Marko Mrvaljević i Maksymilian Sitek nie zagrają w przyszłym sezonie w barwach ŁKS-u. Klub poinformował, że nie wykupi ich z macierzystych drużyn. W przypadku pierwszego ta decyzja jest w pełni zrozumiała, w przypadku drugiego – niekoniecznie.
W ŁKS-ie fala zmian po nieudanym sezonie cały czas trwa. Przyszedł nowy trener, przyszedł nowy dyrektor sportowy, ogłoszono również odejścia Pirula oraz Kamila Dankowskiego, czyli dwóch ełkaesiaków o najdłuższym stażu w pierwszej drużynie. Teraz wiemy, że w nadchodzących rozgrywkach w koszulce z przeplatanką na piersi kibice nie zobaczą ani Mrvaljevicia, ani Sitka. Dlaczego?
Mrvaljević trafił do Łodzi w zimowym oknie transferowym na półroczne wypożyczenie. Zadaniem Czarnogórca było zastąpienie Stefana Feiertaga, który jesienią w 23 meczach strzelił dziewięć goli, zanotował dwie asysty i był najskuteczniejszym strzelcem zespołu. Decyzja ta od początku budziło duże zdziwienie, zwłaszcza że Mrvaljević, zanim trafił do ŁKS-u, nigdy wcześniej nie przekroczył granicy dziewięciu trafień w sezonie i miał problemy z regularną grą w swojej ojczystej lidze, która jest jedną z najgorszych w Europie. Mimo to klub podjął olbrzymie ryzyko i zdecydował się na skrócenie wypożyczenia Austriaka, który rundę wiosenną spędził w niemieckim trzecioligowcu FC Saarbruecken. Robert Graf zapewniał, że Mrvaljević da drużynie więcej w grze bez piłki i będzie aktywniejszy w pressingu, co było jednym z największych mankamentów Feiertaga.
ŁKS ZBROI SIĘ PRZED WALKĄ O EKSTRAKLASĘ
– Po analizie dokonanej przez pion sportowy, na który składa się sztab trenerski, dział skautingu i analiz, zdecydowaliśmy się na pozyskanie zawodnika na “dziewiątkę”, który będzie bardziej pasował do naszego profilu. To również będzie wypożyczenie z opcją wykupu, ale za zdecydowanie niższą kwotę niż w przypadku Stefana Feiertaga. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, uznaliśmy, że podejmiemy ryzyko i przystąpimy do rundy rewanżowej z nowym duetem napastników – tłumaczył wiceprezes ŁKS-u.
Jednakże Mrvaljević okazał się graczem o charakterystyce podobnej do Feiertaga. Tak samo jak Austriak rzadko brylował, mając piłkę przy nodze, często popełniał proste błędy techniczne i incydentalnie odbierał futbolówkę rywalom. Tak naprawdę różnica między nimi jest jedna, ale dość zasadnicza: Feiertag regularnie trafiał do bramki przeciwnika, czego nie można powiedzieć o Mrvaljeviciu. Feiertag w biało-czerwono-białych barwach na zdobycie jednej bramki potrzebował 167 minut, Mrvaljević – 242. Nie ma co się oszukiwać, w przypadku “dziewiątek” głównym kryterium ich wartości jest to, ile strzelają goli. Pod tym kątem Feiertag bił na głowę Mrvaljevicia. Zresztą nie tylko pod tym, ponieważ Feiertag także częściej wygrywał główki czy pojedynki z obrońcami rywala.
Dlatego decyzja ŁKS-u odnośnie przyszłości Czarnogórca jest zupełnie zrozumiała. Dyrektor sportowy Radosław Mozyrko już zapowiedział, że klub w najbliższym oknie transferowym sprowadzi czterech bądź pięciu piłkarzy do podstawowego składu. Wiele wskazuje na to, że jedną z formacji, którą ŁKS zamierza priorytetowo wzmocnić, jest właśnie środek ataku. Aktualnie łodzianie mogą liczyć na tej pozycji wyłącznie na Mateusza Wzięcha, który wiosną został przesunięty do pierwszego zespołu, strzelił trzy gole i kończył rozgrywki jako podstawowy zawodnik.
Zdecydowanie mniej jednoznaczna jest sytuacja Sitka. ŁKS pozyskał go latem zeszłego roku z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Pierwsze półrocze było w jego wykonaniu bardzo przeciętne – spędził na boisku zaledwie 304 minuty. Procesu aklimatyzacji w nowej drużynie nie ułatwiła mu kontuzja, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni. Sitkowi poza kłopotami zdrowotnymi nie pomagała też słaba gra. Jedynym, czym się wyróżniał, była szybkość, ale umiejętności sprinterskie 24-latka nie przekładały się na konkrety w postaci goli czy asyst. Przekładały się za to niepewną, chaotyczną grę, z której niewiele wynikało.
