew wyrównał w 91 minucie. Ale tak bywa. Tragedii nie ma. Teraz się nie udało, ale następnym razem już może się udać. Nie ma sensu tej straty punktów rozpamiętywać.
Który piłkarz jest najważniejszy dla tej drużyny?
– Jej siłą jest kolektyw. Proszę zauważyć, że w końcu zaczął grać środek pola i zespół zaczął stwarzać bramkowe okazje. Są Letniowski, Hanousek plus Danielak, Zieliński i Kun w drugiej linii, którzy też są przy bramkowych akcjach. Nareszcie ofensywa odżyła i coś się w niej dzieje. Czekam jeszcze na lepszą grę w ataku.
Jest m.in. Włoch Mattia Montini.
– Widać, że to dobry piłkarz, ale potrzebuje jeszcze czasu. W Tychach dał dobrą zmianę, miał udział przy golu. Już to przyjęcie i podanie znamionują dobrego zawodnika. Atak na pewno Widzew musi mieć lepszy.
Jest ambitny, dużo biega i walczy, ale co z tego. Napastnik może stać cały mecz w miejscu, a na koniec strzelić dwa gole. Wtedy wszyscy mówią, że rozegrał super mecz. Bieganie Tomczyka i jego wola walki nic nie dają drużynie. Jak napastnik nie ma goli, to jest słaby. Bramkarz może obronić 10 strzałów, wpuści „babola” i jego ocena nigdy nie będzie dobra. Z napastnikami jest na odwrót. Cały mecz może grać słabo, a jeden gol może dać mu status bohatera.
Mówił pan o klasie Montiniego. Kibice czekają też na regularną i dobrą grę Abdula Aziza Tetteha.
– Też na to czekam. Na razie gra mało, ale kilka jego zagrań pokazało, że to piłkarz o dużych umiejętnościach. Może trzeba poczekać do wiosny? Może gdy będzie lepiej przygotowany, to da więcej drużynie? Oby nie było z nim tak, jak z Mateuszem Możdżeniem. Też liczyłem na to, że po lepszym przygotowaniu będzie ważną postacią Widzewa, ale do końca mnie nie przekonał. Chyba nikogo.
Tylko Michael Ameyaw i Karol Czubak ze starej drużyny odeszli do klubów, które w tamtym sezonie były wyżej od Widzewa.
– To pokazuje, że w dzisiejszym Widzewie nie pomylili się co do nich. Postawiono na innych i to była dobra decyzja. Nie wiem, czy Ameyaw podjął dobrą decyzję, bo w obecnym Widzewie chyba byłoby mu lepiej. W tym wieku trzeba grać jak najwięcej, a nie siedzieć na ławce. Myślę, że więcej dałyby mu teraz występy po 90 minut w pierwszej lidze, niż krótkie w ekstraklasie. Ale tak bywa.
Bez klubu pozostaje Marcin Robak. Może w tym Widzewie, ofensywnie grającym, by się przydał?
– Myślę, że już nie. Trzeba iść do przodu, postawić na innych, nowych napastników. Nie wiem, czy Robak sam byłby zadowolony, gdyby zaczynał mecze na ławce. W ogóle mógłby być zamęt w drużynie, bo on miał przecież status gwiazdy. Wszyscy wiedzieli, że zarabia bardzo dużo. Gdyby strzelał po 30 goli w sezonie, to pewnie działacze jeszcze by mu dołożyli pieniędzy. Ale nie strzelał. Nazwiska dobrze wyglądają na nagrobkach. W piłce bywa różnie, czego przykładem jest nie tylko Robak, ale choćby Możdżeń, o którym już mówiłem.
W Widzewie nie chcą głośno mówić, że walczą o awans do PKO Ekstraklasy, tonują nastroje. Ale, jeśli drużyna dalej będzie tak grać i punktować, to przecież będzie o to walczyć.
– A o co miałby walczyć Widzew? O środek tabeli pierwszej ligi? Już sama nazwa zobowiązuje, historia, zainteresowanie kibiców – to wszystko za tym przemawia. Frekwencja na stadionie jest jedną z najwyższych w Polsce. To nie tylko poziom ekstraklasy, ale jej czołówki. Gdy Widzew już będzie w ekstraklasie, to kibice też nie pogodzą się z walką o utrzymanie w niej. Zaczną zaraz mówić o pucharach, a potem o mistrzostwie. Przepraszam, ale taka jest prawda. Ja nie lubię żyć historią, bo trzeba patrzeć do przodu, ale tak jest. Oczywiście działaczy doskonale rozumiem, że się asekurują, bo przecież to nowa drużyna, zawsze może coś nie wyjść. Wolą do tego podejść na spokojnie. Ale Adam Małysz też mówił, że chce oddać dwa dobre skoki, a przecież wszyscy dobrze wiedzieli, że walczy o wygraną. Widzew teraz też walczy o wygranie ligi i awans. Nie może być inaczej.
Prezes Mateusz Dróżdż wspominał jednak ostatnio, że klub organizacyjnie nie jest na ekstraklasę gotowy.
– I to jest zapewne prawda. Pewnie finansowo, organizacyjnie, ale i sportowo też nie jest. Ale jest jeszcze czas. Trwa jeszcze runda jesienna, będzie cała wiosenna. Jeśli drużyna będzie spisywała się tak dobrze, jak teraz i zakończy ten rok w czołówce ligi, to łatwiej będzie ją wzmocnić zimą. Już nie trzeba rewolucji, ale ewolucji, dwóch, może trzech naprawdę bardzo dobrych piłkarzy. Gdy Widzew był w trzeciej, drugiej lidze, to było trudniej o takich zawodników. Ale teraz niejeden piłkarz z ekstraklasy może pomyśleć, że warto zrobić mały krok do tyłu, by latem wrócić z Widzewem do ekstraklasy. Z klubem z taką historią, wielkim zainteresowaniem i pełnym stadionem.
Widzew powinien szukać zimą piłkarzy z „nazwiskami”?
– Niekoniecznie. Po prostu dobrych, głodnych sukcesów. Takich, dla których awans i gra w ekstraklasie będzie kolejnym wyzwaniem, a nie takich z „nazwiskami”, którzy będą chcieli jeszcze się gdzieś zaczepić, dla których Widzew będzie ostatnim klubem. Teraz nie brano takich piłkarzy. Już nie było kogoś w typie Możdżenia. I się udało. Szerzej znani są może tylko Letniowski i Tetteh, ale wiadomo, że oni mają jeszcze przed sobą lata gry. Gdy w 1991 roku Widzewa wrócił do najwyższej klasy, to wziął m.in. Miąszkiewicza, Wyciszkiewicza, Jóźwiaka, Bajora. To też nie byli znani zawodnicy, może z wyjątkiem tego ostatniego, ale mieli swoją wartość. Takich potrzeba także teraz. Wierzę, po tym co było latem, że ludzie odpowiedzialni za wzmocnienie drużyny, i teraz nie zawiodą. Oczywiście ktoś powinien też odejść, bo już będzie widać, kto odstaje.
Jest pan dużym optymistą.
– Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do tego, co się dzieje w Widzewie. Gdy rozmawiam z kolegami, byłymi piłkarzami, czy po prostu kibicami Widzewa, to każdy jest zadowolony. Gra drużyny i wyniki znów cieszą. Czeka się na kolejny mecz, każdy chciałby już iść na stadion. To jest super uczucie.