Po doskonałym pierwszym secie, wydawało się, że tylko kataklizm sprawi, że PGE Skra nie wygra z Indykpolem AZS Olsztyn. Kataklizm nadszedł i nazywał się Karol Butryn.
Ostatni mecz PGE Skry Bełchatów z AZS-em Olsztyn był dla bełchatowian pechowy. Chociaż podopieczni Slobodana Kovaca wygrali 3:1, następnego dnia mieli lecieć do Burgas na mecz pucharu CEV z Neftochimikiem. Przez dodatnie wyniki testu na koronawirusa, nie wszyscy zawodnicy znaleźli się w Bułgarii, a na pozycji rozgrywającego zmuszony był zagrać Szymon Ostrowski, młody siatkarz z rezerw. – Chylę czoła przed Szymonem, który dźwignął to spotkanie. Trenował z zespołem dzień przed meczem i był na rozruchu w dniu meczu – powiedział wtedy Karol Kłos, środkowy PGE Skry Bełchatów. Tym razem bełchatowianie mieli dużo większy komfort, bo wszyscy byli zdrowi i na pierwszy mecz play-offów mogli wyjść najmocniejszym składem.
Początek pierwszego seta był wyrównany. Do wyniku 7:7, obie drużyny badały się i żadna nie mogła zdobyć przewagi. Po stronie bełchatowian, świetnie spisywali się Mateusz Bieniek, Aleksander Atanasijiević i Milad Ebadipour. Pochodzący z Serbii atakujący, w pierwszej partii zdobył siedem punktów na osiem prób, za to słabo spisywał się na zagrywce. Na cztery próby popełnił aż trzy błędy. Ebadipour z kolei rozgrywał świetnie spotkanie patrząc pod kątem przydatności dla drużyny. Od irańskiego przyjmującego zaczynała się większość pozytywnych akcji Skry. Do tego nękał rywali zagrywką, której nie byli w stanie przyjąć.
W defensywie dobrze radzili sobie Dick Kooy i Kacper Piechocki, którzy nie popełnili żadnego błędu w przyjęciu. Libero drużyny z Bełchatowa na osiem piłek, miał aż 63 proc. pozytywnego przyjęcia i 13 proc. perfekcyjnego. Pierwszego seta Skra wygrała 25:19.
Drugi set należał do skrzydłowych Skry. Ebadipour wszedł na jeszcze wyższe obroty i stanowił o sile ofensywy Skry. Zdobył aż dziewięć punktów. Bełchatowianie nieco gorzej radzili sobie w przyjęciu, przez co Olsztyn, który tracił kilka punktów do gospodarzy zaczął nadrabiać. Z wyniku 15:11 zrobiło się po 18. Do rozstrzygnięcia wyniku drugiej odsłony potrzebne były przewagi, które wygrał zespół przyjezdnych 24:26.
Trzecia partia, chociaż wyrównana, znowu nie okazała się dla Skry szczęśliwa. Bełchatowianie nie grali źle, w ofensywie radzili sobie bardzo dobrze, ale zaczęli popełniać proste błędy, które pozwoliły drużynie z Olsztyna uwierzyć w siebie i wrócić do gry. W drużynie gospodarzy doskonale spisywał się Karol Butryn. Doskonała postawa atakującego AZS-u dała przyjezdnym zwycięstwo w trzecim secie. Butryn nie tylko dobrze atakował. Równie groźny był w polu zagrywki, bo aż trzy punkty zdobył asami serwisowymi.
W decydującym secie, PGE Skra nie była sobą. Bełchatowianom nie udawało się nic, a nakręceni poprzednimi partiami olsztynianie rozgrywali najlepsze spotkanie w tym sezonie. Oprócz niesamowicie grającego Butryna, cichym bohaterem był Taylor Averill. Środkowy świetnie operował zagrywką i dużo pracował dla drużyny. Ostatnią partię, goście wygrali 25:14. W play-offach gra się do dwóch zwycięstw, więc przed podopiecznymi Kovaca jeszcze dwie szanse na wejście do półfinału Plus Ligi.
PGE Skra Bełchatów – Indykpol AZS Olsztyn 1:3 (25:19, 24:26, 26:28, 14:25)
PGE Skra: Łomacz, Kooy, Kłos, Atanasijević, Bieniek, Ebadipour, Piechocki (libero), oraz Sawicki, Schulz, Taht
Indykpol AZS Olsztyn: Firlej, DeFalco, Poręba, Butryn, Averill, Andringa, Gruszczyński (libero), oraz Jakubiszak, Król, Siwczyk
fot: PGE Skra Bełchatów