Światełkiem w tunelu mogła być rywalizacji w 1/8 finału Pucharu Polski z Legią Warszawa. ŁKS co prawda przegrał 0:3, ale Sitek zaprezentował się z niezłej strony na tle wyżej notowanego przeciwnika.
W trakcie zimowego obozu przygotowawczego również nie zawodził – strzelił gola Wieczystej Kraków, a przeciwko Obołoniowi Kijów zanotował asystę. To zaowocowało tym, że Sitek od początku 2025 roku był podstawowym piłkarzem ŁKS-u, niezależnie od tego, kto zasiadał na ławce trenerskiej. Wystąpił w każdym z 15 wiosennych spotkań; w dziesięciu z nich w pierwszej jedenastce i tylko dwukrotnie rozegrał mniej niż 45 minut. Żaden skrzydłowy ŁKS-u nie występował w tym czasie częściej od niego.
Minuty skrzydłowych ŁKS-u na wiosnę:
Sitek kredyt zaufania wykorzystał: strzelił premierowego gola, na wagę zwycięstwa z Chrobrym Głogów, a także zanotował asysty w meczach ze Stalą Rzeszów oraz Polonią Warszawa. Poza tym, gdy był na boisku, to wnosił coś do gry drużyny. Wygrywał sporo pojedynków w bocznych sektorach boiska (średnio siedem na mecz), utrudniał życie obrońcom drużyn przeciwnych i imponował swoją dynamiką (78 proc. skuteczności dryblingów). ŁKS jednak nie zdecydował się go wykupić. Dlaczego?
Przede wszystkim wydaje się, że gdyby Sitek był już w klubie i np. wygasałby mu kontrakt, to w takiej sytuacji piłkarz otrzymałby nową umowę. Sytuacja wyglądała jednak inaczej – Sitek był wypożyczony i ŁKS musiał zapłacić dodatkowe pieniądze, by na stałe przejąć prawa do zawodnika. Widocznie w takiej sytuacji działacze uznali, że Sitek wiosną grał obiecująco, ale jednak nie na tyle, by przekonać klub do aktywowania opcji wykupu. Co więcej, na skrzydłach w ŁKS-ie panuje duża konkurencja. Nie licząc Sitka, wiosną tego roku w koszulce z przeplatanką na piersi wystąpili również Andreu Arasa, Gustaf Norlin, Antoni Młynarczyk, Jędrzej Zając oraz Husein Balić. ŁKS więc i tak musiał zrezygnować z kogoś z tego grona i ostatecznie wybór padł na Sitka. Czy słusznie? Można mieć wątpliwości.
Sitek wiosną był najczęściej, najrówniej i po prostu najlepiej grającym skrzydłowym ŁKS-u. Arasa nieudanie rozpoczął rok jako środkowy napastnik, szybko nabawił się kontuzji i po raz ostatni wystąpił ósmego marca. Norlin początkowo miał zaległości w treningach, potem je nadrobił, ale nie przeniosło się to na poziom jego występów. Naprawdę błysnął tylko raz – w jednej z ostatnich kolejek sezonu, gdy słabej Stali Rzeszów strzelił dwa gole, do których dołożył asystę. Młynarczyk miewał udane występy, ale jednak im było bliżej końca rozgrywek, tym prezentował się gorzej – zresztą nie bez powodu wiosną ponad połowę starć rozpoczynał jako rezerwowy. Balić natomiast strzelił dwa gole i pokazywał zalążki swoich dużych umiejętności, które niewątpliwie posiada, ale z racji na przewlekłe problemy zdrowotne nie jest on kimś, na kim ŁKS w szerszej perspektywie może opierać swoją grę. Zając natomiast to sztandarowe uzupełnienie składu – jak dotąd w bieżącym roku kalendarzowym wystąpił w pięciu meczach pierwszej drużyny, rozgrywając w nich łącznie 45 minut. Mając na uwadze to wszystko, trudno zrozumieć, dlaczego ŁKS pożegnał się z graczem, który w ostatnich miesiącach gwarantował na pozycji skrzydłowego największą jakość.
Zastanawiający jest również tak późny moment, w którym działacze ŁKS-u podjęli decyzję o tym, by nie aktywować opcji wykupu zapisanej w kontrakcie Sitka. Gdyby zrobili to np. w kwietniu, to pod koniec sezonu szanse na skrzydłach dostawaliby zawodnicy, którzy mają realną szansę na to, by pozostać w klubie na kolejne lata. Tymczasem w owym okresie najczęściej posyłaną do boju postacią był Sitek, który mimo obiecującej postawy nie został wykupiony.
Betclic 1 LigaŁKS ŁódźMaksymilian SitekMarko MrvaljevićRobert Graf