Zapowiadaliśmy sobotni pojedynek jako mecz 5. kolejki PKO Ekstraklasy, ale niestety udział w nim wzięła tylko jedna drużyna. Pogoń Szczecin. Widzew nie dojechał.
Widzew zaczął ligę od czterech meczów bez przegranej. To dało mu miejsce w czołówce tabeli i sporo pochwał. I drużyna Daniela Myśliwca jak najbardziej na nie zasłużyła, głównie za wygrane z Lechem Poznań oraz Cracovią. Remis ze Stalą Mielec pozostawił niedosyt, a punkt ze Śląskiem Wrocław był szczęśliwy, bo to rywale mieli lepsze okazje, a do tego sędziowie nie dali im rzutu karnego, który im się należał.
CZYTAJ TEŻ: Żal było patrzeć, oczy krwawiły [OCENY WIDZEWA]
Mecz ze Śląskiem był ostatnim z tej listy. Do momentu, do którego Widzew grał w pełnym składzie (czerwoną kartkę dostał Samuel Kozlovsky), jego gra nie wyglądała dobrze. Bliżej było kopaniny niż przemyślanej płynnej gry. Na pewno nie było kontroli nad piłką i to zarówno na swojej połowie, przy jej wyprowadzaniu, jak i na połowie rywala. Można się było spodziewać, że taki mecz przyjdzie, bo było ich wiele w poprzednim sezonie. Przeplatały się z występami naprawdę dobrymi, które przyniosły wyniki wręcz historyczne, żeby przypomnieć zwycięstwo z Lechem w Poznaniu, Legią Warszawa i Górnikiem Zabrze w Sercu Łodzi.
Teraz po meczach bardzo dobrych i przede wszystkim zwycięskich i po występie poniżej oczekiwań ze szczęśliwym punktem, przyszedł występ najgorszy. Na pewno w tym sezonie, a są i tacy, którzy twierdzą, że w Szczecinie Widzew rozegrał najgorszy mecz pod wodzą Daniela Myśliwca. Wcześniej typowano na taki porażki z Puszczą Niepołomice czy Radomiakiem. Ten z Pogonią chyba jednak rzeczywiście je przebił. Widzew nie miał bowiem niemal nic do powiedzenia. Od pierwszej minuty dał się zepchnąć pod swoją bramkę i bezsilnie próbował się stamtąd wydostać.
Pierwsza połowa to wynik 1:0. Po stronie gospodarzy było 17 strzałów przy tylko dwóch gości. Posiadanie piłki 65 do 35. Do tego ogromne problemy z wyprowadzaniem piłki spod swojej bramki i praktycznie brak pressingu pod bramką rywali. Najlepsze co spotkało Widzew do przerwy to fakt, że przegrywał tylko jednym golem.
Na drugą połowę łódzka drużyna – co było wielkim zaskoczeniem – wyszła bez zmian, a przecież można ich zrobić aż pięć. Widać wszyscy piłkarze spełnili oczekiwania trenera.
Zaraz na początki drugiej połowie Pogoń trafiła w słupek, co zwiastowało, że nic się w tym meczu nie zmieni. I rzeczywiście oglądaliśmy kontynuację gry sprzed przerwy. Dopiero przed 60. minutą były zmiany. Niestety i to nic nie dało.
Pogoń dołożyła w końcu drugiego gola, co i było najniższym wymiarem kary dla Widzewa. W ofensywnie nie pomogli Hilary Gong, a potem Sebastian Kerk i Hubert Sobol. Łódzki zespół miał wielką dziurę w środku, a połamane skrzydła. Środkowi obrońcy i bramkarz Rafał Gikiewicz znów robili, co mogli, ale bez wsparcia kolegów – na bokach (stamtąd przyszły piłki) i w środku (stamtąd przybyli strzelcy goli) – byli bezradni. Z przodu czerwono-biało-czerwoni nie mieli czym odpowiedzieć.
Zawiodła cała drużyna, bo cały zespół przegrywa i cały wygrywa. “Nie wypada w taki sposób przegrać” – napisał na portalu X Rafał Gikiewicz. Jak zwykle szczerze i bez ogródek.
59 do 41 w posiadaniu piłki, 21 do 4 w strzałach, 8 do 1 w celnych. Na dokładkę można dodać słynne xG, czyli gole oczekiwanie. Tutaj było 1,91 do 0,34. Ale nawet bez liczb, gołym okiem, widać było różnicę klas między oboma zespołami. Nie taki Widzew mieliśmy oglądać w nowym sezonie.
Trener Myśliwiec ma swój system gry i swoje zasady. Gdy idzie, to idzie. Gdy nie idzie, to nie widać odpowiedniej reakcji. W sobotę ta bezradność była aż nadto widoczna. Zaczyna razić przywiązanie do nazwisk, bo np. Imad Rondić i Jakub Sypek przekroczyli już chyba nawet granicę irytacji kibiców. Bośniak biega i walczy bez piłki, a gdy ją w końcu dostaje i jest szansa na gola, to zwykle jest na pozycji spalonej, a do tego jeszcze źle ją przyjmuje. Sypek to jeździec bez głowy, bezproduktywny w ofensywie i spóźniony w defensywie. Niestety dopasował się do niego Kamil Cybulski, który był nadzieją kibiców po końcówce ubiegłego sezonu. Jedyny z młodych skrzydłowy, który potrafi być produktywny, czyli Antoni Klimek, cały mecz przesiedział na ławce.
Gong, Kerk, Sobol… Wciąż czekamy na jakieś ich dobre zagranie. Gdy pisząc o rozczarowaniach, wymieniamy nazwiska niemal wszystkich ofensywnych graczy Widzewa, to nie znaczy, że nie mogło być dobrze. Tym bardziej że dopisać możemy także Frana Alvareza, groźnego tym razem dla widzewskiej bramki, i Jakuba Łukowskiego, który był w Szczecinie niemal zupełnie niewidoczny.
Już w piątek Widzew podejmie Radomiaka. W poprzednim sezonie w końcu przełamał fatalną serię z tym zespołem i wygrał. Teraz kibice też liczą na zwycięstwo. Ale drużyna, która zagrała w sobotę w Szczecinie, tego nie dokona. To musi być zupełnie inny Widzew. I widzieliśmy go już w tym sezonie.
Autorem tekstu jest Łukasz Kowalczyk