Piłkarze ŁKS-u w meczu z GKS-em Katowice wywalczyli trzy punkty.
Po tym jak zdziesiątkowana przez kontuzje drużyna ŁKS-u przegrała z Odrą Opole, Kibu Vicuna zdecydował się na zmiany. W prawdzie nie mógł skorzystać jeszcze z tak kluczowych zawodników jak Maciej Dąbrowski, Michał Trąbka czy Adrian Klimczak, ale do bramki nareszcie wrócił Marek Kozioł. W środku pola dość nieoczekiwanie zagrał powracający po zawieszeniu za kartki Ricardinho. W defensywie szkoleniowiec z Hiszpanii dokonał tylko jednej korekty. Zamiast Mieszka Lorenca, postawił na Jana Sobocińskiego. Z nieznanych przyczyn nie mógł zagrać Maciej Wolski. Jego miejsce zajął Javi Moreno. Na pozycję numer “dziewięć” powrócił specjalista od zdobywania punktów Maciej Radaszkiewicz. W mocno zmodyfikowanym składzie ŁKS ruszył po pierwsze od czterech meczów zwycięstwo.
Pierwsza połowa nie porywała. Najciekawszym wydarzeniem była kontrowersja sędziowska pod bramką ŁKS-u. Wydawało się, że Oskar Koprowski faulował, za co pierwotnie został ukarany żółtą kartką. Chwilę wcześniej sędzia dopatrzył się zagrania ręką Javiego Moreno i musiał pomagać sobie VAR-em. Powtórka pokazała, że wcześniej na spalonym był zawodnik GKS-u Katowice i łodzianie rozpoczęli od bramki.
W grze drużyny Kibu Vicuny widać było więcej zaangażowania niż w Opolu, ale do ideału dużo brakowało. Najgroźniejsze sytuacje ŁKS stwarzał sobie ze stałych fragmentów gry. Najbliżej szczęścia był Jan Sobociński, ale uderzył nad bramką.
Katowiczanie, pod bramkę Kozioła przedzierali się najczęściej skrzydłami. Szczególnie dziurawa, była lewa strona boiska, za którą odpowiedzialny był Bartosz Szeliga.
Na początku drugiej połowy ŁKS pokusił się o dwie groźne akcje ofensywne. Obie próbował finalizować Maciej Radaszkiewicz i w obu przypadkach nie udało mu się umieścić piłki w bramce.
Podrażnieni ełkaesiacy próbowali, ale w ich grze było dużo niedokładności i frustracji, a goście skrzętnie to wykorzystywali. W drużynie z Katowic szczególnie wyróżniał się Filip Szymczak, który raz po raz sprawdzał czujność Marka Kozioła.
Przed upływem godziny gospodarze wyszli z groźną kontrą, ale z sobie tylko znanych powodów Radaszkiewicz zdecydował się uderzać z dystansu, a bramkarz GKS-u z łatwością obronił strzał młodego napastnika.
Podobnie jak rozgrywanym w lipcu 2018 roku, kiedy to zespoły mierzyły się na al. Unii po raz ostatni, ełkaesiacy próbowali, atakowali, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do bramki rywali.
Wreszcie w 68. minucie spotkania w polu karnym znalazł się Mateusz Bąkowicz. Stoper gości sfaulował młodego obrońcę i sędzia po długiej konsultacji z VAR-em podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Antonio Dominguez.
Dogodną sytuację do podwyższenia prowadzenia miał Pirulo. Hiszpan w swoim stylu zszedł ze skrzydła, ale jego strzał był niecelny. Przez kolejne minuty łodzianie starali się kontrolować spotkanie, chociaż katowiczanie nie pozostawali im dłużni i starali się zepchnąć zespół Vicuny do obrony.
ŁKS kompletnie nie ma pomysłu na ofensywę, w jego grze nie widać jakikolwiek wypracowanego stylu, ale na szczęście punkty przyznają za zdobyte bramki, a nie za wrażenia artystyczne. Po meczu z GKS-em Katowice, ŁKS po raz pierwszy od czterech spotkań może dopisać ich sobie aż trzy.
ŁKS – GKS Katowice 1:0 (0:0)
1:0 Dominguez 72.
ŁKS : Kozioł – Bąkowicz, Sobociński, Koprowski, Szeliga – Rozwandowicz (60. Tosik), Dominguez (81. Nowacki), Pirulo – Moreno (81. Corral), Radaszkiewicz, Ricardinho (92. Kelechukwu)
GKS Katowice): Królczyk – Janiszewski, Jędrych, Figiel, Błąd (63. Sanocki), Jaroszek (27.Urynowicz), Rogala, Sadowski (27. Kołodziejski), Szwedzik, Wojciechowski, Szymczak
żółte kartki: Pirulo, Sobociński – Szymczak, Jaroszek