Alex Ferguson powiedział kiedyś, że mecze wygrywa się atakiem, tytuły wygra się obroną. W ŁKS-ie atak teoretycznie istnieje, obrony w spotkaniu z Miedzią Legnica nie stwierdzono.
W pierwszej połowie dobrymi interwencjami, dwa razy uratował ŁKS od straty bramki. Niestety, ale przy wszystkich golach Miedzi mógł zachować się lepiej. Na jego usprawiedliwienie można powiedzieć, że przy każdej przeszkadzał mu obrońca ŁKS-u. Dwa razy zasłonił go Moros, raz Sobociński.
W pierwszej połowie grał solidnie, w drugiej dostosował się do poziomu kolegów. Próbował zawiązywać akcje ofensywne lewym skrzydłem, ale drużyna nie była w stanie ich wykorzystać. W obronie zupełnie nieprzydatny, nie stanowił dla napastników Miedzi problemu.
Niesamowite jakim geniuszem wykazać się musieli się prezes ŁKS-u Tomasz Salski i dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła, że sprzedali Sobocińskiego do Ameryki, za duże jak na pierwszą ligę pieniądze. Tykająca bomba, która nie może przejść koło meczu, bez zawalenia czegoś. Dziś asystował napastnikowi Miedzi, przy bramce na 1:0. Przy drugiej bramce ratował się wślizgiem, czym zdezorientował Arndta.
Przy drugiej bramce dał się ograć jak junior, ale wprowadzał jakiś pierwiastek spokoju do chaotycznej obrony ŁKS-u, dlatego ma punkt więcej od swojego partnera.
Podobnie jak Klimczak, nieźle grał w ofensywie. Po jednym z jego dośrodkowań Ricaridnho zmarnował dobrą okazję do zdobycia bramki. W obronie nieprzydatny jak cały ŁKS.
Wpisany do protokołu meczowego, na boisku popisał się standardową dla siebie stratą w środku pola, po której Miedź miała groźną kontrę. I to tyle…
Pełni optymizmu kibice, po pierwszej połowie liczyli, że to będzie ten mecz, w którym ich “duński dynamit” w końcu odpali. No i odpalił… piłkę od swojej nogi, kiedy zabierali mu ją kolejni piłkarze Miedzi Legnica. W pierwszej połowie próbował posyłać piłki do kolegów z ofensywy, ale albo nie byli w stanie odczytać jego zamiarów, albo robił to nie w tempo.
Razem z Sobocińskim i Anrdtem w jakiś sposób można go obciążyć za pierwszą bramkę, ale to nie on jest głównym winowajcą jej utraty. Próbował strzałów z dystansu, które czasami z trudem bronił świetnie w tym meczu dysponowany bramkarz Miedzi – Paweł Lenarcik.
W pierwszej połowie, kiedy drużyna grała nieźle i on spisywał się w miarę dobrze. Mógł otworzyć wynik spotkania strzałem z dystansu, ale na posterunku był bramkarz Miedzi. W drugiej połowie zniknął zupełnie.
Zaprezentował jedno zagranie – zejście ze skrzydło i próba strzału. Przez dwa lata w Polsce, bramkę w ten sposób udało mu się zdobyć raz – w rozgrywanym w 2019 roku meczu Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze, a i tam największy błąd popełnił bramkarz rywali, któremu piłka przeleciała przez ręce. Umie grać inaczej i jest świetnie wyszkolonym technicznie zawodnikiem. Szkoda, że ostatnio o tym zapomniał.
W pierwszej połowie oddawał groźne strzały, na drugą solidarnie z resztą drużyny postanowił nie wychodzić.
Wszedł za Macieja Wolskiego i gra ofensywna ŁKS-u umarła śmiercią naturalną.
Sekulski zdążył w prawdzie zmarnować dogodną sytuację do strzelenia bramki, a Sajdak asystował piłkarzowi Miedzi przy bramce na 3:0, ale wynik spotkania był już wtedy przesądzony.