To nie był dobry mecz ŁKS-u w pierwszej połowie. Powiedzmy wprost – to był mecz bardzo słaby. Po przerwie ełkaesiacy potrafili jednak odwrócić losy, wybiegać zwycięstwo.
W Kielcach mieliśmy zobaczyć w grze ełkaesiaków poprawę i większą koncentrację, tymczasem już w trzeciej minucie ŁKS sam stworzył rywalom wyborną okazję do zdobycia bramki. Tomasz Nawotka w prostej wydawałoby się sytuacji zagrał wprost pod nogi rywala. Ten błyskawicznie dośrodkował w pole karne i Emile Thiakane znalazł się sam na sam z Arkadiuszem Malarzem, pięć-sześć metrów od jego bramki. Senegalczyk był jednak najwyraźniej bardzo zaskoczony takim obrotem spraw, bo nie potrafił wykorzystać tej stuprocentowej sytuacji.
Następne minuty upływały pod znakiem kolejnych strat piłkarzy ŁKS-u, kolejnych akcji Korony i optycznej przewagi kieleckiej drużyny. ŁKS miał piłkę częściej, ale nie potrafił oddać choćby jednego strzału (przy czterech uderzeniach rywala). Korona grała tak, jak chciałby grać ŁKS – szybko, z polotem, wymianą krótkich podań, grą na jeden-dwa kontakty. Ełkaesiacy z kolei grali niedokładnie, nie potrafili przyspieszyć gry, rozegrać piłki, utrzymać się przy niej na połowie rywala, stworzyć groźnej akcji. Pierwszy strzał oddali dość nieoczekiwanie – po stałym fragmencie gry. W 20. minucie po rzucie rożnym Maciej Dąbrowski wyskoczył najwyżej do piłki dośrodkowanej przez Rygaarda, lecz uderzył prosto w bramkarza Korony.
W okolicach 25-30. minuty ełkaesiakom udało się przenieść ciężar gry bliżej bramki Marcela Zapytowskiego, ale była to tylko chwilowa zmiana, która nie odmieniła na dłużej obrazu gry. Inicjatywa wciąż należała do gości, a ŁKS był zajęty głównie neutralizowaniem ich ataków, nie potrafiąc narzucić swojego stylu. Biało-czerwono-biali wyglądali na coraz bardziej sfrustrowanych – bili głową w mur, zaliczali kolejne straty, wdawali się w niepotrzebne sprzeczki z arbitrem. (Pirulo po jednej z takich sytuacji obejrzał żółtą kartkę).
Niewiele jednak zabrakło, by było jeszcze gorzej – łodzianie zawdzięczają jedynie brakowi skuteczności ekipy Dominika Nowaka to, że nie schodzili na przerwę z jednobramkową stratą. Dwie minuty przed końcem pierwszej części gry, po niefrasobliwym zachowaniu Macieja Dąbrowskiego groźne strzały na bramkę Malarza oddali kolejno Jakub Łukowski i Marko Pervan.
W pierwszej połowie druga linia ŁKS-u praktycznie nie istniała – Ireneusz Mamrot zareagował na taki stan rzeczy w przerwie, przemeblowując całkowicie środek pola. Trener ŁKS-u zdjął z boiska ukaranych żółtymi kartkami Trąbkę i Tosika, a wprowadził w ich miejsce Domingueza oraz Rozwandowicza.
Trzy minuty po wznowieniu gry zdarzyło się coś, czego, jak wydawało się jeszcze przed chwilą, nie mamy szansy doczekać – ŁKS po raz pierwszy w tym spotkaniu rozegrał szybką, składną akcję! Łodzianie wyszli z dynamiczną kontrą. Ricardinho fenomenalnym zagraniem piętą wypuścił na wolną pozycję Janczukowicza. Ta akcja zakończyła się strzałem w boczną siatkę, ale, jak okazało się kilkadziesiąt sekund później, była to pierwsza jaskółka zwiastująca diametralną zmianę obrazu gry.
Po chwili ełkaesiacy stworzyli kolejną niebezpieczną akcję. W jej efekcie Rygaard znalazł się z futbolówką w okolicach szesnastego metra. Oddał ją do Pirulo, a Hiszpan, który dawał się do tej pory zapamiętać głównie ze strat i protestów przeciwko decyzjom sędziego zagrał do Nawotki. Były gracz Zagłębia Sosnowiec nie zmarnował tej sytuacji i na tablicy wyników zobaczyliśmy rezultat 0:1.
Mecz zmienił się – ŁKS znów był groźny, ofensywny, pewny siebie. Biało-czerwono-biali większość akcji przeprowadzali rzadko wykorzystywaną wcześniej prawą stroną, na której spustoszenie siał niewidoczny w pierwszej połowie Nawotka. W 51. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Rygaard, który jednak minimalnie minął się z piłką w polu karnym Korony. Pięć minut później rozpędzony Nawotka wpadł w pole karne gospodarzy, został przewrócony, a arbiter podyktował jedenastkę. Do piłki podszedł Dominguez, który ze spokojem podwyższył wynik na 0:2.
Po tych dwóch bramkach nie było już powrotu do gry, do której przyzwyczailiśmy się w pierwszej połowie. Korona straciła impet, a ełkaesiacy wyraźnie się rozluźnili i nareszcie zaczęli grać bardziej ofensywnie. Ekipa Ireneusza Mamrota dość długo grała mądrze.
Sytuacja zmieniła się w ostatnich dziesięciu minutach, gdy „Rycerze Wiosny” zaczęli pozwalać rywalom na zbyt wiele. Najpierw w 85. minucie dobry strzał głową oddał Szpakowski. Trzy minuty później Podgórski uderzył z okolic narożnika pola karnego. Piłka odbiła się od słupka, lecz Jakub Łukowski szybko skierował ją do bramki. Zapowiadała się gorąca końcówka. Z tej próby nerwów zwycięsko wyszli elkaesiacy, którzy nie tylko utrzymali piłkę z dala od pola karnego, ale nawet stworzyli dwie groźne sytuacje, w których mogli podwyższyć wynik.
ŁKS Łódź – Korona Kielce 1:2 (0:0)
0:1 – Nawotka 51.
0:2 – Dominguez 57., z karnego
1:2 – Łukowski 87.
Korona: Zapytowski – Szymusik (55. Kiełb), Kobryń, Szarek, Lisowski – Podgórski, Zebić, Gąsior, Pervan (66. Szpakowski), Łukowski – Thiakane (74. Łysiak).
ŁKS: Malarz – Nawotka, Moros Gracia, Dąbrowski, Marciniak – Pirulo (82. Klimczak), Tosik (46. Rozwandowicz), Rygaard, Trąbka (46. Domínguez), Janczukowicz (55. Gryszkiewicz) – Ricardinho (73. Sekulski).
Żółte kartki: Gąsior, Lisowski, Szarek, Zebić – Pirulo, Tosik, Trąbka, Dąbrowski.