Wśród okołomeczowych wydarzeń towarzyszących spotkaniu ŁKS-Piast dominowały te związane ze 105. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości, która przypadła dokładnie w dniu meczu. Nie wszystkie inicjatywy mające uczcić to święto poszły jednak po myśli organizatorów…
Przed meczem „Mazurka Dąbrowskiego” wykonali Anna i Romuald Spychalscy, zapowiedzeni przez spikera jako „związani z Łodzią śpiewacy”. Spychalski rzeczywiście pochodzi ze znanej w Łodzi muzycznej rodziny – jego ojciec (także Romuald) przez 25 lat był solistą łódzkiej opery. Romuald junior również ukończył tę uczelnię, zdążył nawet zaliczyć debiut w Czarodziejskim Flecie Mozarta na deskach poznańskiego Teatru Wielkiego. Od lat najlepiej odnajduje się jednak w repertuarze musicalowo-operetkowym i właśnie tego typu, lekkie utwory wykonuje przede wszystkim w duecie tworzonym wraz z żoną, Anną.
Sobotniego występu na Stadionie Króla małżeńskie duo nie zaliczy raczej do najbardziej udanych. Zacznijmy od tego, że spośród wręczonych im dwóch mikrofonów działał tylko jeden – zamiast duetu, kibice usłyszeli więc jedynie Annę Spychalską w roli solistki. Zaskakujący, zwłaszcza jak na tak doświadczonych wykonawców, był także dobór tempa. Zamiast dziarskiego, żwawego mazurka kibice usłyszeli raczej niespiesznego, melancholijnego kujawiaka. W efekcie śpiewaczka już na początku pierwszej zwrotki pieśni straciła synchronizację z kibicami, którzy śpiewali hymn dużo szybciej, w standardowym tempie. Przy tak powolnym wykonaniu trudno, żeby zabrzmiały więcej niż dwie zwrotki, co mogło zaskoczyć kibiców – tuż przed meczem ŁKS zapowiadał w mediach społecznościowych wspólne przedmeczowe śpiewanie grafiką z pełną, czterozwotkową wersją hymnu. Na portalu X próżno szukać choć jednego pozytywnego komentarza na temat tego występu. Zresztą oddajmy głos kibicom:
Aktualizacja: Po opublikowaniu tekstu Romuald Sypchalski skontaktował się z redakcją „Łódzkiego Sportu”. Na jego prośbę informujemy, że hymn został wykonany w skróconej, dwuzwrotkowej wersji ze względu na wytyczne realizatorów transmisji telewizyjnej. Śpiewak stwierdził także, że niedziałający mikrofon był przykrą niespodzianką również dla niego – wszystkiemu winien był niezależny od wykonawców problem techniczny, który ujawnił się dopiero w trakcie wykonania hymnu.
Związanych ze Świętem Niepodległości elementów nie brakowało także podczas samego meczu, i to zarówno na boisku, jak i na trybunach Stadionu Króla. Kibice ŁKS-u wywiesili flagę z napisem „105 lat niepodległej Polski”. Trener zespołu z al. Unii, Piotr Stokowiec w klapę marynarki wpiął zaś biało-czerwoną wstążkę (dobrze widoczna na zdjęciu poniżej).
W trakcie spotkania premierę miała nowa flaga kibiców ŁKS-u, która nawiązuje do wzoru szalika przygotowanego przez klub z al. Unii na 66. derby Łodzi. Widnieje na niej ełkaesiacka przeplatanka, herb miasta (w wersji przedwojennej, z 1915 roku) oraz wzbudzające coraz większe emocje, zarówno w biało-czerwono-białej, jak i czerwono-biało-czerwonej części miasta hasło „Reprezentacja Łodzi”. Kontestowany przez wielu fanów Widzewa slogan przyjmuje się w ełkaesiackim środowisku coraz lepiej – przypomnijmy, że w ostatnich miesiącach znalazł się m.in. na koszulkach siatkarek ŁKS-u Commercecon (w formie hashtagu umieszczonego na prawym rękawku trykotu) czy w szatni piłkarzy ŁKS-u (złote litery przytwierdzone nad szafkami piłkarzy).
Otwierającej wynik bramce dla Piasta towarzyszyła wyjątkowa dedykacja – strzelec gola, Damian Kądzior tuż po wpakowaniu piłki do siatki pobiegł w okolice ławki rezerwowych gliwickiego zespołu i pokazał w stronę kamery koszulkę Serhija Krykuna. Ukrainiec z polskim paszportem mierzy się z dotkliwą kontuzją – podczas niedawnego meczu Fortuna Pucharu Polski przeciwko Termalice Bruk-Bet Nieciecza doznał złamania kości jarzmowej.
To gest wart docenienia tym bardziej, że Kądzior jest bezpośrednim rywalem Krykuna w walce o miejsce w składzie; co więcej, często to Ukrainiec wychodził z tej rywalizacji zwycięsko. – Nie spodziewałem się takiego gestu, ale to piękne uczucie. Bardzo mi miło – przyznał na łamach portalu bialasiedzieje.pl Krykun. Były gracz Górnika Łęczna raptem dwie godziny przed rozpoczęciem sobotniego meczu opuścił katowicki szpital po operacji kości twarzy i oglądał występ swoich kolegów w telewizji.
Wygląda na to, że kolejne porażki nie odstraszają kibiców ŁKS-u przed dopingowaniem swoich ulubieńców na żywo. Sobotni mecz oglądało z trybun Stadionu Króla 7921 widzów. To oczywiście zdecydowana poprawa względem fatalnego pod względem frekwencji pucharowego starcia z Rakowem (3021 fanów), ale i wynik tylko nieznacznie słabszy niż podczas ostatniego domowego meczu ŁKS-u w PKO Ekstraklasie, czyli zawstydzającego blamażu z Górnikiem (8247 widzów, a trzeba wziąć pod uwagę to, że wynik podbiła zabrzańska grupa wyjazdowa, znacznie liczniejsza niż ta, która przybyła na al. Unii z Gliwic).
– ŁKS jest pierwszą drużyną, która zaaplikowała Piastowi więcej niż dwie bramki od początku trwającej już ponad rok trenerskiej kadencji Aleksandara Vukovicia.
– Gole zdobyte przez ŁKS w sobotnim meczu stanowią aż 27% całego strzeleckiego dorobku klubu w trwającym sezonie Ekstraklasy.