Nieoczywisty wybór ŁKS-u. Czym przekonał szefów klubu?
Nowym szkoleniowcem ŁKS-u został Jakub Dziółka (o czym poinformowaliśmy jako pierwsi w Polsce). 43-latek podpisał roczny kontrakt, z opcją przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy. Cel przed nowym szkoleniowcem łodzian jest prosty: awans do ekstraklasy. Jakie są plusy, a jaki największy minus przyjścia Dziółki do ŁKS-u?
Chęć ofensywnej gry
Do atutów nowego trenera dwukrotnych mistrzów Polski trzeba zaliczyć przede wszystkim chęć grania ofensywnego futbolu. Często gdy był trenerem Skry Częstochowa prowadziło to do utraty bramek, które wynikały z tego, że szkoleniowiec nie miał zawodników przystosowanych do tego stylu gry. Teraz będzie miał jednak w tej kwestii łatwiej, bo kadra na nowy sezon ma być stworzona pod tego typu granie. Robert Graf, wiceprezes ds. sportu, zapowiedział, że nowy ŁKS “ma grać ofensywnie, z wysokim i intensywnym pressingiem, w oparciu o posiadanie piłki”. Wydaje się więc, że jeśli Dziółka otrzyma dobrych wykonawców, to powinien tę taktykę szybko wdrożyć w zespole.
Można też powiedzieć, że zatrudnienie Dziółki jest swego rodzaju powrotem do korzeni dla ŁKS-u. To dobrze, bo za każdym razem, gdy łodzianie chcieli odejść od swojej klubowej filozofii i zatrudniali trenerów o innych, bardziej pragmatycznych charakterystykach (Piotr Stokowiec, Ireneusz Mamrot, Kibu Vicuna), to kończyło się to katastrofalnie. Teraz powinni być inaczej.
Praca z młodymi zawodnikami
Kolejny punkt, który działa na korzyść Dziółki, to stawianie na młodych zawodników. Gdy był trenerem Skry, to właśnie pod jego wodzą rozwinęli się tacy zawodnicy jak Kamil Lukoszek czy Aleksander Paluszek. Pierwszy z nich jest wiodącą postacią rewelacji zakończonego sezonu ekstraklasy, czyli Górnika Zabrze. Drugi natomiast niedawno świętował zdobycie wicemistrzostwa Polski w barwach Śląska Wrocław. Co warte podkreślenia, Skra za jego kadencji wygrała nawet Pro Junior System w pierwszej lidze. Oczywiście to, że Dziółka stawiał na młodzieżowców wynikało w jakimś stopniu z tego, iż jego ówczesny pracodawca nie należała do potentatów finansowych, ale nie zmienia to faktu, że w tej materii 43-latek czuje się naprawdę dobrze.
Jakub Dziółka jako trener Skry Częstochowa nie bał się stawiać na młodych piłkarzy. Fot. Skra Częstochowa
To dobra informacja – nie jest bowiem tajemnicą, że łodzianie chętnie stawiają na młodzież wywodzącą się z klubowej akademii, która z każdym miesiącem działa coraz lepiej. Tylko w ostatnich latach ŁKS zarobił spore kwoty na sprzedażach Jana Sobocińskiego czy Mateusza Kowalczyka, a niedługo do tego grona dołączy Aleksander Bobek. Ponadto w kolejce są już kolejni piłkarze na ich miejsce – Antoni Młynarczyk, Aleksander Iwańczyk, czy Jan Łabędzki. Przyjście Dziółki zwiększa prawdopodobieństwo tego, że ci gracze nie zmarnują swojego potencjału.
– Rozwój akademii ŁKS-u to też jest argument, który sprawił, że tu trafiłem. Nie chcę promować siebie, ale wielu piłkarzy udało mnie się przez Skrę wyprowadzić na poziom ekstraklasy. Myślę, że my też jesteśmy w stanie wykorzystać duży potencjał akademii oraz bazę treningową, którą mamy, do tego, żeby piłkarze zaistnieli na poziomie pierwszej ligi, a potem – jeśli awansujemy – wyżej. Jesteśmy w stanie to zrobić, mamy na to plan. Ja jako trener mam taki plan na rozwój piłkarzy, bo on powstał w Częstochowie. Wiemy, jaka była tam filozofia klubu, udało się to zbudować przez dwa lata, więc na pewno będziemy to realizowali – powiedział Dziółka zapytany przez nas o to, czy w ŁKS-ie będzie korzystał równie chętnie z młodzieży, co w Skrze.
