Kibice na Stadionie Ludowym obejrzeli mecz dwóch różnych połów. Pierwszą można by przepisywać cierpiącym na problemy z zasypianiem, nagranie drugiej powinno zaś być dostępne tylko po przedstawieniu zaświadczenia od kardiologa. ŁKS nie zachwyca, ale inkasuje kolejne trzy punkty i umacnia się na pozycji lidera tabeli.
W grze Rycerzy Wiosny od samego początku było widać dużo pozytywnej piłkarskiej agresji. Ełkaesiacy starali się odebrać rywalom ochotę do gry, doskakując do nich od razu po stracie piłki, a po ich zachowaniu trudno było poznać, że niecałe trzy dni wcześniej przeszli przez dziewięćdziesiąt minut ostrej derbowej rywalizacji. Brakowało jednak konkretów z przodu – mimo prób biało-czerwono-biali nie byli w stanie zbliżyć się pod bramkę Zagłębia.
W 15. minucie ełkaesiacy oddali pierwszy celny strzał meczu i od razu był to strzał dający prowadzenie. Najpierw Klimczak z Ratajczykiem dobiegli do pola karnego Zagłębia, rozgrywając ładną, dwójkową akcję, a później piłkę zebrał Michał Trąbka, który pewnym strzałem skierował ją w róg bramki strzeżonej przez Krystiana Stępniowskiego. Czwarty z rzędu gol ŁKS-u, w który zamieszani są piłkarze bloku defensywnego to kolejny dowód na to, że ełkaesiacy czują się coraz swobodniej w systemie taktycznym trenera Stawowego, który pozwala obrońcom (i to nie tylko bocznym) na sporo swobody w grze ofensywnej.
26 minut czekaliśmy z kolei na pierwszy (i jedyny w pierwszej połowie) celny strzał piłkarzy Zagłębia – po niefrasobliwej stracie obrońców ŁKS-u dużo miejsca miał Martim Maia. Wychowanek Rio Ave uderzył mocno z prawej nogi, zmuszając Arkadiusza Malarza do interwencji. Arbiter podyktował rzut rożny, po którym gracze Zagłębia reklamowali mu zagranie ręką, jednak gwizdek Wojciecha Mycia milczał jak zaklęty. Mecz zaczynał wymykać się łodzianom z rąk; ełkaesiacy zaczęli pozwalać ekipie Krzysztofa Dębka na zbyt wiele. Na szczęście piłkarze jedenastej ekipy ligowej tabeli nie potrafili wykorzystać tego, że ŁKS zszedł na niższe obroty i gdy sędzia kończył mizerne widowisko, jakim była pierwsza część spotkania, na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 0:1.
Stawowy dostrzegł najwyraźniej, że po 45. minutach części jego piłkarzy zaczyna brakować prądu i w przerwie zdecydował się aż na trzy zmiany – na boisko weszli Sekulski, Nawotka i Gryszkiewicz. Ełkaesiacy zaczęli drugą połowę od mocnego uderzenia – w 50. minucie z rzutu wolnego z okolic dwudziestego metra na 2:0 podwyższył Pirulo.
Raptem siedem minut później łodzianie stracili jednak pierwszą bramkę w sezonie 2020/2021. Goncalo Gregorio uciekł stoperom ŁKS-u i wykorzystując to, że Arkadiusz Malarz ustawiony był kilkanaście metrów od bramki, pokonał go efektownym lobem.
Na boisku wreszcie zrobiło się gorąco, trybuny Stadionu Ludowego zaczęły żyć, a Zagłębie nabrało animuszu. W 59. minucie Dawid Gojny groźnie uderzał po bliższym słupku bramki Malarza, a kilkadziesiąt sekund później golkiper łodzian chwytał piłkę po zamieszaniu w polu karnym.
20 minut przed końcem meczu sytuację mógł uspokoić Pirulo, jednak piłka po jego strzale odbiła się od jednego obrońców Zagłębia. Dwie minuty później jeszcze lepszą sytuację zmarnował Sekulski, próbując uderzenia podcinką z najmniejszej odległości. Na boisku wciąż było nerwowo. ŁKS-owi ewidentnie brakowało uspokojenia gry, zdobycia bramki, która dałaby mu bezpieczną przewagę. Stawowy próbował wprowadzić nieco spokoju, wysyłając na boisko zaprawionego w ligowych bojach, choć debiutującego w barwach ŁKS-u Dankowskiego. Nie zmieniło to jednak obrazu gry – wciąż oglądaliśmy gwałtowne, chaotyczne zrywy z obu stron, a kibice ŁKS-u musieli drżeć o wynik. W 92. minucie było bardzo blisko tego, by jeden z takich zrywów zakończył się golem wyrównującym, jednak po uderzeniu z pola karnego piłka przeszła minimalnie nad poprzeczką bramki Malarza.
Zagłębie do końca z wielką determinacją walczyło o wyrównanie – w 95. minucie na rzut wolny i rożny w pole karne ŁKS-u ruszył nawet Stępniowski. Ostatecznie żaden ze stałych fragmentów gry nie przyniósł jednak pożądanego przez sosnowiczan efektu i z ostatnim gwizdkiem arbitra kibice ŁKS-u głęboko odetchnęli. Łodzianie nie potrafili narzucić rywalom swojego gry i byli bardzo blisko zgubienia punktów z przeciwnikiem, którego wyraźnie przewyższali kulturą gry. Dobrze, że o stylu tego zwycięstwa za kilka tygodni nikt już nie będzie pamiętał.
Zagłębie Sosnowiec – ŁKS Łódź 1:2 (0:1)
0:1 Michał Trąbka (16′)
0:2 Pirulo (49′)
1:2 Gonçalo Gregório (57′)
Fot. ŁKS Łódź /Cyfrasport