W dwóch ostatnich meczach Widzewa z GKS-em Tychy Łukasz Grzeszczyk zrobił łódzkiej drużynie dużo krzywdy. Do tego, podczas ostatniej wizyty w Sercu Łodzi pokłócił się z kibicami. Teraz wraca.
Gdyby przeprowadzić wśród kibiców Widzewa ankietę, którego piłkarza z pozostałych klubów Fortuna 1. Ligi nie lubią najbardziej, to pewnie spora ich grupa postawiłaby na Grzeszczyka. A przecież 34-letni pomocnik grał kiedyś przy al. Piłsudskiego. Trafił do niego w 2009 roku z Wisły Płock. Miał wtedy 21 lat i uznawany był za naprawdę duży talent. Wróżono mu grę w pierwszej reprezentacji Polski. Przyszedł wtedy do pierwszoligowego Widzewa, chociaż miał ofertę także z grającej w ekstraklasie Lechii Gdańsk. Dlaczego tak zdecydował? – Sama nazwa mówi wszystko. To Widzew. Klub ze wspaniałą historią – mówił wtedy w wywiadzie dla portalu Widzewiak.pl.
W Widzewie Grzeszczyk nie zrobił furory, nie grał na pewno na miarę swojego talentu (tak chyba było przez całą karierę). W swojej pierwszej rundzie w Łodzi, w 2009 roku, zagrał w 10 meczach i zdobył jednego gola. Przyczynił się w pewnym stopniu do awansu, chociaż ostatecznie drużyna trenera Pawła Janasa jeszcze raz musiał walczyć o ekstraklasę, po tym, jak PZPN zablokował awans z powodu korupcji sprzed lat. W kolejnym sezonie Grzeszczyk zagrał w 21 meczach (znów jeden gol). Po awansie wystąpił już tylko w dwóch meczach ekstraklasy, chociaż w sumie na boisku był tylko przez 20 minut. W końcu trafił do rezerw i rozstał się z klubem. W jednym z wywiadów sprzed lat – dla katowickiego „Sportu” – wspominał, że najbardziej ze swojej kariery żałuje właśnie czasów Widzewa. – Przychodziłem tam, mając 21 lat. Kilka spraw się wtedy na siebie nałożyło, ale nie chcę do tego wracać – uciął.
CZYTAJ TEŻ: Popisuj się Henio! Kim jest nowy bramkarz Widzewa?
Piłkarz nie ukrywa, że ma trudny charakter i pewnie przez niego nie zrobił takiej kariery, jaką mógłby. W przeszłości na pieńku miał m.in. z kibicami klubów, w których występował, choćby Sandecji Nowy Sącz. Ci wywiesili kiedyś na jego urodziny transparent z napisem: „Grzeszczu, wszystkiego najgorszego”.
Bywało, że nawet z fanami GKS-u Tychy, w którym jest już od 7 lat, był skonfliktowany. – Człowiek czasem powie to, co myśli, choć nie powinien. W niektórych momentach lepiej ugryźć się w język – mówił w tym samym wywiadzie.
Gdyby tą zasadą Grzeszczyk pokierował się 28 maja ubiegłego roku w Sercu Łodzi, to nie byłoby afery, którą zakończył się mecz Widzewa z GKS-em. Do 89. minuty utrzymywał się remis. Wtedy jednak pomocnik tyszan asystował przy golu Kamila Kargulewicza, a chwilę później sam strzelił bramkę z rzutu karnego. GKS wygrał 2:0 i Widzew definitywnie stracił szanse na baraże.
Kibice nie oszczędzali byłego widzewiaka, a on nie pozostał im dłużny. Padły niecenzuralne słowa i gesty. Grzeszczyk zapłacił za to słono, bo kilka dni później został zawieszony za to przez PZPN i nie mógł pomóc walczącej od awans drużynie w trzech kolejnych meczach, m.in. w barażu z Górnikiem Łęczna, który tyszanie przegrali po karnych. Przez emocje osłabił zespół.
Rachunki z Widzewem Grzeszczyk w pewnym sezonie wyrównał jesienią. Łódzka drużyna, prowadzona już przez Janusza Niedźwiedzia, prowadziła z GKS-em w Tychach, ale w 91. minucie Grzeszczyk popisał się pięknym strzałem z dystansu i zabrał Widzewowi dwa punkty.
Warto też podkreślić, że już wcześniej jeszcze w barwach Sandecji Nowy Sącz ten piłkarz zachodził łódzkiej drużynie za skórę. Strzelił mu dwa gole w wygranym przez zespół z Nowego Sącza 2:0 w 2014 roku. W ogóle Grzeszczyk nigdy z Widzewem nie przegrał – ani w barwach Wisły Płock, ani GKS-u Bełchatów, Sandecji i GKS-u Tychy.
W tym sezonie 34-latek zagrał w 21 meczach w lidze i zdobył 4 gole. W ostatnich trzech meczach nie wychodził w pierwszym składzie. Teraz, jeśli nie cały mecz, to też pewnie zagra. Kibicom Widzewa warto przypomnieć apel prezesa Mateusza Dróżdża o odpowiednim zachowaniu na niedzielnym meczu. Na pewno warto skupić się na wspieraniu własnej drużyny. A piłkarze łódzkiej drużyny powinni uważać na Grzeszczyka i nie pozwolić, by znów został bohaterem GKS-u. – Na pewno trzeba na niego zwrócić uwagę, bo potrafi być groźny i wygląda na to, że wyjątkowo motywuje się na mecze z Widzewem. W drużynie z Tychów jest jednak kilku zawodników, na których trzeba uważać. Skupianie się tylko na Grzeszczyku, bo strzelał gole Widzewowi w przeszłości, nie ma sensu – uważa trener Radosław Mroczkowski, który kiedyś pracował z piłkarzem GKS-u. – Trzeba wygrać z drużyną z Tychów, a nie z jednym piłkarzem.
Widzew zagra z GKS-em Tychy w niedzielę o godzinie 15 w Sercu Łodzi.
Widzew faworytem meczu z GKS-em Tychy. NOBLEBET przewiduje gole przy al. Piłsudskiego!
Reklama