Pasuje do klubowej filozofii
Najważniejsze jest to, że Dziółka idealnie pasuje do tego, jak chce rozwijać się ŁKS w nadchodzących miesiącach. Jak wspomniałem, spełnia dwie najważniejsze cechy – zależy mu na ofensywnej grze oraz dominacji rywala, a do tego potrafi rozwijać młodych zawodników. Łodzianie dobrze więc postąpili, nie odchodząc przy wyborze nowego trenera od klubowych pryncypiów tylko po to, by zatrudnić szkoleniowca z, teoretycznie, bardziej znanym i mocniej działającym na wyobraźnie kibiców nazwiskiem. Moim zdaniem pozostanie przy klubowej filozofii bardziej się ŁKS-owi opłaci na dłuższą metę, nawet kosztem podjęcia pewnego ryzyka, jakim jest zatrudnienie mniej doświadczonego szkoleniowca.
Sam Dziółka od początku przyznaje, że jego postrzeganie piłki nożnej jest bardzo podobne do tego wyznawanego przez ŁKS.
– Wciągnął mnie ten projekt. DNA klubu jest spójne z moim DNA jako pierwszego trenera i będziemy chcieli wraz z całym sztabem pracować już od początku w taki sposób, żeby ŁKS sprostał oczekiwaniom kibiców – powiedział urodzony w Chorzowie trener tuż po podpisaniu kontaktu z “Rycerzami Wiosny”.
Znajomość z wiceprezesem
Do pozytywnych aspektów zatrudnienia Dziółki trzeba także zaliczyć jego znajomość z Grafem. Panowie znali się już przed ŁKS-em, bo to właśnie Graf ściągnął byłego piłkarza GKS-u Katowice do Częstochowy, gdy ten został asystentem w tamtejszym Rakowie. Ich znajomość na tamtym etapie nie potrwała jednak długo, bo Dziółka parafował umowę z ówczesnym mistrzem Polski w lipcu, a dwa miesiące później Grafa pod Jasną Górą już nie było. Wcześniejszy kontakt tych dwóch osób sprawia jednak, że raczej nie powinni mieć oni problemów z komunikacją. Dzięki temu ruchy na rynku transferowym powinny być ściśle konsultowane pomiędzy wiceprezesem a szkoleniowcem, co sprawia, że raczej nie powinno dochodzić do nieporozumień w tej kwestii.
Małe doświadczenie
Nie ma co ukrywać – Dziółka nie ma dużego doświadczenia jako pierwszy trener. Przed objęciem pracy w Łódzkim Klubie Sportowym tylko w jednym zespole pracował przez dłuższy czas w tej roli na poziomie centralnym. Chodzi o ww. Skrę, z którą spadł do drugiej lig.
Ten brak doświadczenia jest oczywiście minusem, ale nie należy zapominać o tym, że Dziółka trenerskie szlify zbierał także jako asystent. W tej roli pracował w Rakowie Częstochowa, Cracovii (gdzie był lewą ręką Michała Probierza, aktualnego selekcjonera reprezentacji Polski!), czy dwukrotnie w GKS-ie Katowice.
Warto również dodać, że Robert Graf już raz w przeszłości zatrudnił trenera z małym doświadczeniem w roli pierwszego szkoleniowca i ta decyzja w 100 proc. się obroniła. Gdy był dyrektorem sportowym Warty Poznań, to zatrudnił Piotra Tworka, który przed trenowaniem klubu z Wielkopolski był głównie asystentem, a jego jedyną poważną samodzielną pracą była kadencja w Kotwicy Kołobrzeg. A mimo to Tworek zdołał z Wartą awansować do ekstraklasy i potem zająć z nią sensacyjne piąte miejsce w tabeli.
Podsumowując, największym defektem Jakuba Dziółki jest jego brak doświadczenia. Ale poza tym to szkoleniowiec skrojony pod ŁKS i jeśli otrzyma odpowiednich piłkarzy, to ma wszystko, żeby wprowadzić “Rycerzy Wiosny” z powrotem do ekstraklasy. Dlatego sądzę, że wbrew opiniom części kibiców, łodzianie nie wzięli trenera ze śmietnika. Co więcej, po tym jak z klubem nie dogadał się Dawid Szulczek, Dziółka był najlepszym dostępnym wyborem na rynku trenerskim.