
Miał być dyrektorem sportowym na lata, nie został nawet roku. Mindaugas Nikolicius działał dla Widzewa tylko w jednym oknie transferowym, ale zdążył sprowadzić wagon piłkarzy. Drużyny zbudować nie zdołał, a może nie zdążył.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Litwin poszedł na ilość, a nie na jakość. Ściągał piłkarzy, za darmo, albo za pieniądze – czasem rekordowe – hurtowo. Wielu z nich nie spełniło oczekiwań. Gdyby zapytać dowolnego kibica Widzewa, który letni transfer jest na plus, to chyba większość wymieniłaby Sebastiana Bergiera. Łódzki klub wziął go za darmo, bo skończył mu się kontrakt z GKS-em Katowice. Kto jeszcze? Ricardo Visus i już… chyba nikt, a przecież lista jest bardzo długa, liczy kilkanaście nazwisk. Kilku graczy rokuje, ale tylko tyle. To za mało, biorąc pod uwagę, że latem na wzmocnienia poszło ponad 6 milionów euro. Więcej wydał tylko Raków Częstochowa.
Nowi zawodnicy pomieszani z najlepszymi „starymi” (bo dużą grupę piłkarzy pożegnano), nie stworzyli też drużyny. Może nic dziwnego, skoro prowadziło ich aż trzech trenerów. Żeljko Sopić był wyborem Niko, na Patryka Czubaka się zgodził, w sprowadzeniu Igora Jovićevicia miał pomagać. Najpierw dyrektor sportowy miał władzę absolutną i po służbową kartę sięgał chętnie. Potem jego pozycja słabła, aż stracił ją w ogóle i 12 listopada z Widzewa wyleciał. Gdyby podliczyć koszt jego dyrektorowania, to na pewno wyszłoby rekordowo w historii. Koszt ogromne, a zbudować nie udało się zbyt wiele.
Jakie błędy popełnił Niko? Właściwie zrobił je w każdej formacji. Latem ściągnął aż dwóch bramkarzy (co pochłonęło 800 tysięcy euro), co spowodowało, że w drużynie było trzech obrażonych graczy na tę pozycję. Rafał Gikiewicz został odstawiony na drugi, a nawet trzeci tor. Zastąpił go Maciej Kikolski, który po chwili dowiedział się, że jest za słaby i do bramki wszedł Veljko Ilić. Drużynę buduje się od tyłu, ale chyba nie tak.
A w defensywie? Długo lewym obrońcą nr 1 w zespole był prawy obrońca Peter Therkildsen. Nie ma w niej lewonożnego stopera, bo za Juana Ibizę przyszło dwóch prawonożnych. Efekt jest taki, że Steliosa Andreou, który typowany był na szefa defensywy Widzewa, kolejni trenerzy upychają na boku.
Do drużyny dołączyli latem trzej skrzydłowi. Na pewno Samuel Akere, Angel Baena i Mariusz Fornalczyk mają wyższe umiejętności od Kamila Cybulskiego czy Jakuba Sypka, ale też kosztowali (Hiszpan przyszedł za darmo) ponad 2 miliony euro. Liczby mają zawstydzające, powinni mieć zdecydowanie lepsze, jak na kwoty, jakie poszły na ich sprowadzenie. Oczywiście to nie wina Niko, ale z pewnością i ta sytuacja mu nie pomogła.
W środku wciąż najlepsi są Fran Alvarez i Juljan Shehu, którzy w Widzewie grają od dawna. Gdy jednak mają spadek formy, wynikający chyba ze złego przygotowania (nawet nie wiadomo, czyja to wina, bo trenerów przygotowania też było/jest kilku), to nie ma ich kto zastąpić. Od lat mówi się o potrzebie sprowadzenia środkowego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, kreatora gry, motoru napędowego drużyny. Czy to Tonio Teklić? Z pewnością nie. Sebastian Kerk chyba gorszy nie był…

Poza Bergierem (był na liście Widzewa jeszcze przed przyjściem Niko) z napastników do drużyny trafili jeszcze Andi Zeqiri i Pape Meissa Ba. To prawdziwe wtopy i to już zdecydowanie idzie na konto Litwina. Niko czekał zbyt długo, szukał, przebierał, przegrywał w negocjacjach. Na ostatnią chwilę wziął Ba, którego z jakiegoś powodu nikt już nie chciał. Schalke 04 puściło go do Widzewa za darmo, jakby oddawało zabawkę, którą nie chce się już bawić. Senegalczyk w Widzewie siedzi na ławce, nie jest potrzebny. Chyba zimą wypadałoby go pożegnać, ale to go weźmie…
Po Szwajcara Niko leciał z właścicielem klubu odrzutowcem. Robert Dobrzycki w niedawnym wywiadzie dla Angory mówił, że na piłce się nie zna, ale dyrektor sportowy, któremu płaci dużo pieniędzy, powinien. Za Zeqiriego Widzew zapłacił 2 miliony euro, to rekord klubu. A szwajcarski napastnik nie nadaje się póki co do gry: przegrywa pojedynki z obrońcami, nie ma siły i szybkości. Może będzie z niego pożytek wiosną. A może nie… Gdy płaci się tyle pieniędzy, trzeba liczyć na to, że piłkarz jednak pomoże drużynie. Prawda jest taka, że Zeqiri w ogólnie nie powinien zmieniać Bergiera. Na to bardziej zasłużył sprowadzony za darmo Antoni Klukowski. Ale przecież grać musi gwiazda za miliony…

To wszystko sprawiło, że Widzew jest dopiero 12. w tabeli, a Nikoliciusa w klubie już nie ma. Teraz bossem jest Dariusz Adamczuk, którego już nie trzeba chyba nazywać pełnomocnikiem zarządu do spraw sportowych, tylko dyrektorem sportowym Widzewa. Adamczuk będzie robił to, co nie udało się Niko (chociaż miał kasę i władzę) – budował zespół na puchary. Ale musi też sprzątać po poprzedniku. Zima będzie ciekawa.
O Litwinie jeden z byłych zawodników Widzewa mówi, że to nie jest dyrektor sportowy, ale handlarz piłkarzami. I coś w tym jest. Latem Niko handlował na całego. Ale nic nie zbudował. Może ten zespół odpaliłby dopiero na wiosnę? Raczej się już tego nie dowiemy, bo do wiosny pewnie w tym składzie nie dotrwa. Dzisiaj Widzew ma drużynę na drugą część tabeli, a to idzie na konto Litwina. On decydował, kto ma odejść, a ktoś przyjść, miał władzę absolutną. Niko był ponad prawem. I nie mogło się to skończyć inaczej, niż tak, jak właśnie się skończyło. Tomasz Wichniarek, poprzednik Litwina, bez takich pieniędzy i władzy, i bez wsparcia trenera, miał lepsze strzały i chyba mimo wszystko lepiej budował.