Tata? Były koszykarz ŁKS-u i reprezentant Polski w koszykówce 3×3. Mama? Dwukrotna mistrzyni Polski, była zawodniczka ŁKS-u, Wisły Kraków i Widzewa. Najmłodszy reprezentant koszykarskiego klanu pracuje ciężko na spełnienie własnych marzeń i od marca trenuje w największej akademii Starego Kontynentu. Nazywa się Maciej Kenig.
„To naturalny bieg rzeczy w naszej rodzinie”
Sportowa przygoda Maćka rozpoczęła się od piłki nożnej. Na grę w koszykówkę przerzucił się w wieku ośmiu lat. -To naturalny bieg rzeczy w naszej rodzinie – uśmiecha się Filip Kenig, tata młodego zawodnika. Maciek szybko wkręcił się w nową dyscyplinę i zaczął trenować z rocznikiem starszym o dwa lata. – Zaczął grać bardzo wcześnie i od początku wyróżniał się wzrostem. Geny po rodzicach robią swoje – wspomina Piotr Zych, trener drugoligowego ŁKS AZS UŁ SG Łódź, który pracował z zawodnikiem w pierwszych latach jego koszykarskiej przygody. I dodaje: -Od 12. roku życia dominował w klubie i województwie, więc nie zaskoczyło mnie, że trafił do Hiszpanii. Zobaczymy co z niego będzie. Jest bardzo młody i ma jeszcze dużo czasu.
Hiszpania wzywa
Okazja, by wyruszyć w kierunku wielkiego koszykarskiego świata nadarzyła się na początku minionego roku. Maciek pokazał się wówczas z bardzo dobrej strony na międzynarodowym turnieju, w którym uczestniczyły Partizan i Crvena Zvezda Belgrad oraz Alba Berlin. Został wybrany do najlepszej piątki zawodów. To właśnie po tym turnieju jeden z hiszpańskich znajomych przekonał Filipa Keniga do tego, by wysłać wideo z występami syna do kilku tamtejszych klubów. Najszybsza i najbardziej konkretna była Valencia.
Tuż przed wybuchem pandemii klub znad Morza Śródziemnego zaprosił młodego Keniga na testy. Wypadły na tyle dobrze, że Hiszpanie zaproponowali mu grę w pierwszej drużynie młodzików, w kategorii U-14. Klub postawił jeden warunek – albo któryś z rodziców Maćka przeniesie się do Walencji, albo rodzina zapewni mu miejsce w specjalnej międzynarodowej szkole.
-Wybraliśmy Valencię właśnie dlatego, że nie ściąga dzieci z całego świata, jak Barcelona czy Real Madryt. Aby grać w klubie trzeba mieszkać na miejscu, być związanym z regionem. Doszliśmy do wniosku, że w zasadzie zawsze chcieliśmy mieszkać w Hiszpanii i że to będzie świetne miejsce dla rodziny, w której trójka dzieci uprawia sport – mówi Filip Kenig.
Z nietoperzem na piersi
Valencia to szczególny klub. Jego właścicielem jest Juan Roig, trzeci najbogatszy Hiszpan i właściciel sieci supermarketów Mercadona. Zarządzany przez niego zespół sięgał po mistrzostwo Hiszpanii (2017), Puchar Króla (1998), Superpuchar (2017), a także czterokrotnie (2003, 2004, 2010, 2019) triumfował w Eurocup – drugich najsilniejszych rozgrywkach na Starym Kontynencie zaraz po Eurolidze. Roig za własne pieniądze zbudował w południowej części miasta „L’Alqueria del Basket” – największy ośrodek treningowy w Europie, w którym zawodnicy mają do dyspozycji łącznie 16 boisk. Teraz buduje nową halę. Ma ona pomieścić ponad 15 tysięcy kibiców, co uczyni ją drugim największym obiektem tego typu w Hiszpanii. Będzie gotowa za dwa lata.
Co różni młodzieżową koszykówkę w Polsce i Hiszpanii? – Po pierwsze niesamowita szybkość i intensywność gry, po drugie ogromna popularność dyscypliny i liczba ludzi, którzy ją uprawiają. W Polsce w rozgrywkach kategorii U-14 uczestniczy 120 drużyn, w Hiszpanii ponad dwa i pół tysiąca. Do klubów trafiają najlepsi z najlepszych – wyjaśnia tata młodego koszykarza.
W Walencji Maciek chodzi do szkoły związanej z klubem. Umożliwia mu to trenowanie aż osiem razy w tygodniu. W sobotę jego drużyna rozgrywa mecz. Niedziela jest wolna, bo Hiszpanie bardzo mocno trzymają się zasady, zgodnie z którą każdy zawodnik akademii ma w tygodniu jeden dzień wolny od sportu.
Ograniczenia w przemieszczaniu się między prowincjami uniemożliwiają na razie rozgrywanie ogólnokrajowych turniejów, w których młody Kenig mógłby sprawdzić się na tle najlepszych hiszpańskich ekip: Barcelony, Realu, Sevilli czy Malagi. -Jesteśmy dobrej myśli, bo finały mistrzostw Hiszpanii zaplanowane są dopiero na czerwiec. Liczymy na to, że do tego czasu ograniczenia związane z pandemią zostaną na tyle złagodzone, że będzie je można spokojnie rozegrać – opowiada Kenig senior.
W drodze po marzenia
Już w pierwszym roku gry w Hiszpanii młody łodzianin przeszedł prawdziwą próbę charakteru. Jadąc rowerem na jeden z listopadowych treningów złamał z przemieszczeniem obie kości prawego przedramienia. Błyskawicznie został zoperowany i już tydzień po zabiegu ponownie trenował. Ostro pracował nad przygotowaniem fizycznym, ćwiczył z wykorzystaniem zdrowej lewej ręki. Nawet na moment nie odpuścił treningu i powoli wraca już do pełnej dyspozycji.
Maciek jest wytrwały, mierzy wysoko i nie boi się marzyć. Chciałby wyjechać kiedyś do Ameryki, zagrać w NBA, pójść w ślady Marcina Gortata. Jego tata podkreśla, że na razie jest za wcześnie, by przewidywać jak potoczą się sportowe losy syna. -Maciek ma trzynaście i pół roku, po drodze może się jeszcze bardzo dużo wydarzyć. Oczywiście każdy rodzic odwożący dziecko na trening marzy, aby zostało drugim Lewandowskim, a w Hiszpanii, w zależności od prowincji, z której pochodzi, Ramosem lub Iniestą. Marzeniem mojego syna jest gra na najwyższym poziomie i występy w NBA. Czy to mu się uda? Podchodzimy do tego spokojnie. Wiemy, że zarabianie na życie dzięki grze w koszykówkę udaje się nielicznym, na to musi się złożyć wiele czynników. Każdy rok jest walką o utrzymanie w akademii. Tutaj postawą na każdym treningu trzeba udowadniać, że zasługuje się na to, żeby być w Walencji – kończy Filip Kenig.
Fot. wyróżniająca: archiwum Filipa Keniga